Krystyna Konecka – MAESTRIA POWIEŚCI BIRUTĖ JONUŠKAITĖ

BIRUTĖ JONUŠKAITĖ "Maranta" i "Maestro"

15 listopada 2022 - O książkach BIRUTĖ JONUŠKAITĖ pisze Krystyna Konecka na stronie www. pisarze.pl numer 521.

Nic, co warte uwagi, a wychodzi spod pióra Birutė Jonuškaitė, nie pozostawia czytelnika obojętnym. To pisarka niezwyczajna, podobnie jak jej osobowość, ukształtowana przez magię pogranicznego środowiska i tradycji. Tej samej tradycji, która od pokoleń obdarza swoistą specyfiką rdzennych mieszkańców litewskich enklaw w granicach Polski, a od czasów przedromantycznych do teraz rzutuje na dzieła tworzących na Kresach ludzi pióra, obrazu i muzyki.

Dwie nowe książki pisarki stawiam na regałach z literaturą poświęconą mojej rodzinnej Wileńszczyźnie, i gdzie stoją też tomy autorstwa współczesnych pisarzy litewskich w języku polskim: to m.in. zbiór esejów Tomasa Venclovy „Opisać Wilno” w przekładzie Aliny Kuzborskiej, wydany przez Fundację Zeszytów Literackich; to „Wiersze podobne do Litwy” Marcelijusa Martinaitisa w wyborze i przekładzie Alicji Rybałko, których edytorem była sejneńska Fundacja „Pogranicze”; to wreszcie „Silva rerum” – cykl powieści (z najnowszym, czwartym tomem) autorstwa mieszkającej w Londynie litewskiej pisarki Kristiny Sabalauskaite, która przywraca w swoim dziele czasy Rzeczypospolitej Obojga Narodów (Wydawnictwo Literackie i Znak, tłumacze Izabela Korybut-Daszkiewicz i Kamil Pecela).

Pisanie o „Maestro”, najnowszej powieści Birutė Jonuškaitė celowo zaczynam od kilku słów o niej, dla podkreślenia, że za każdym rodzajem twórczości, a raczej – przed nim, stoi postać autora, jego talentu, wrażliwości i pracy. Autorka książki jest Litwinką urodzoną w Polsce nad jeziorem Sejwy, tuż przy granicy z Litwą, a jej świat dorastania rozpościerał się pomiędzy Sejnami a Puńskiem. To z tutejszego liceum trafiła, jako jedna z najlepszych absolwentów swojego roku, na Uniwersytet Wileński, by zgłębiać tajniki warsztatu dziennikarskiego. Władająca świetnie językiem litewskim i polskim, po studiach podjęła pracę w suwalskich „Krajobrazach”, by wkrótce przenieść się na stałe do Wilna, gdzie z powodzeniem kierowała litewskim czasopismem „Rodzina”. Jej debiut twórczy przypadł na dynamiczny czas odrodzenia niepodległej Litwy.

Jest autorką kilkunastu książek w języku litewskim, licznych wierszy, znanych w języku polskim z antologii i almanachów m.in. Warszawskiej Jesieni Poezji oraz Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu, w których to festiwalach uczestniczyła wielokrotnie; jest też tłumaczką literatury polskiej, laureatką znaczących nagród, m.in. za zbliżenie literatur obydwu krajów. Jak pracuje Birutė Jonuškaitė, jak fotografuje (przestrzenie z lotu ptaka), jak przekłada poezję, jak przyjaźnie współdziała z zespołem, jak redaguje, miałam okazję obserwować podczas międzynarodowego (Białoruś, Litwa, Polska, Ukraina) pleneru translatorskiego w Druskiennikach w roku 2008, którym opiekowała się – podówczas jako wiceprezes Związku Pisarzy Litwy (od 2018 roku – prezes tej instytucji) – Birutė Jonuškaitė, i która koordynowała prace nad, wydanym w Wilnie, almanachem pt. „W dłoniach królów”. Po litewsku – „Karalių delnuose”.

