Sejneńskie Karty Historyczne
Karty Historyczne – autorski projekt edukacji kulturalnej
Pamięć to jedna z najistotniejszych sfer odniesienia w programach edukacji kulturalnej dzieci i młodzieży realizowanych w Ośrodku „Pogranicze — sztuk, kultur, narodów” w Sejnach. Karty Historyczne są programem praktyk kulturowych, w którym kształtowane są postawy oraz zdobywa się i pogłębia wiedzę w ramach warsztatów artystycznych, poprzez własną twórczość, dzięki podróżom i rozmowom z ludźmi. Program ten powstał i jest rozwijany w Sejnach oraz na otaczającym je pograniczu polsko-litewskim. Nie oznacza to bynajmniej, że skierowany jest wyłącznie do społeczności mieszanych narodowościowo zamieszkałych w regionach przygranicznych. Przeciwnie. Dzisiejsze granice mogą przebiegać wewnątrz wielu innych wspólnot. Są to granice kulturowe, pokoleniowe, społeczne…
W roku 2002 w pracowni Kronik sejneńskich, prowadzonej w Ośrodku „Pogranicze”, młodzież polska i litewska opracowała eksperymentalne Sejneńskie Karty Historyczne — grę o uniwersalnym charakterze. Poprzez wspólne tworzenie gry karcianej gimnazjaliści i uczniowie ostatnich klas szkół podstawowych zaangażowali się w poznawanie swojego miasta, historii własnych rodzin i dziedzictwa kulturowego regionu. Stworzone przez nich karty — ze znakami, symbolami, archetypami stanowiącymi swoisty język — przenoszą na poziom uniwersalny obecne na Sejneńszczyźnie tradycje, mity, historie. Ten nowy język staje się podstawą gry, niczym w mozaice scala na nowo świat, który do tej pory pozostawał dzieciom nieznany lub znały one tylko pewien jego wycinek.
Podobna gra powstać może gdziekolwiek indziej i za każdym razem będzie innym zestawem kart, właściwych tylko temu miejscu. Dzięki temu grono graczy — ludzi młodych i ciekawych siebie nawzajem, dziejów swoich rodzin i miejsc — sukcesywnie będzie się powiększać, jeżeli tylko znajdzie się przewodnik, pedagog lub animator kultury, który zechce im w tej przygodzie dopomóc.
Rozpocząć należy od zgromadzenia materiałów — książek, czasopism, dokumentów, które utworzą bibliotekę poświęconą miasteczku czy wiosce, gdzie żyją przyszli gracze. Oprócz materiałów już przez kogoś zebranych, usystematyzowanych i opracowanych, istotną częścią pracy jest dotarcie do opowieści i pamiątek rodzinnych, z których ułożona zostanie prywatna, codzienna historia miejsca. Spotkania z ludźmi — najstarszymi mieszkańcami, dziadkami, rodzicami — dostarczą najcenniejszych opowieści. Z pozyskanych materiałów z czasem wyłonią się tematy wiodące. Należy je pogrupować wedle pewnych kategorii. Na przykład — historia, miejsca, zabytki, społeczności, religie, postaci, mieszkańcy, kultura, natura itp.
Każda karta posiada awers i rewers. W środku awersu widnieje duży znak graficzny okolony dziesięcioma mniejszymi. Ten większy odzwierciedla temat karty, mniejszy — fragmenty tej samej historii, jej dopowiedzenia, czyli wybrane wątki i detale. Rewers z kolei opatrzony jest piktogramem. Informuje on, do jakiej kategorii zaliczona została karta. Podsumowując — awers odnosi się do tego, co pojedyncze i wyjątkowe, rewers zaś do tego, co uniwersalne. Strona wewnętrzna karty to świat dla wtajemniczonych, obeznanych z konkretnym miejscem i ludźmi. Strona zewnętrzna natomiast poprzez użyte tam proste znaki skłania do refleksji nad uniwersalizmem kulturowym, czyli że w każdym zakątku ziemi znaleźć można jakąś historię, jakichś niezwykłych ludzi, pamiątki i dzieła warte opisania i włączenia do gry. Jako że poszczególne karty są niepowtarzalne, jedyne, od strony artystycznej powinny być przemyślane i dopracowane, a użyte w nich symbole — proste i czytelne.
Na początku powstaje karta rodziny. Dzięki jej opracowaniu dzieci uzmysławiają sobie, że ich rodzinna historia jest częścią szerszej historii — wioski, miasteczka, regionu. Że ich krewni odegrali w niej równie ważną rolę, co wybitne postaci, doniosłe wydarzenia. To najtrudniejszy etap pracy — opowiedzenie w jedenastu symbolach, znakach graficznych dziejów rodziny, od pokolenia dziadków, przez rodziców, po dzień dzisiejszy. A zarazem najważniejszy i najbardziej twórczy. Pomaga młodym ludziom odnaleźć i nazwać te elementy tożsamości i ich poczucia więzi z miejscem, które mają dla nich największe znaczenie.
Zasadą wielu gier jest zdobywanie lub pozbywanie się kart albo tworzenie określonych układów. Niektóre gry opierają się na porównywaniu kart. Karty Historyczne nie są żadną z nich. Nie funkcjonuje w nich starszeństwo kart, hierarchia, albowiem wszystkie karty są tu tak samo ważne.
