Są książki, które czyta się raz, choćby i z przyjemnością, ale potem już się do nich nie wraca. Są takie, które po przeczytaniu odkłada się z myślą, żeby koniecznie do nich zajrzeć za jakiś czas, może kilka miesięcy, a może i kilka lat. Są też takie – i do nich należy „Maestro” Birutė Jonuškaitė – które zaczyna się czytać ponownie od razu po dotarciu do ostatniej strony. Co o tym decyduje? Zaciekawienie postacią głównego bohatera? Intrygująca narracja? Chęć pełniejszego zrozumienia utworu, kiedy wszystkie (możliwe) dane zostały już przez autora przedstawione? Nadzieja, że z perspektywy końca lepiej zrozumiemy początek i środek nie tylko samej książki, ale przede wszystkim czyjegoś życia?
„Pod tą jabłonią siedzi siwy starszy pan. Opiera się o pień, na jego twarzy wesoło tańczą cienie płatków. Od tego tańca wygładzają się zmarszczki. Starszy pan z uśmiechem mruży oczy. Chyba jest szczęśliwy.”1 Taki obraz dostajemy na zamknięcie opowieści. Sam w sobie, w oderwaniu od poprzedzającej go narracji, jest nieco zwodniczy, sugeruje akceptację i jakiś buddyjski spokój, czego raczej na próżno szukać w całej powieści. Jednocześnie – może właśnie przez ten kontrast – prawie natychmiast odsyła do początku, do tego, by przyjrzeć się raz jeszcze, z większą uwagą i już w szerszym kontekście, opowiadanej historii.
Obraz otwierający książkę jest bardziej niespokojny, fragmentaryczny, pełen jeszcze niedopowiedzeń. Oto starszy mężczyzna w kąpieli, odwrócony tyłem do widza, towarzyszy mu jakaś kobieta, ale trudno odczytać, w jakiej są relacji. Myjąc plecy mężczyźnie kobieta zaczyna śpiewać po francusku dziecięcą piosenkę i delikatnie przytula się do jego mokrego ramienia. Chwilę trwają tak w bezruchu pełnym czułości. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ów mężczyzna, Maestro, to podstarzały dandys i cynik, wyśmiewający u siebie i innych najmniejsze chwile słabości.
Oba obrazy dostajemy widziane oczami tej samej postaci, Rasy, towarzyszki Maestra i głównej narratorki powieści. Pomiędzy nimi, jak w kontrapunkcie, rozciąga się proza Birutė Jonuškaitė. Proza wysmakowana, intrygująca (zarówno językowo, narracyjnie, jak i tematycznie), bogata w mało znane detale i realia z epoki. Świetnie skomponowana, tak, że nie przytłacza, nie nuży czytelnika, tylko wciąga w głąb po więcej i więcej. Zmusza do stawiania pytań, a tam, gdzie bohaterowie zadają je sobie sami – do szukania wraz z nimi odpowiedzi.
Głównym bohaterem książki jest wspomniany Maestro Wiktor, wybitny malarz, ekscentryk i samotnik, którego poznajemy u kresu życia jako schorowanego i nieco zgorzkniałego starca. Towarzyszy mu odnaleziona po latach wnuczka Rasa, również malarka. Ich trudna relacja, pełna napięć, tajemnic i żalu, jest jednocześnie dla obojga ostatnią deską ratunku. Bowiem tylko próbując pozbyć się pancerza ochronnego i otworzyć się na drugiego, a jednocześnie ustępując nieco ze swej niezależności i dumy, mogą ocalić bliskość i w ogóle historię swojej rodziny.
A historia ta, opowiedziana głównie z perspektywy Wiktora, nie jest zbyt prosta i harmonijna. Jest w niej beztroskie dzieciństwo paniczyka, chłopca z dobrego domu, ale też ból odepchnięcia i porzucenia przez rodziców. Jest manieryczny przedwojenny Paryż z artystyczną socjetą, ale jest też dzikość i surowość litewskiej wsi na Sejneńszczyźnie. Jest zbombardowana Warszawa i nie mniej straszna wojna na prowincji. I na tym tle dorastanie młodego chłopaka: pierwsze fascynacje i rozczarowania, zetknięcia z pięknem, ale i brutalnością życia. Wszystkie te doświadczenia wiele lat później będą wybrzmiewać w jego obrazach, przynosząc mu światową sławę.
Malarstwo jest motywem przewodnim tej książki. To jedyna rzecz, której Wiktor pozostaje wierny przez całe życie i która najpełniej ukazuje jego prawdziwe oblicze. Malowanie jest dla niego przyjemnością, poczynając od dziecięcych rysunków chwalonych przez dorosłych, zwłaszcza przez babcię, po sielskie obrazki wsi i przyrody widzianej oczami nastolatka. Ale staje się też koniecznością, terapią pozwalającą uwolnić się od traumy wojennych przeżyć czy utraty bliskich osób. Sam Maestro przyznaje w duszy, że całe jego malarstwo to intymny dziennik, że wszystkie obrazy, nawet te najbardziej abstrakcyjne, noszą ślady jego osobistych doświadczeń, choć stara się wydobyć z nich to, co uniwersalne, wspólne dla wszystkich ludzi.