Dwa lata później w antologii Warszawskiej Jesieni Poezji zacytowano w biogramie twórczym zwierzenia tej pisarki i poetki: W życiu codziennym obserwuję i cieszę się idealne przez Pana Boga stworzonym światem, ale jednocześnie prawie na każdym kroku przekonuję się, że nasze ludzkie losy i stosunki nie są, niestety, ani tak idealne, ani szczególnie piękne (…). Być może dlatego od najmłodszych lat szukałam swojej – literackiej – przestrzeni, w której (…) mogłabym działać bardziej sensownie, dokonać więcej i piękniejszych rzeczy aniżeli w realnym świecie.

Powyższy cytat traktuję jako jedno z uzasadnień twórczości pisarki w przeciągu ostatnich lat. W roku 2015 ukazała się na Litwie powieść Birutė Jonuškaitė pt. „Maranta”, przetłumaczona na język polski w 2020. Jej kontynuacja – powieść „Maestro” została wydana po litewsku w roku 2019, a w polskim przekładzie – w 2022. Obydwie ukazały się w Wydawnictwie „Pogranicze” w Sejnach (o czym – za chwilę).

Miałam pisać tylko o drugiej części tej litewskiej dylogii, jednak – mimo odrębności fabuły „Maestra” – nie można pominąć powieści „Maranta”, której strukturę tłumaczka książki, Agnieszka Rembiałkowska  określiła jako …bieżnik… kobierzec, arras fabuły, utkany z równoległych, przenikających się czasów, z rozpisanych na biograficzne krzyżyki tradycji i obyczajów puńsko-sejneńskich Litwinów, naznaczonych printami dalekiego świata – Rosji, Ameryki, Warszawy, Paryża, Słowacji, Ziemi Świętej. Kontynuując te, niezwykle trafne „tkackie” porównania, pozwoliłam sobie porównać obydwie książki do wielobarwnego, wielostrukturalnego patchworku o skomplikowanych, nieoczywistych sekwencjach dziejów litewskiej rodziny, żyjącej na pograniczu topograficzno-kulturowym, kurczowo trzymającej się, niczym brzytwy – tradycji. Z zasupłanymi pośród, pozszywanych w artystyczny pejzaż, losami artysty wywodzącego się nie stąd, a zrośniętego z tą ziemią i ludźmi do końca swoich dni. Każdy z licznych bohaterów doświadcza tragizmu zbiorowego oraz indywidualnego losu w latach hitlerowskiej okupacji i presji sowieckiego bolszewizmu, a czasy współczesne okazują się być dla nich równie niełatwym wyzwaniem, godzącym w nienaruszalny wcześniej porządek tego mikroświata, a przy tym – odsłaniającym nie mieszczące się w wyobraźni sploty wydarzeń i tajemnice.

Główna bohaterka „Maranty”, długo bezimienna Rasa (Rosa), niczym owa tajemnicza pokojowa roślina, stanowiąca jej alter ego, dźwiga przeszłość rodu i jego szokujące sekrety, heroicznie wyrusza z hermetycznego gniazda w nieznane przestrzenie, gdzie  otwiera się przed nią upragniony świat sztuki oraz zupełnie nowa jakość życia. Może też drogi poznania: Ach, gdyby tak jakaś błyskawica choćby na chwilę rozdarła tę płachtę ciemności, i pomogła ci zrozumieć, gdzie jesteś. Przyjdzie taki czas, powrót ufności: Zamykam oczy. Do płótna mojej duszy podchodzi wschodzące słońce, gigantyczne zwierzę, które językiem szorstkim jak papier ścierny delikatnie wylizuje otwartą ranę…. To już uroda, maestria poetyckiego języka autorki książki, wartego osobnej rozprawy… Jednak nie Rasa wyjedzie pierwsza: przed nią wyruszy jej siostra – matka. Saulė (Słońce)… Kiedy Rasa kończy studia plastyczne, nie wie, jak udało jej się dostać, po kilku próbach na uczelnię. Dowie się o tym pod koniec książki. Drugiej. Pod koniec „Maestra”. Od Maestra…

