Tytuł „Sroka na szubienicy” przywołuje już w pierwszej chwili skojarzenie ze znanym obrazem Pietera Breugela – „Pejzaż z szubienicą”. Akcja powieści Alhierda Bacharewicza rozgrywa się na Białorusi, więc owa zbieżność wydaje się naturalna. Łatwo się domyślić, że zetkniemy się z wątkami politycznymi związanymi zapewne z despotyzmem i opresyjnością władzy oraz człowiekiem, czy też ludźmi, którzy będąc tak blisko, na wyciągnięcie ręki, nie do końca rozumieją, co za chwilę może się wydarzyć. Powieść Bacharewicza nie jest do końca w pełni realistyczna. To antyutopia, napisana nie tak znów dawno, w 2009 roku, choć wydaje się, że od tego czasu zmieniło się wiele i rzeczywistość zaczęła doganiać to, co wówczas było wyobrażeniem. Wszak wirtualne obozy koncentracyjne (w książce zwane WOK) bardzo szybko mogą zamienić się w zupełnie realne, stacjonarne.
Akcja powieści przewrotnie rozpoczyna się od samego końca, od największego tąpnięcia, bo od zamordowania głównej bohaterki, młodej Weroniki, pracującej w budynku administracji rządowej. Przemycono więc na wstępie element kryminału, nie ujawniając na razie niemal niczego, a więc zaprzęgając do pracy naszą wyobraźnię, motywowaną przez ciekawość. Narracja jest nielinearna, początkowo więc lektura wymaga dużego skupienia, by nadążyć za zmiennością czasu akcji i wątków, rozpoznawaniem bohaterów i zorientowaniem się w dość skomplikowanej strukturze powieści.
I choć Weronika traci życie już na początku, to nie opuszcza kart powieści, nie tylko nie przestaje w niej istnieć, ale wręcz się tu zadomawia. Przeskakujemy z teraźniejszości w lata jej dzieciństwa, śledzimy trudne dorastanie, którego nie ułatwiał też jej dystans w stosunku do ludzi, zwykle pozostawała gdzieś na uboczu zdarzeń, nie potrafiąc dopasować się do ogółu. Zarówno w domu, jak i w szkole nie czuła się dobrze. Uciekała w pozorne, niedługie związki, też jakby trochę przypadkowe, w których była stroną dominującą, nigdy w pełni zaangażowaną.
Weronika pracuje w administracji zarządzającej obozami koncentracyjnymi na Białorusi. Czyżby urzędniczka, skądinąd niegłupia, nie zdawała sobie sprawy, w czym przyszło jej brać udział, jakie dokumenty sygnuje swoim nazwiskiem? Czy naprawdę wierzy w to, że jej praca to uczciwa i niezbędna walka z faszystami, która „jest bardzo odpowiedzialnym zadaniem i wymaga wielkiego wysiłku i energii” ? Gdy czytamy, jak Weronika interpretuje postulaty demonstrantów i jak święcie w nie wierzy, to widzimy, co wieloletnia indoktrynacja potrafi zrobić z człowiekiem. Toż słowa, jakie formułuje ona w myślach do złudzenia przypominają to, co i dzisiaj słyszymy z Kremla i z kręgów białoruskiej władzy. To wszystko tak bardzo pasuje do cytatu o Rosji, jaki wyjęłam z powieści, a który opisuje Rosję jako puszącą się, pełną arogancji i ambicji dziewczynę, której manipulacji i sile wielu uległo, jak Białoruś właśnie.
„Rumiane policzki, słoma na głowie. Rosja chce być rozpoznawalna wszędzie. Rosja chce, żeby wszędzie była Rosja, i zachowuje się tak, jakby Rosja była wszędzie. Każdą piędź ziemi, na której staje jej długa noga, ogłasza swoją własnością. Rosja jest pewna, że przyszła na ten świat nie tak sobie, ale z ważną misją. Dlatego każdy musi się przed nią pokłonić, rzucić się jej do nóg i całować jej czerwone pantofle na wysokim obcasie.” I pałeczka podawana jest dalej. Ci, którzy całują czerwone pantofle stojącym nad nimi, podsuwają swoje tym, którzy stoją niżej. To bardzo wciągająca i podniecająca gra, w której Weronika także chce mieć swój wymierny udział, jak wielu innych.