Komplementarność doświadczeń życiowych artysty i jego dzieł jest w książce silnie akcentowana. Jakby pod postacią Wiktora autorka przemycić chciała swoje osobiste przekonania o źródłach prawdziwej sztuki, nie tylko malarstwa, ale też na przykład literatury. Dowodzić tego wydają się dość obszerne, a przy tym bardzo osobiste notatki z pisania powieści, zamieszczone na końcu książki. Sztuka może wyrastać tylko z tego, kim człowiek jest i co przeżył, z jego osobistych doświadczeń przenicowanych przez wrażliwość i umiejętności. Tyle, że odkrywanie własnej tożsamości bywa bolesne i trudne, rodzi wiele wątpliwości. Wiktor nie raz się o tym przekonał, ale jak na prawdziwego artystę przystało, nie ustaje w stawianiu pytań i szukaniu odpowiedzi.
„Kto przemawia naszymi ustami? Kto podpisuje za nas najważniejsze pakty? Skąd przynosimy pewność naszej przyszłości? (…) Może widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć?” (…) Jak i z czego powstaje ból?” Czasem Maestro zdaje się sobie (i nam) odpowiadać, odsłania swój sposób myślenia i rozumienia rzeczywistości, częściej jednak zostawia tylko tropy, punkty orientacyjne swoich dociekań, jak kamienie wystające tu i tam z wody, po których trzeba skakać, by dotrzeć na drugi brzeg.
Takich filozoficznych pytań jest w książce Jonuškaitė całkiem sporo, zwłaszcza, gdy do głosu Wiktora dołącza Rasa, równie jak on zbuntowana i niepogodzona z życiem. Ich dialogi pełne są intelektualnego napięcia, ale też trafnych życiowych obserwacji, do czego - jako malarze - mają wyjątkowo wprawne oko. Ta filozoficzna dialogowość jest ogromną zaletą powieści. Pozwala przekroczyć ramy jednego tematu (malarstwo) czy jednego życiorysu (Wiktor), by stać się uniwersalną opowieścią o ludzkiej kondycji w ogóle. Dlatego po książkę „Maestro” może sięgnąć każdy, także ktoś, kto niespecjalnie interesuje się malarstwem.
Niemniej trzeba przyznać, że wielka sugestywność i znajomość rzeczy, z jaką autorka opisuje malarskie dokonania swego bohatera wywołuje w czytelniku przemożną chęć ich zobaczenia. Najlepiej, gdyby opisywane obrazy mogły ilustrować na bieżąco tekst powieści. Te wszystkie portrety Zyni (leśna znachorka i pierwsza erotyczna fascynacja Wiktora), obrazy Stefana z łuską pocisku niosącego zarówno pozdrowienia, jak i śmierć, cykl rozliczający się z niezawinioną śmiercią japońskiej studentki czy zwyczajnie pejzaże Sejneńszczyzny.
Wielką zaletą książki jest bogactwo szczegółów obyczajowych i realiów z epoki. Czy jest to snuta przez Wiktora opowieść o modnym paryskim fryzjerze Tonim (Antoni Cierplikowski), czy widziane oczami dziecka zakazane rejony przedwojennej Warszawy, wakacje spędzane nad jeziorem Gaładuś czy wreszcie smutne realia czasów wojny – wszędzie dostajemy opowieść pełną pietyzmu i autentyczności. Z pewnością dla wielu czytelników wartością dodaną będzie szeroko opisana historia i obyczajowość mniejszości litewskiej, mieszkającej w okolicach Sejn, przemycone elementy litewskiego folkloru.
Na koniec niech przemówi sam Maestro. Może ktoś przejrzy się w jego słowach i odnajdzie cień własnych poszukiwań. Albo przeciwnie, poczuje się sprowokowany do dyskusji – zechce zmodyfikować pytania i/albo skorygować odpowiedzi. Tak czy inaczej będzie to sukces Birutė Jonuškaitė.
„Na początku było słowo, na końcu też będzie słowo. A między tymi słowami odbywa się nasze spotkanie. Czas cichego współistnienia, mijania się i rozmijania, zbliżeń i oddaleń. Nieuchwytnych. A co, jeśli tylko gromadziłem zdobytą już przez ludzkość wiedzę, starając się zrozumieć, jak jest skonstruowany ten świat, ale własnych wniosków nie zapisałem? Ile są warte moje nieutrwalone myśli, nieutrwalone doświadczenia? Nieutrwalone cierpienie? Nieutrwalony zachwyt, który wzbudzili we mnie autorzy sprzed wieków?”2
Ps. Dobra wiadomość dla tych, których zainteresuje „Maestro” – postaci Wiktora i Rasy występują również we wcześniejszej książce Birutė Jonuškaitė, „Maranta”.
- Jonuškaitė Birutė, Maestro, Pogranicze, Sejny 2022, s. 337.
- Tamże, s. 325-326.
Fot. Bogumiła Maleszewska-Oksztol
Ewa Szarkowska – polonistka, bibliotekarka, Podlasianka. Od kilkunastu lat pracownik Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku. Zainteresowania: literatura, kultura regionalna, ornitologia, język francuski.