Jak wspomniałam, obydwie części dylogii w przekładzie zostały opublikowane przez edytora najbardziej dla tej tematyki predystynowanego – w sejneńskim Wydawnictwie „Pogranicze”, w serii „Meridian”. Twórca wydawnictwa i redaktor serii, pisarz i poeta, historyk idei, współtwórca m.in. Ośrodka „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów”, gościnny, serdeczny gospodarz (wraz z żoną Małgorzatą) spotkań literatów i filozofów w Miłoszowej Krasnogrudzie – Krzysztof Czyżewski firmuje serię od wielu lat własnym nazwiskiem oraz sentencją z twórczości poety Paula Celana (w przekładzie Feliksa Przybylaka):

Znajduję to, co łączy i jest jak wiersz prowadzący do spotkania. Znajduję coś – jak język – niematerialnego. terrestrycznego. coś kołowatego. poprzez oba bieguny powracającego w sobie. a przy tym – w sposób pogodny – nawet krzyżującego tropy: – znajduję… Meridian.

Meridian. Ten nieprawdopodobny dla wielu, niedostrzegalny a niezbywalny motyw łączenia, symbol dialogowania innego z innym, scalający, dający się zrozumieć. Takich opowiadań i powieści dziejących się w przeróżnych miejscach, pisanych przez różnych autorów z obszaru Europy Środkowowschodniej Krzysztof Czyżewski wyprowadził na świat bardzo wiele. Czy można dziwić się, że i w metaforycznej opowieści „Maranta” odnalazł podobne przesłania? To o tej książce napisał w swojej recenzji:

Jakże brakowało nam w Polsce współczesnej powieści, która wprowadzałaby nas w świat Litwinów posiadających polskie obywatelstwo, dała świadectwo prawdzie i dramatom ich losów, a jednocześnie nie zamykała ich w etnograficznym skansenie, poszła śladem ich wędrówek do Wilna i Warszawy, Jerozolimy i Ameryki, uczyniła zadość ich ambicjom wchodzenia w dialog z nowoczesnością, w tym ze sztuką współczesną. Taką powieścią jest „Maranta”.

Krzysztof Czyżewski nie zawahał się przed wydaniem kontynuacji tej książki – powieści „Maestro”. Oryginalnym zabiegiem edytorskim, co warto podkreślić, jest niejako podwójne zaangażowanie tłumaczek obydwu książek: autorka przekładu „Maranty” – Agnieszka Rembiałkowska była też redaktorką „Maestra”; z kolei tłumaczka tej drugiej powieści – Joanna Tabor redagowała „Marantę”. Obydwie autorki przekładów opatrzyły też swoje tomy posłowiem (co nieczęsto się zdarza), objaśniając czytelnikom m.in. techniczne zawiłości tłumaczenia. We wrześniu br. to Joanna Tabor o współpracy translatorskiej i redakcyjnej opowiadała publiczności zgromadzonej podczas sejmiku literackiego w krasnogrudzkiej kawiarni „Piosenka o Porcelanie” na wieczorze autorskim Birutė Jonuškaitė (prowadzonym przez Paulinę Ciucką), żal, że przeze mnie oglądanym zdalnie.

Warto podkreślić, że maestria powieści „Maranta” w wersji oryginalnej została doceniona nominacją do finału litewskiego plebiscytu literackiego Książka roku.

Z przeczytanym do połowy tomem „Maestra” wracałam właśnie znad morza, zatrzymując się w Gdańsku. Rzadko kontaktując się z autorką książki, nie miałam pojęcia, że spotkamy się niespodziewanie na festiwalu „Wilno w Gdańsku”. Nie mogłam odmówić sobie uczestnictwa w prezentacji na żywo powieści „Maestro” i możliwości zapisania refleksji Birutė Jonuškaitė. Prowadzący rozmowę dr Tomasz Snarski współorganizator imprezy, literat, teraz rozmawia o „Maestro”. Oto zapis:

– Piszesz o silnych, pełnych uczuć kobietach. A nas kochacie dopiero jak odejdziemy – rozpoczął prowokacyjnie.