Istotą tej gry jest opowiadanie i uważne słuchanie. Wspólne snucie niekończącej się opowieści, sięgającej po słowa, pieśni, gesty… Może w nim uczestniczyć każdy, kto poznał choć fragment historii swojego miasta lub swojej rodziny, a także ci, którzy dopiero chcą je poznawać. Aby dołączyć do gry, trzeba stworzyć własną kartę. To jedyny warunek i taki sam dla wszystkich.
Grając, można wynajdować podobne zagadnienia i szukać tego, co łączy rozmaite elementy. Można też grać, opowiadając tylko o postaciach albo tylko o wydarzeniach — gra i tak zawsze dosięgnie całości dziejów „małej ojczyzny” graczy. Każdą opowieścią o tym, co pojedyncze, wychodzi się ku temu, co wspólne.
Gra nie ma końca. Nowi gracze mogą dokładać kolejne karty, a tym samym dopowiadać coś do poznanej już historii regionu czy rodziny. Grać można pomiędzy ośrodkami, środowiskami, pod takim tylko warunkiem, że tamtejsi gracze opracowali własne karty, poprzez które będą wtajemniczać innych w swój świat.
Formuła gry jest elastyczna. Oparcie się na historiach rodzinnych i historii miejsca to tylko jedna z możliwości. Karty Historyczne nie muszą odnosić się do całości dziejów. Można skupić się tylko na rodzinach lub wybrać pewien wątek z historii miasta. Kanwą gry może stać się nawet pojedynczy symbol (na przykład krzyż) lub jakaś postać, tradycja, zabytek. Wariantów jest nieskończenie wiele.
Inspiracje i podpowiedzi
Z Bożeną Szroeder, pomysłodawczynią Sejneńskich Kart Historycznych, projektu zrealizowanego w Ośrodku „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach, rozmawia Weronika Czyżewska.
Gdzie i przez kogo projekt może być zrealizowany?
Karty są projektem otwartym, toteż można je tworzyć w szkole – na przykład pod kierunkiem nauczyciela historii albo opiekuna koła historycznego – w domu kultury lub w muzeum. Zrealizować je mogą właściwie wszelkie podmioty zainteresowane edukacją kulturalną czy edukacją równoległą – podmioty zarówno instytucjonalne, jak i organizacje o innym charakterze: stowarzyszenia, fundacje, zrzeszenia.
Obok odkrywania historii miejsca, najważniejsze jest w tym projekcie działanie, które przeobraża historię w nową wartość – a więc pomaga uczestnikom poznać miejsce, w którym mieszkają, docenić je i zżyć się z nim. I wciąga we wspaniałą przygodę odkrywania własnej tożsamości. Wiedza historyczna jest tylko pretekstem, a ściślej mówiąc, impulsem do twórczości artystycznej, która tę nową wartość wyzwala. Czy przybierze ona formę spektaklu teatralnego, pieśni, prac plastycznych… to zależy wyłącznie od inwencji osób zaangażowanych w projekt.
W jakim wieku powinni być uczestnicy projektu?
Wyłącznie od nas, inicjatorów, zależy, czy do udziału w projekcie zaprosimy młodzież licealną, uczniów szkół podstawowych czy przedszkolaków. Kryterium wyboru nie są predyspozycje dzieci, lecz nasze własne – skierujmy więc nasz pomysł do tych, z którymi nawiążemy najlepszy kontakt, z kim znajdziemy wspólny język – umożliwiający spotkanie i porozumienie.
„Pogranicze” od wielu lat prowadzi programy edukacji międzykulturowej adresowane do różnych grup wiekowych. Prowadzimy zajęcia także w przedszkolach. Nierzadko dotykają one spraw trudnych. Musieliśmy więc odpowiedzieć sobie na pytanie, jak pięciolatkom opowiadać o Żydach, o Cyganach (Romach) … Posługujemy się w takich sytuacjach anegdotą, bajką, baśnią czy legendą, sięgamy do form „wygodnych i przyjemnych”, takich jak pieśń, taniec, słowo, obraz i w nich „przemycamy” historię miejsca. Rzecz jasna, im starsi są uczestnicy projektu, tym praca staje się poważniejsza, dotyka zagadnień bardziej skomplikowanych.
O czym należy pamiętać, zanim zaczniemy samą pracę?
Powodzenie całego zamierzenia zależy od znalezienia tego najwłaściwszego języka – takiego, którym obejmiemy całość. Błędem byłoby zamknięcie się od razu w pracowni, w czymś na kształt klasztornego skryptorium, gdzie odizolowane od świata, obłożone książkami dzieci, próbowałyby wypreparować z nich jakieś cytaty, ciekawe historie, które potem mogłyby opracować plastycznie i nadać im formę karty. Sednem całego przedsięwzięcia jest bowiem przygoda spotkania – ale nie tylko naszego spotkania z dziećmi i dlatego nie możemy odciąć się od otoczenia i skupić się na samych kartach. Musimy wyruszyć w podróż – w sensie dosłownym i metaforycznym. Oznacza to wspólne wycieczki, spotkania z przeróżnych okazji i w różnych miejscach, wspólne świętowanie, śpiewanie… Chcę przez to powiedzieć, że przestrzeń, w jakiej wszystko będzie się działo należy jak najbardziej rozszerzyć. Zanim rzeczywiście nadejdzie czas pracy klasztornego skryby – bo sama karta tak właśnie powstaje – musimy wykorzystać wszelkie sposoby, żeby otworzyć się na siebie nawzajem, poczuć, że stanowimy pewien krąg wtajemniczenia, grupę ludzi wkraczających wspólnie na piękną i ważną drogę. Mamy przed sobą poważne zadanie i wiem, że bez otwarcia – na przestrzeń i na siebie nawzajem – spełnienie go się nie uda.
