Oni mi pozowali
Tak mówił Jerzy Srzednicki na wernisażu swojej wystawy w sobotę 23 listopada 1996 roku w Białej Synagodze w Sejnach. Rysunki i obrazy olejne przedstawiają Żydów sejneńskich w różnych wcieleniach i pozach.
– Od lat maluję i rysuję Żydów – mówi Pan Jerzy – Realistycznie i symbolicznie. Tych z innych Sejn, drewnianych, przytulnych, prawie chagallowskich. Może malowałbym świat bajkowy, podobny do Chagalla, ale, niestety, świat mojego dzieciństwa skończył się brutalnie. Ten mój malowany i rysowany świat Żydów sejneńskich odczuwam jak film zatrzymany w kadrze, który wystarczy włączyć i znów wszystko w mojej wizji ożywa. Sięgam wyobraźnią do twarzy mi znanych. Nieraz wydaje mi się, że oni mi pozują, przychodzą do mnie.
Przywołując tych umarłych, a jednak żywych, patrzę na nich z ciepłem, miłością bliźniego i z tkliwością. Odsłaniają się przede mną, serdecznie nakazują, abym tę pamięć ocalił. Widzę oblicza dzieci i kobiet, młodych ludzi i starych, pejsatych, w jarmułkach na głowach, o mądrym spojrzeniu. Wystarczy w ciszy wsłuchać się i zamknąć oczy, a świat ten znowu ożywa. Słychać krzyki bawiących się dzieci, kobiece głosy, pokrzykiwania skupującego szmaty, zachwalanie świeżych ryb przez handlarzy pod sukiennicami. Do uszu wpada hurkot maszyny krawieckiej, a nozdrza przyjemnie drażni zapach smażonej ryby z otwartych okien w ciepłe przedpołudnie letniego dnia. Znad rzeki niesie się echo pluskania i wrzaski kąpiących się wyrostków. W powietrzu roznosi się zapach suszonego siana z łąk. Pod płotami słychać cykanie koników polnych w zielsku. Muchy leniwie brzęczą, wygrzewając się w promieniach słońca na drewnianych ścianach domów i chlewików. Dzikie wino i bluszcze oplątują ganki i werandy, rzucając rozedrgane zielone cienie. Chwiebotliwe, niestabilne, okrywające prześwietlonymi plamami "ogromną równinę" malowanych desek. Maleńki ogromny świat, tylko dziecku właściwy, oczami dziecka widziany. Tajemna księga magicznym pismem pisana, gdzie czas się zatrzymał. A w te wszystkie wspaniałości i tajemnice dziecięcego świata zakrada się zapach smażonych kotletów, przyrządzanych ze świeżej baraniny, kupionej przez matkę w koszernej masarni Chaima. Widzę go w oczach jak żywego. W czarnej jarmułce, łysiejącego, trochę siwego o pociągłej twarzy z rudą, niewielką bródką, patrzącego na mnie szaroniebieskimi oczami, wysokiego, szczupłego, lekko przygarbionego, w białym masarskim fartuchu, w królestwie świeżych mięs i pachnącyh wędlin. Czas cofnął się. Znowu poczułem się dzieckiem, małym chłopcem. Bawiącym się ze Srulkiem, małym Chaimkiem i Chajką w „bławatny sklep". Srulek sprzedawał, a Chajka, Chaimek i ja kupowaliśmy. Za perkale, wełny i gabardyny służyły nam liście łopianu.
Odgłosy i obrazy tego minionego świata mojego dzieciństwa przenikają barierę obecnego czasu. Wydaje mi się, że wszystko widzę i słyszę znowu. Wpadam w kolorową otchłań minionej rzeczywistości, której już nie ma. Wpatrują się we mnie piwne oczy starego Joska. Słyszę, jak do mnie mówi: "Czy ty wiesz, dziecko, co to jest los? To jest księga pisana przez całe pokolenia, przez dobrych i złych. Żywi nadal ją piszą swoimi uczynkami, postępowaniem i rozumieniem świata, a przede wszystkim ducha. Owoce tego będą zbierać przyszłe pokolenia i każdy dostanie swoją działkę".