– To myślenie trochę stereotypowe – odpowiada Birutė. – Ta etykieta nie jest do końca prawdziwa, ponieważ w moich powieściach i opowiadaniach jest dużo mężczyzn. I to, co mnie zawsze interesuje, to jest to, co łączy mężczyzn i kobiety: stosunki, i miłość, i nienawiść, i przebaczenie.

– „Maestro” zaczyna się od kobiety – dopowiada prowadzący. – Zaczynasz od myślenia kobiety. W tok narracji wplecione są małe traktaty filozoficzne. Sztuka. Cierpienie. Litewskość. Regionalizm. I transformacje bohaterów. Czy to wszystko jest w „Maestro”?

Odpowiada B. J. – Tak, to wszystko próbowałam ująć w powieści, tym bardziej, że moim bohaterom przyszło żyć i tworzyć w skomplikowanym XXwieku, a spotkać sięjuż w XXI wieku. Więc jest to książka o tym, jak uczymy się kochać i poznawać drugiego człowieka, o relacji dziadka z wnuczką, ale także i o pojęciu świata dwóch twórców. 

Mówiąc o tej powieści należy wspomnieć o dwóch rzeczach ważnych. Jedna – czy dziecko po utracie miłości rodziców może w przyszłości ułożyć normalne, pełnokrwiste życie? Czy będzie w stanie pokochać innego człowieka? Założyć rodzinę? Mój bohater doznał takiej traumy w czasie wojny – rodzice go opuścili. On został w Warszawie. Później – na pograniczu polsko-litewskim, wśród obcych, sam wobec okrutnej wojny. Przez ten wątek chciałam nawiązać do częstych sytuacji XXI wieku, mówię o emigracji ekonomicznej. Na Litwie wyrosło całe pokolenie osób, pozostawionych przez rodziców w latach dziecięcych dziadkom czy ciotkom. Dzieci pozbawione miłości matki albo ojca, albo obydwu. To nie są normalne stosunki w rodzinie. Czy to pokolenie będzie w stanie budować swoje życie na zasadach miłości, zaufania, bliskości?

Drugi temat – jak kształtuje się artysta. Jaka jest cena talentu? Chciałam trochę nawiązać i do biografii Cz. Miłosza. Dążył w ukierunkowany sposób do tego, by stać się sławnym poetą. Osiągnął to. Ale w życiu nie ma nic za darmo. Kiedy miał dostać Nagrodę Nobla, błagał Boga, żeby oddalił tę nagrodę, a dał zdrowie jego synowi. Miłosz całe życie ubolewał, że zostawił ukochaną Jadwigę w Wilnie i wybrał drogę poety. Myślę, że mój Maestro też drogo zapłacił za swój talent i sławę.

Tyle. Wiem, że wrócę z uwagą do książki innej autorki urodzonej na Suwalszczyźnie, zmarłej niedawno Marii Nurowskiej, która w 2013 roku wydała – w dużym stopniu opartą na faktach i relacjach – opowieść pt. „Sergiusz – Czesław –  Jadwiga” z tytułową podpowiedzią: „Miłosz, Piasecki, piękna kobieta i sekrety przeszłości”. Może to było jedno ze źródeł wiedzy Birutė Jonuškaitė? Ale w Krasnogrudzie wspomni o zapiskach sekretarki Noblisty… Zaczepiam w Gdańsku jedną ze słuchaczek, pytając, czy w takim skrócie zasygnalizowana powieść „Maestro” zostawi w pamięci ślad, zachętę do lektury?

– Zaraz idę na stoisko, muszę to mieć – mówi, odbiegając.