Jak przygotować się do pracy?
Z doświadczenia wiem, że przygotowanie, jakim dysponują pedagodzy, nauczyciele, jest niezwykle pomocne. Należy jednak pamiętać, że rolą prowadzącego nie jest tu ocenianie efektów pracy uczestników, ale po prostu wspólne z nimi działanie. Odkrywanie historii razem z dziećmi dostarcza wielkiej satysfakcji, pamiętajmy jednak, że musimy już wcześniej dysponować odpowiednią wiedzą, aby dzieci upewniły się, że mogą nam zaufać i że będziemy ich przewodnikami.
Zabawa, do której je wciągamy powinna zaowocować potrójnie – tym, że dzieci zaznajomią się z historią miejsca, w którym żyją, tym, że poznają samo miejsce, i w końcu tym, że przekonają się, iż to ich miejsce jest fascynujące i wyjątkowe. Dzieci zawsze marzą o jakimś innym świecie. Jeśli pochodzą z małego miasteczka – chciałyby mieszkać w wielkim mieście, na przykład w Warszawie. Jeśli zaś w takim mieszkają – marzą o wiosce lub miasteczku, gdzie jezioro czy las byłyby na wyciagnięcie ręki. Ów niedostępny świat wydaje się lepszy, dlatego naszym zadaniem jest pomóc im odkryć, że miejsce, gdzie żyją, jest właśnie fantastyczne, niepowtarzalne, że wydarzyły się tu niezwykłe historie, mieszkali niezwykli ludzie. Pozostały po nich jakieś tajemnicze znaki – krzyże czy gwiazdy, natrafić można na zapomniany, zarośnięty cmentarz, jakąś opuszczoną świątynię… Trudno oczywiście żywić przekonanie, że wskutek tego odkrywania zaniknie u nich fascynacja wielkim miastem, nowoczesnością, trójwymiarowym kinem. Nie. Ale ta tęsknota przybierze już inny charakter, bo będzie zrównoważona przekonaniem o niepowtarzalności i atrakcyjności miejsca, które jest ich własne.
Jak wprowadzić dzieci w historię miejsca?
Nie ma lepszego czy gorszego wprowadzenia. Niech będzie nim opowieść prowadzącego, oglądanie filmów, czytanie dokumentów. Zorganizujmy wyprawę, spacer, zwiedzanie… Cokolwiek zrobimy, ważne, aby było to wyjątkowe. Żeby wydobyć magię w świecie, sprawić, że każde takie wydarzenie będzie przygodą. Kiedy wybierzemy się gdzieś w teren, stańmy się archeologami, prowadźmy badania. Jasne, że nie chodzi o znalezienie prawdziwego skarbu. Liczy się zaangażowanie i wyobraźnia, bo każde znalezisko może nieść jakąś opowieść, mieć swoją historię. Zwykły kamień może przecież nas przenieść w czasie o tysiąc lat.
Elementy naszej pracy muszą zawierać zawsze aspekt praktyczny – jest on o tyle ważny, że początkowo pokazuje dzieciom, jak się odnaleźć w nowej sytuacji, zachować w nieznanym miejscu, a później stopniowo kształtuje ich postawę – otwartości, zainteresowania, uważności, troski.
Kiedy odwiedzamy cmentarz, zabierzmy znicze, aby zapalić je na zaniedbanych grobach. Zwiedzając kościół, dowiedzmy się, kogo pochowano w krypcie, kiedy to było i z jakim wiąże się wydarzeniem. Opowiedzmy je barwnie, abyśmy na chwilę przenieśli się w tamte czasy. To powinno stać się zasadą. Uczyńmy przygodę zasadą naszej pracy – zostańmy poszukiwaczami przygód! Dzieci będą wówczas niecierpliwie wyczekiwały każdego kolejnego spotkania.
Wierzę, że teatr jako język pracy z dziećmi ma niewyczerpany potencjał. Przekonałam się wielokrotnie, jak on się świetnie sprawdzał w pracy z grupą. Zabawa teatralna pozwala dzieciom wyzbyć się zawstydzenia przed sobą nawzajem, czyli bez skrępowania chwycić się za ręce, patrzeć na siebie podczas rozmowy, wspólnie działać.
Jeśli wątpimy w nasze umiejętności poprowadzenia pracy w oparciu o teatr, zwróćmy się do kogoś z zaprzyjaźnionej instytucji – teatru, ośrodka lub domu kultury – kto mógłby wspomóc nas w przeprowadzeniu warsztatów teatralnych. Ważne, abyśmy również wzięli w nich udział. Nie stójmy z boku, czekając aż zaproszony instruktor skończy swoją część. Weźmy w niej udział – bawmy się w cienie, w lustra, naśladujmy różne postacie, twórzmy etiudy, małe przedstawienia. Słowem, znajdźmy w tym także my, dorośli, miejsce dla siebie. Nic wstydliwego w tym, że nauczyciel wcieli się w Kopciuszka… Dla dzieci będzie to ważne doświadczenie, kiedy zobaczą, że dorośli odnajdują się w tym samym świecie, co one.