Weronika leży martwa, a my śledzimy koleje jej życia, jakby przesuwały się one na taśmie przed jej zamkniętymi już powiekami w ostatnich milisekundach życia. Fizjologiczne oznaki jej umierania opisano tutaj bardzo szczegółowo. „Tak łatwo można nas stworzyć i równie łatwo zniszczyć. Wszystko, co pomiędzy, ma znaczenie jedynie dla nas samych.” Pojedynczo nie znaczymy nic i nikt nas nie zapamięta. Jeszcze zanim ostygniemy, już nasze nazwisko zacznie blednąć na dokumentach, aż w końcu zniknie, jak i my sami.
Fragmenty, gdy narrator przygląda się dokładnie niczym patolog rozkładowi tkanek ciała Weroniki, analizuje uszkodzenia powstałe podczas duszenia, wymienia kolejne etapy przechodzenia w niebyt, znikania, zapadania się i zmieniania pod wpływem utraty funkcji życiowych, robi piorunujące wrażenie, gdyż jest zadziwiającym pomieszaniem skrajnego turpizmu z metaforyką poezji. Każe nam myśleć o tym, jak kruche i łatwe do unicestwienia jest ludzkie życie i jak w sumie niewiele znaczy. Weronika umiera, z młodej, zalotnej dziewczyny przeistacza się w ciało poznaczone brzydkimi plamami opadowymi i tylko „Włosy Weroniki wciąż rosną, ale (…) Na jej konto w banku wpływają pieniądze, jej telefon odbiera sygnał z najbliższego nadajnika, jutro czekają na nią w pałacu młodzieży. Rachunek za mieszkanie, który leży w skrzynce na listy, bierze pod uwagę obecność w świecie tej akurat Weroniki, a nie jakiejś innej(…)” Życie po prostu toczy się dalej, jakby nigdy nic.
Jakoś wyjątkowo dobrze współgrają tu z zatrzymaną w kadrze sylwetką martwej Weroniki późniejsze rozważania na temat zbioru florenckich figur woskowych sprzed setek lat, też jakby zastygłych w nagłej stopklatce i mających za chwilę ruszyć dalej do swoich rozlicznych zajęć, figur patrzących beznamiętnie spod półprzymkniętych powiek, niczym manekiny, na ten spieszący się bez sensu świat. Sporo w powieści takich dygresji, tylko pozornie nie mających wiele wspólnego z akcją. Do tego można się nimi delektować również w oderwaniu od treści.
Nie wiemy na pewno, na ile Weronika jest świadoma, jaką rolę pełni w tym łańcuchu państwowej przemocy, nie wiemy, czy naprawdę wierzy w tę tępą propagandę, czy też po prostu wygodniej jest jej w nią wierzyć. W innym przypadku musiałaby zająć jakieś stanowisko, jej życie zmieniłoby się diametralnie, a już z pewnością nie byłoby tak wygodne i uprzywilejowane. Lepiej więc czuje się, wmawiając sobie głośno, że tamci, wrogowie ojczyzny to faszyści. Jednak internetowa gra, w której jak zahipnotyzowana, w sposób świadczący wręcz o uzależnieniu, bierze udział, ujawnia jej prawdziwe, nie maskowane niczym oblicze. Tak, Weronika nie boi się wyraźnie stwierdzić: „Tu jestem wolnym człowiekiem. Tu jest moja miłość. Tu mogę wszystko. A tam? Nie, zostanę.” A my doskonale widzimy, że gra jest odwzorowaniem rzeczywistego świata, choć przedstawionego w aranżacji fantasy. Posiada dokładnie te same elementy, które pojawiają się w realu. Są ludzie uciskani, gnębieni, więzieni i mordowani dla kaprysu, tylko dlatego, że można to bezkarnie robić i sprawia to przyjemność, tutaj wręcz erotyczną. Jest on, władca absolutny, który może skazać na śmierć, tortury, lub też okazać kapryśną łaskawość. I jest ona, Weronika, podległa mu dobrowolnie i czerpiąca z tego przyjemność, zafascynowana jego siłą, władzą, jakiej niekiedy też jej udziela, a która ją upaja i dla której nie waha się oddać swojej niezależności, a nawet pozwolić się poniżyć. Ileż tu czytelnych analogii.
„Sroka na szubienicy” jest powieścią niełatwą, o skomplikowanej strukturze oraz wieloznacznej, alegoryczno-symbolicznej wymowie. Jednak gdy poświęcimy jej dostatecznie dużo uwagi, wczytamy się we wszystkie konteksty i ukryte pod powierzchnią znaczenia, nasza satysfakcja z lektury będzie pełna.