„Maestro”. Doszukiwano się prototypu bohatera w losach artysty Franciszka Starowiejskiego, mówiła autorka podczas spotkania, zaprzeczając jednak tym sugestiom. Ponieważ jej bohater jest postacią fikcyjną, podobnie jak wiele innych, wykreowanych wyobraźnią pisarki, czasem z zapożyczonym rysem charakteru z opowieści krewnych. Zatem – „Maestro”. Wiktor K. Artysta malarz o efektownej, mimo wieku i chorób, powierzchowności (najczęściej kupowana część garderoby to kapelusze) oraz odstręczającym charakterze. Nie pamiętasz imienia osoby, która lata całe użerała się za ciebie z urzędnikami – gani go wnuczka, z którą w licznych podróżach, w światowych galeriach sztuki, w intymnych chwilach opieki nad chorym próbuje rozkruszyć skorupę obcości człowieka związanego tak bliskim pokrewieństwem. Nieświadoma, że i on dąży do tego samego… Cyniczny, zgorzkniały, prowokujący: Kiedy wreszcie zrozumiesz, że prawdziwy artysta karmi się konfliktem? Komentarze o perturbacjach na lotniskach i w samolotach, raniących jego poczucie estetyki. Językiem wprost przeniesionym z życia: Typ w rękawiczkach… patroszy walizkę… Znowu będę leciał z chlewem. Do tego  wątpliwości eschatologiczne: …co może z nami zrobić Bóg?… żadna odpowiedź nie jest dobra, chociaż w każdej może być ziarnko prawdy.

Można odłożyć na bok książkę z tak irytującym bohaterem. Ale do dalszej lektury poprowadzą czytelnika już na początku lektury tajemnicze słowa: Tego obrazu nie sprzedam nikomu. Na odwrocie napis: Mój najukochańszy dziadek Wiktor. Maestro. I gdy pielęgnująca cierpiącego artystę Helena, mówiąca o sobie Ja tylko sprzątam i gotuję. Jestem cieniem, powie: …gdybym miała za kogoś oddać życie, to byliby to mój syn i Wiktor… Są dla mnie najważniejsi na świecie.

Przejdźmy zatem i my, czytelnicy, przez biografię Maestra, utalentowanego syna prawie Francuzki wydzielającej miłość synowi skąpo i przemysłowca, zajętego wraz z żoną podejmowaniem ekscentrycznych gości w salonach oraz bawieniem za granicą. Szczęśliwie, zwłaszcza dla dziecka, letnie miesiące spędzali pomiędzy jeziorami Gaładuś, Sztabinki, Dusajek Mały…, zauroczeni dworem w Krasnogrudzie, a potem pełnym żywych tradycji litewskim domem Róży i Stefana Valkiunasów w sąsiedniej Dusznicy. Aż potem wszystko przewróciło się do góry nogami, gdyż na krótko przed wojną rodzice brylujący we Włoszech zostawili dziecko na łasce gosposi… I tutaj otwiera się wyrazisty, topograficzny kontekst, nawiązujący do miejsca akcji „Maranty”. I bohaterów pierwszej powieści.

To w tamtym, krasnogrudzkim, ocalającym otoczeniu stało się to, że właśnie pozostawia za sobą dzieciństwo, że pępowina uschła i odpadła…. Tam też nastolatek doświadczył inicjacji seksualnej. Bo tam u wiejskiej znachorki, u Zyni zdarzyło się to coś, kiedy poczuł, że …jego ciało aż trzeszczy, wyrywa się ze skóry, żeby zrobić miejsce dla tego nowego. Tam dojrzewał twórczo, od dziecięcych szkiców salonowych gości przechodząc do roli Malera wśród żołnierzy hitlerowskich, okupujących te tereny, uważane przez nich za swoje… Dość streszczania. Los Maestra domknął się w zgodzie z wnuczką, może z Universum… Co dalej, jak potoczą się losy utalentowanej artystki? Wyobrażam sobie dopełnienie cyklu powieści do trylogii. Wyobrażam sobie – za sprawą malowniczego, pełnego finezji poetyckiego języka Birutė Jonuškaitė (jakże pięknie opisuje autorka tajemnice warsztatu pisarskiego w swojej „książce w książce”, czyli notatkach o powstawaniu obydwu dzieł)  – barwny scenariusz serialu telewizyjnego, filmowych obrazów ukazujących wspaniałe jeziorne pejzaże pomiędzy Sejnami a Puńskiem – przecież dotąd istnieją nieskażone. Tak jak istnieją w swoich gniazdach litewskich potomkowie tamtych mieszkańców – rzeczywistych i fikcyjnych, tych z kart powieści. Niech ożyją dla potomnych…

Krystyna Konecka

Czytaj na stronie www.pisarze.pl