Podobnie jest z muzyką. Bardzo często – zwłaszcza w regionach wielokulturowych – odkrywamy wspaniały świat zapoznanych pieśni, takich, które już mało kto śpiewa. Spróbujmy z dziećmi się do tego odnieść. Lecz nie poprzestawajmy na spisaniu tych pieśni – nauczmy się ich. Tym bardziej, że ci, od których je usłyszymy, mogą być zarazem najwspanialszymi ich nauczycielami. (I jeśli znów nie czujemy się na siłach, poprośmy o wsparcie osobę zajmującą się śpiewem czy muzykowaniem).
Jakie są kolejne etapy poznawania historii miejsca?
Najważniejsze są spotkania z ludźmi. Pozwalają skonfrontować historię ogólną, tę książkową czy wyczytaną w dokumentach, z losem konkretnych ludzi, którzy tu żyją. Wymaga to oczywiście pewnego przygotowania. Czasem opowieść starszych ludzi jest na tyle dramatyczna, że dzieciom trudno jest unieść jej ciężar. Ktoś powie, że najlepiej skupić się na dobrej historii i w ogóle zajmować się wyłącznie dobrymi sprawami. Niestety wówczas zgubilibyśmy prawdę, a tylko prawdziwa historia może stać się dla dzieci drogowskazem. Bez poznania prawdy, nie byłyby w stanie rozeznać się w tym, co tu wydarzyło się dobrego, a co złego – na czym więc miałyby zbudować tę nową, autentyczną wartość miejsca?
Nad takim trudnym fragmentem historii trzeba się pochylić ze szczególną troską, on wymaga większej uwagi i czasu. Być może warto zaprosić kogoś, kto opowie o tym wszystkim jeszcze raz, spokojnie i systematycznie, w formie wykładu. Najlepiej jeśli będzie to ktoś specjalizujący się w temacie, na przykład drugiej wojny światowej, a więc w danym zakresie dysponujący wiedzą większą od naszej. Poprośmy go, aby opowiedział dzieciom, co tu się działo jeszcze raz. Wówczas nawet zawiłe kwestie staną się dla nich bardziej zrozumiałe.
Trzeba też pamiętać, że istotnym elementem pracy są spotkania z rodzinami dzieci uczestniczących w projekcie. Przecież nie możemy zajmować się historią miejsca, udając jednocześnie, że nie współtworzyły jej ich własne rodziny. W gruncie rzeczy, dzieje miejsca są dla dzieci pretekstem do odkrycia historii ich własnego domu. To się nieuchronnie spotyka. Któryś z pradziadków lub dziadków walczył na wojnie albo pamięta swoich sąsiadów Żydów, czy może pracował gdzieś ze starowierami… Takie spotkanie opowieści miejsca z opowieścią rodzinną jest czymś bardzo pięknym. I dla dzieci wielce doniosłym, bo one wtedy poczują, że zyskały coś niezwykłego, czego nie mają dzieci z wielkiego miasta, za którym przecież tęsknią, bo tamte dzieci – może z braku czasu, może z braku kogoś, kto zabrałby ich w taką przygodę – nie doznały tego spotkania obu opowieści. Nie chodzi tu o żadną kompensatę poczucia gorszości, bo nasze dzieci nie będą teraz czuły się lepsze – one poczują się bezpieczniej, poczują się obdarowane pewnym skarbem, który będzie już ich i będzie im towarzyszył w życiu. A później, doroślejąc, co nierzadko wiąże się z wyjazdem, choćby po naukę, będą umiały spojrzeć na miejsce, skąd się wywodzą, jako na jedyne, niepowtarzalne, fantastyczne. Powstanie jakiś rodzaj duchowego przywiązania, i z pewnością przekażą dalej tę opowieść, na przykład kiedyś swoim dzieciom.
Jak zapisywać zebrane historie, opowieści?
Wszystko, czego się dowiemy, warto zapisać, choćby w formie wywiadu. Znakomitym źródłem dla opowieści może też być fotografia. Poprośmy dzieci, aby przyniosły jakieś rodzinne zdjęcie. Zapytajmy, czy wiedzą, kogo przedstawia, z jakiego czasu pochodzi. Często dzieci wiedzą tylko tyle, że na zdjęciu jest dziadek lub babcia, nic więcej. Poprośmy je wtedy, żeby przygotowały opowieść o takim zdjęciu.
Możemy zrobić też coś całkiem innego. Kiedyś natknęliśmy się na zdjęcia w antykwariacie. Po pięćdziesiąt groszy za jedno. Przepiękne przedwojenne portrety. Osób, które albo zaginęły, albo nie było już nikogo z ich bliskich. Proszę sobie wyobrazić nieznajomego w mundurze czy rodzinę z dziećmi na bujanych konikach – od początku pojawia się jakaś tajemnica, a zarazem coś dramatycznego. Co się stało, że te zdjęcia stały się niczyje? I nikomu niepotrzebne trafiły do antykwariatu? Taka fotografia porusza wyobraźnię i wzbudza empatię. Poprośmy dzieci, aby spróbowały opowiedzieć, co takiego mogło było się wydarzyć, wskutek czego te zdjęcia znalazły się w antykwariacie. Naprawdę dzieci potrafią pięknie wczuć się w historię, zbudować opowieść, wysnuć życiorys sfotografowanych osób. To są często jakieś romantyczne historie nieszczęśliwej miłości, pojedynku o piękną dziewczynę, podróży. Taka próba opowiedzenia o czyimś życiu świetnie je przygotuje do stworzenia opowieści o ich własnej rodzinie.