Znowu wracam do rzeczywistości, jakbym się ze snu obudził. Jednak Ci nieobecni są nadal obecni. Mówią głosem, który jest słyszany wtedy, kiedy się tego bardzo chce. Jeżeli duch przenika wymiary z jednakową mocą, są one równie rzeczywiste. Myślę, że każdy człowiek ma w sobie swój własny czas, inny od zewnętrznego. Do minionego świata jest tylko jedna droga – zaduma w złocistym świetle wspomnień. Wewnętrzna i żywa obecność wśród tych, co żyli. Wówczas wizje malowane i rysowane uczuciem mają głęboki sens.
Pan Jerzy Żydów maluje od dawna. Ryszard Wójcik w reportażu pt. "Kośba czasu" (Kontrasty 12/79) tak o Srzednickim pisze:
– Cóż za przekora wyobraźni! Ten malarz-amator, liczący w chwili naszego poznania trzydzieści sześć lat, cały był obrócony ku wojnie i ku latom wczesnego dzieciństwa. Kiedy malował Sejny dzisiejsze, czynił to z prześmiewką, złośliwie, nadając każdej twarzy postaci jakiś rys karykaturalny, zgryźliwy, natomiast obrazy dawne, dalekie projekcje pamięci, żyły w nim promiennie i serdecznie, ogrzane melancholijnym światłem tkliwości i żalu za czasem utraconym bezpowrotnie.
Pamiętał doskonale pejzaż miasta z nieistniejącymi już dziś sukiennicami pośrodku ryneczku, ożywiał na płótnach swoje spacery z matką pomiędzy żydowskimi sklepikami, w których roił się kresowy ludek białoruski, litewski i semicki. Utrwalił nie zanotowane przez kronikarzy zdarzenia i ludzi: jednookiego sprzedawcę wędlin, Chaima; właściciela jedynego autobusu do Suwałk, Kona; właściciela młyna o napędzie spalinowym, Płaskowskiego.
Uderzony osobliwością tej jednostkowej egzystencji w świecie tak wyzywająco do niej nieprzystawalnym, postawiłem przed Srzednickim kamerę filmową i nakręciłem o nim dla telewizji reportaż ("Sejneńskie barwy", 1966). Zatrzymałem wizerunek tego odmieńca na taśmie filmowej w chwili dlań metafizycznej. Walił się on wtedy, nie wiedząc jeszcze o tym, do grobu. Gruźlica zaatakowała płuca gwałtownie, i byłby nasz cygan-artysta skończył jak tamci dziewiętnastowieczni uduchowieni Grottgerowie, lecz pojechał – na szczęście – do lecznicy i uratował życie.
Podczas wernisażu organizatorzy wystawy pokazali nam ten reportaż. Po trzydziestu latach znów zobaczyliśmy tamte Sejny, niby te same, ale jakże inne i Pan Jerzy jakby trochę młodszy...
(jal)
Jerzy Srzednicki ur. w Sejnach w 1930 r., w latach 1948-51 studiował w PWSSP we Wrocławiu u profesorów Geperta, Dunikowskiego, Brzozowskiego i Łyżwańskiego. Po raz pierwszy swoje prace pokazał w 1957 r. W latach 1957-1978 prezentował swoje prace na 45 wystawach w kraju i Budapeszcie.
Oni mi pozowali. Wystawa rysunków i obrazów olejnych Jerzego Srzednickiego. Sejny – Biała Synagoga. Organizator – Ośrodek "Pogranicze – sztuk, kultur, narodów".
"Przegląd Sejneński" nr 12/1996
Artykuły prasowe:
Oni mi pozowali, "Gazeta Współczesna" 25.11.1996
Oni mi pozowali, "Przegląd Sejneński" nr 12/1996