Wprowadzeniem do tworzenia historii rodzinnej może być dokument przyniesiony z domu, choćby list. Do tego, o czym mówi, spróbujmy dopowiedzieć ciąg dalszy. Naturalnie, bądźmy taktowni, by nie naruszyć czegoś, co jest sekretem. To jest nasza rola, dorosłych, abyśmy nad tym czuwali. Na tym nie koniec – zresztą podkreślałam już wielokrotnie – zaangażujmy się sami. Przynieśmy i nasze zdjęcie rodzinne albo jakiś dokument, opowiedzmy naszą historię. Staniemy się nie tylko równoprawnymi partnerami w przygodzie, ale okaże się ponadto, że historia także nas dotyczy, również jesteśmy jej podmiotem, co więcej, tak samo jak dzieci doświadczamy pojawiającej się wśród nas magii, żywimy tę samą chęć szperania, dowiadywania się, poznawania, ożywiania przeszłości.
Wszelkie zachowane w naszych domach pamiątki mogą dać asumpt do zbudowania opowieści. Stara babcina lalka, obrus, serweta, słowem wszystko, co ma związek ze światem zaprzeszłym, a więc tym, do którego nie możemy sięgnąć pamięcią, którego nie potrafimy już sobie wyobrazić. Nie zapominajmy, że perspektywa dzieci jest inna niż nasza. Dla nas dwadzieścia lat to po prostu dwie dekady z życia, lecz dla dzieci tamtego świata nigdy nie było. Toteż, gdy odwiedzamy ludzi starszych, którzy sięgają pamięcią do własnego dzieciństwa i wspominają rodziców, mówiąc o nich: mamusia, tatuś… dla naszych dzieci to jest coś abstrakcyjnego i niebywałego. Że staruszkowie mogą jeszcze nosić w sobie świat dziecka! W takiej chwili często obserwowałam u dzieci jakiś przełom – to je wspaniale wprowadza w życie w ogóle.
Co to jest skarbiec?
Skarbiec to miejsce, gdzie przechowujemy nasze zapisane w różnej formie historie oraz wszelkie znaleziska. Ono jest bardzo ważne. Czasami się jednak zdarza, że nie mamy możliwości trzymania go w klasie czy w sali domu kultury. Wówczas załóżmy segregator, przystosujmy jakąś skrzynkę, a może uda nam się znaleźć stary kufer, który wspólnie ozdobimy, żeby przestał być zwykłym kufrem a stał się naszym skarbcem. Żebyśmy mieli poczucie, że jest tylko nasz. Mówię obrazowo kufer, ale dlaczego za skarbiec nie miałaby posłużyć jakaś piękna torba… możemy uszyć wspólnie worek z jakiejś ozdobnej tkaniny, ba, możemy w skrawki tkaniny owijać to, co znajdziemy. Gdybyśmy się dodatkowo umówili, że co tydzień ktoś inny z naszej grupy opiekuje się skarbcem i zabiera go do domu, wówczas jeszcze bardziej on się wśród nas zadomowi, stanie się czymś cennym. Tak reagują nie tylko maluchy, ale też dzieci starsze.
Naszym zadaniem jest gromadzić wszystkie skarby przynoszone z wypraw. Gdy się na nią wybieramy, ustalmy, że każdy przyniesie z niej kamień. Zapiszmy potem na nim datę i miejsce znalezienia. Dopiszmy też na przykład, spod którego drzewa pochodzi. Tak zaczyna się snuć historię — że owo drzewo mogła zasadzić taka a taka osoba i tak dalej… Niech powstanie opowieść na temat tego znaleziska. Jej kolejne etapy może podpowiedzieć nam fantazja, ale niech opowieść nie będzie całkowicie zmyślona, niech opiera się na jakieś historii, którą już poznaliśmy. Niech poprzez te „wymyślone” fragmenty powiązane zostaną wydarzenia, fakty, które już znamy.
Pamiętajmy, aby każda przyniesiona z poszukiwań rzecz znalazła swoje miejsce w skarbcu. Musimy się nią zaopiekować i w ten sposób ją docenić. Jeśli znaleźliśmy coś w książce — na przykład wzmiankę o jakimś wydarzeniu — zróbmy kopię, a najlepiej przepiszmy ją i nawet sami zilustrujmy. A jeśli tak, to dlaczego nie miałyby dzieci stworzyć własnych książek? Poprzedźmy to warsztatem introligatora, aby podpowiedzieć, jak można książkę oprawić. Jeśli nie chcemy robić książek, umieszczajmy wpisy na fiszkach, które każde dziecko gromadzić będzie w pudełku.
Bo poszukiwacz historii jest też zbieraczem. Zbierajmy jak najwięcej. Kiedy ktoś przyniesie zdjęcie babci, poprośmy, aby zapytał, czy możemy je skopiować i zachować tę kopię w kufrze. Oprawmy ją w ładną ramkę i dopiero taką umieśćmy w kufrze. Skarbiec to nie pojemnik na rzeczy bez ładu i składu, każdą traktujmy serdecznie i z szacunkiem — wszak to nasze skarby! Zachęćmy dzieci, by zaproponowały, jak godnie je przechowywać. One są bardzo pomysłowe i na pewno będą to wiedziały.
Czy kufer i zebrane skarby powinniśmy zaprezentować publicznie?
To zależy od nas. Jeśli tak się umówimy, skarbnica może pozostać wyłącznie nasza. Sądzę jednak, że skoro już zgromadzimy tyle cennych znalezisk, powinniśmy też nauczyć się nimi dzielić. Pamiętam jednak, że kiedy poznawaliśmy historię Sejn, wszystko odzwierciedlaliśmy na białym płótnie. Na końcu zaproponowałam, byśmy je pocięli, aby każdy mógł dostać skrawek na pamiątkę. Dzieci się na to nie zgodziły — traktowały to płótno z zapisem naszej pracy jako coś niezwykle ważnego, coś integralnego, czego nie należy naruszać. Chcę przez to powiedzieć, że do dzielenia się także trzeba się przygotować. Pytajmy je więc, czy chciałyby ujawniać nasze skarby, czy nie.
Jest taki moment, że dzieci myślą o nich jako o swojej tajemnicy. Sekrecie, który nas wszystkich łączy. To prawda, wtajemniczenie, jakiego doświadczają, jest dla nich silnym i ważnym przeżyciem. Nasza praca dlatego rozłożona jest w czasie, żeby dzieci dojrzały do myśli, by się nią podzielić. Tłumaczymy im, że jeżeli wysłuchają opowieści starszych, a potem dzielą się nią z nami, współuczestnikami, tak samo mogłyby podzielić się z innymi. Stopniowo wpajamy im poczucie pewnego obowiązku — że przekazanie opowieści jest powinnością kogoś, komu została ona powierzona.
Kiedy rozpocząć pracę nad samymi kartami?
W przypadku kart sejneńskich zdecydowaliśmy się na to po prawie siedmiu miesiącach. Wtedy, gdy nabraliśmy poczucia, że już wszystko przerobiliśmy. Gdybyśmy naszą grę kontynuowali, zrobilibyśmy zapewne kolejne dziewięćdziesiąt kart. Bo pierwsza talia otwarła nam drogę do następnej.
Dajmy na to, karta historii domu to pierwsza karta. W tym domu ktoś mieszkał — to temat na następną kartę, kartę rodziny. Ktoś z tych mieszkańców gdzieś podróżował, walczył na wojnie, dokądś uciekał — oto kolejne karty. I tak karta za kartą gra się rozwija, a my nie spieszymy się z pracą, z przygodą, bo na pewien czas stajemy się badaczami. Na jak długo? — sami to poczujemy.
Gdy już „zinwentaryzujemy” nasze miasteczko, zbierzemy opowieści, dajmy dzieciom czas wyłącznie na opracowanie historii ich własnych rodzin. To istotne. Właśnie w trakcie opracowywania karty rozmawiamy i nasuwają się różne pytania, które dzieciom zadajemy. Na przykład, czy któryś z dziadków walczył na wojnie. One często tego jeszcze nie wiedzą. To jest właśnie ta chwila, kiedy poznawszy dzieje miasteczka, dochodzą do przekonania, że chciałyby wiedzieć tyle samo o swojej rodzinie.
Naszym zadaniem jest tak pokierować pracą, aby wzbudzić w nich tę ciekawość. Nie wolno nam pozostać obojętnymi na losy rodzin naszych podopiecznych. Dzieci muszą zobaczyć, jak ich przodkowie współtworzyli to miejsce. Że dom, o którym przez dwa tygodnie zbieraliśmy informacje, dowiedzieliśmy się jak przed laty wyglądał, bo mamy w skarbcu jego fotografię, że ten dom wybudował czyjś dziadek, albo że do tego domu zachodziła czyjaś babcia odwiedzić swoją przyjaciółkę, albo może mieścił się w nim jakiś urząd, w którym ktoś z bliskich pracował.
Takie okruchy przeszłości są jak puzzle — dzieci muszą je poznajdować i starannie dopasować jedne do drugich, a w końcu zobaczyć jak to wszystko fascynująco się układa. Na tym polega przygoda budowania historii miejsca jakby na nowo.
Na to trzeba znaleźć osobny czas. Spokojnie przygotować dzieci i wyposażyć je we wszystko, co potrzebne do zajęcia się ich własnymi domami. A kiedy już spotkają się z dziadkami i zaczną ich pytać, wtedy jakby otwarły się przed nimi drzwi do nowego świata. Wiem z doświadczenia, ile radości im to przynosi.
One widziały dotychczas w dziadkach osoby potrzebujące pomocy i opieki, i wtem okazuje się, że ci staruszkowie gdzieś walczyli albo budowali część tego miasta… Dowiadują się o czymś cennym nie tylko dla dziadków, ale również dla nich samych, o czymś, co będą mogły później opowiedzieć — jako historię rodzinną — swoim dzieciom.
Najpierw jednak trzeba dzieci przygotować do takiej rozmowy. Możemy rozdać im mikrofony — prawdziwe bądź papierowe. Możemy wręcz zacząć od zajęć plastycznych — robienia mikrofonów — które później przeobrażą się w warsztaty dziennikarskie. Zacznijmy na przykład od uteatralizowanych scenek polegających na przeprowadzaniu wywiadów. Najróżniejszych. O muzyce, modzie… Zabawa będzie wstępem do czegoś poważniejszego. Zaprośmy dziennikarza, by opowiedział o swojej pracy. Co to jest etyka dziennikarska — jak zadawać pytania, by nikogo nie urazić, jak wyczuć moment, w którym można zapytać o coś poważniejszego, trudniejszego, a po czym poznać, że należy się wycofać…
Czy w pracy powinien uczestniczyć artysta plastyk?
Dla nas współpraca z plastykiem była nieodzowna. Choć przecież karty są tak pomyślane, że zawierają proste znaki graficzne, aby dla nikogo nie było przeszkodą ich narysowanie. Wychodzimy z założenia, że każde dziecko ma talent, lecz nie każde jest wystarczająco odważne, żeby samodzielnie i w całości wyrazić plastycznie dom i jego historię. Szukamy zatem takich środków, zupełnie elementarnych, aby forma była prosta, a zarazem powstał rodzaj kodu, czegoś dla wtajemniczonych.
I to jest rola opiekuna — w tym także plastyka — by asystować w doborze rozwiązań artystycznych, ale naturalnie nie po to, aby za kogoś rysować. A potem należy jeszcze nadać pracom ostateczny szlif, jako że poprzez karty chcemy wyrazić także współpracę dzieci z dorosłymi. To jest wartościowe i nie trzeba się wstydzić, że dorośli wspomagają młodszych, aby rezultat pracy był jak najpiękniejszy. Ktoś powie, że wyobraźnia dziecięca jest tak twórcza i bogata, że nie trzeba jej nijak wspomagać. Ja mam na myśli nie tyle wspomaganie, ile współpracę, z której wywiązuje się relacja ucznia z nauczycielem, mistrzem.
Co widnieje na karcie?
Założyliśmy, że rewers i awers karty są jednakowo ważne. Przy czym — awers to obraz, rewers to znak.
Awers składa się z jedenastu elementów, poprzez które opowiemy o historii miejsca, naszych rodzin, o ważnych postaciach, wydarzeniach. Jeżeli tematem karty jest kościół, to widnieje on w polu środkowym, a dookoła niego umieszczamy dziesięć swego rodzaju graficznych podpowiedzi. Na przykład obraz w ołtarzu, data budowy lub konsekracji kościoła, postaci fundatorów, osoba wybitnego księdza. Rozmaite motywy, które stanowią dopowiedzenie znaku głównego.
Na rewersie powstanie piktogram różnicujący karty w talii pod względem tematycznym. Chodzi o wprowadzenie pewnej systematyki. Jedne karty mówią o postaciach, inne o wydarzeniach. Kategorie wyznaczamy rzecz jasna sami. Mogą nimi być miejsca, postaci, wydarzenia, historia, natura, zabytki, społeczności, religie, mieszkańcy, opowieści, kultura…
Przekonałam się wielokrotnie w jak ciekawy sposób dzieci dochodzą do rozwiązań plastycznych. Jak najprościej oznaczyć postać? Nie ma sensu rysowanie sylwetki człowieka — dzieci odrzuciły ten pomysł od razu i szukały czegoś symbolicznego. Zaproponowały kreskę. To był punkt wyjścia dla całego systemu znaków. Pojedyncza kreska — człowiek, trzy kreski — społeczność. Gdy zaszła potrzeba wprowadzenia kategorii „mniejszość narodowa” zgodnie z zasadą oznaczyliśmy to trzema kreskami połączonymi między sobą.
Myślę, że nie ma sensu powtarzać, choćby tylko w zakresie rozwiązań graficznych, gry karcianej stworzonej u nas. Podobnie mija się z celem wierne odwzorowywanie naszych zasad i naszych tematów. Przystępując do pracy założyliśmy ogólnie, że chcemy zajmować się historią całego miasta. Zebraliśmy dziewięćdziesiąt sześć opowieści, które następnie pogrupowaliśmy tematycznie, a w ramach tematów wyodrębniliśmy podgrupy. Równie dobrze jednak można skupić się na wycinku historii, na jakimś szczególe. Na przykład na samych domach albo tylko na drzwiach, oknach.
Nawet, jeśli wybierzemy drzwi, w rezultacie i tak dotrzemy do pełnej historii. Bo nie ma drzwi bez domów, a domów bez miasteczka. Jeśli opracujemy czterdzieści domów, to w następnej kolejności trzeba się zająć ludźmi, którzy w nich mieszkali, a potem wydarzeniami, w jakich brali udział. Talia będzie się rozrastać tak jak rozszerzać się będzie pole naszych zainteresowań.
Naszą gotową talię wydrukowaliśmy w drukarni na kartonie, żeby karty były trwałe. Powstało tyle kompletów, ilu było uczestników. Zależało nam, aby każdy uczestnik otrzymał pełną talię. Ale kiedy nie dysponujemy odpowiednimi funduszami, karty można skserować, samemu podkleić na tekturze i w ten sposób uzyskać potrzebną ilość talii.
Czy każde dziecko opracowuje jedną kartę?
Tu nie ma reguły. Już w trakcie pracy nasze dzieci niejako wyspecjalizowały się w pewnych tematach. Tak się szczęśliwie złożyło, że grupa była mieszana narodowościowo, toteż dzieci litewskie opracowały karty litewskie, dzieci polskie — karty polskie. Pozostały jednak tematy, jakimi nie było komu się zająć, bo nie ma już w Sejnach Żydów, Cyganów, protestantów. Nikt nie miał wątpliwości, że musimy się nimi podzielić, zaopiekować się nimi, aby nie zabrakło ich w naszej talii.
Na początek wybieraliśmy tematy ogólne. Na przykład — świat żydowski. Czyli właściwie wszystko — religia, święta, szkoły żydowskie, stroje, pieśni… Kościół katolicki podobnie — wiara, legendy i postaci związane z kościołem, święta, komunie naszych dziadków itp. Dużo łatwiej jest zacząć od ogólnych tematów. Możemy się nimi podzielić i pracować w kilku mniejszych grupach. W takiej podgrupie dzieci lepiej współpracują ze sobą i łatwiej dochodzą do jakiejś indywidualnej ścieżki.
I dodam jeszcze, że wzorowaliśmy się trochę na uniwersytecie, to znaczy wypracowaliśmy zasadę, że każde z nas ma za zadanie przygotować wykład o jakimś zagadnieniu z dziejów miasta.
Jak powstaje mapa miasta?
W doborze tematów i kategorii bardzo pomocne jest stworzenie mapy miasta. W niej jest miejsce na wszystko.
Proponuję wykonać prawdziwą mapę, wielkiego formatu, najlepiej na płótnie, bo to wdzięczny materiał i można po nim chodzić. Na mapę możemy nanieść wszystko, co chcemy — świątynie, domy, cmentarze, domy, gdzie sami mieszkamy, place, pomniki. Nanieśmy też obiekty już nieistniejące, a które odkryliśmy w trakcie naszych kwerend.
Kiedy zarys mapy będzie gotowy i pojawią się na niej najważniejsze miejsca oznaczone symbolami w legendzie, utwórzmy wokół nich kilkanaście małych orbit. To będą poszczególne opowieści związane z tymi miejscami. Dzięki nim łatwiej wyodrębnimy kategorie, pogrupujemy opowieści tematycznie.
Dołóżmy starań, by mapa była piękna i ciekawa graficznie. Bowiem warto będzie ją zaprezentować publicznie. Technika wykonania zależy od naszej inwencji — możemy rysować, malować, wyszywać, wyklejać… Korzystajmy jak najobficiej z tego, co zgromadziliśmy w kufrze.
Jakie są reguły gry?
Z kartami można wyruszyć w świat i grać z każdym napotkanym, kto również stworzył swoje karty. Gra jest uniwersalna za sprawą piktogramów, a przecież każde miejsce na kuli ziemskiej ma swoją historię, jakieś ważne postaci, zabytki, cuda natury.
Karty tworzymy właśnie po to, żeby móc komuś opowiedzieć o nas i zarazem poznać czyjąś historię. Wariantów samej gry jest wiele. Można grać w obrębie własnej talii lub pomiędzy różnymi taliami. Istotą gry jest snucie opowieści. Przykładowo — ktoś opowiada historię Żydów w jego miasteczku, wtem ktoś inny wyjmuje swoją kartę i mówi: „u nas też mieszkali Żydzi, pozostała po nich synagoga”, na to pada karta kogoś innego: „czym dla Żydów była synagoga, tym dla prawosławnych w moim mieście jest cerkiew”. I tak toczy się rozmowa rozpoczęta dzięki kartom. Najciekawsze są ścieżki, które prowadzą od historii do historii. Dzięki nim poznajemy sie nawzajem, zwiedzamy nasze światy.
Inny sposób — ktoś podaje datę, reszta graczy wyszukuje podobne daty wśród swoich kart. I każdy opowiada, co się wtedy u niego wydarzyło. Albo jeszcze inaczej — wybieramy temat wiodący, na przykład świątynie, wykładamy wszystkie karty związane z tematem i zaczynamy opowieści.
Kiedy mówię opowieści to nie mam na myśli jedynie historyjek. Mogą być nimi równie dobrze pieśni, zagadki, warto posłużyć się fantami. Zachęcam do eksperymentowania i tworzenia nowych reguł gry.
Kim jest Mistrz Gry?
Na Mistrza Gry wybieramy kogoś spośród dzieci. To moment, kiedy my, dorośli, powinniśmy usunąć się nieco na bok. Pomogliśmy przy stworzeniu gry, ale teraz pora odwrócić role. Przestać być nauczycielem.
Mistrzem może zostać każdy, kto przeszedł ścieżkę poznawania historii miejsca. Każde dziecko powinno być gotowe do objęcia tej roli. Mistrz Gry czuwa nad jej poprawnością, wyłapuje błędy — przecież zajmujemy się poważnymi sprawami. Udziela graczom głosu, koryguje nieścisłości, jeśli się pojawią, dopowiada ważne szczegóły. Dorosły może oczywiście być graczem, ale niech rola Mistrza pozostanie zarezerwowana wyłącznie dla dzieci.
Co dalej, gdy ukończymy pracę nad grą?
Czeka nas świętowanie. Bo nasz wysiłek wart jest ukoronowania. Pora grę zaprezentować publicznie. My, w Sejnach, zorganizowaliśmy spotkanie, podczas którego młodzi opowiadali jak powstawały karty, przedstawili jak w nie grać. Gości przybyłych na spotkanie obdarowaliśmy talią kart i książką dokumentującą przebieg pracy.
A po jakimś czasie naszą grę wykorzystano w szkole podstawowej w konkursie historycznym. Zadaniem uczestników było odgadnąć, co przedstawia wylosowana karta i opowiedzieć związaną z tym historię. Tak się zaczęło drugie życie Sejneńskich Kart Historycznych.
Redakcja: Łukasz Galusek
*Weronika Czyżewska jest wychowanką Pracowni Kronik Sejneńskich, z tzw. pierwszej generacji opowiadaczy historii sejneńskich