Krzysztof Czyżewski o podróży:
Wiatry przygnały mnie do Zagrzebia. Mieszkam w hotelu „Dubrovnik”. Po raz pierwszy zatrzymałem się w nim na samym początku wojny. Nigdy nie poznałem przedwojennej Jugosławii. Wtedy w hallu czekał na mnie Ivan Zvonimir Čičak, szef Komitetu Helsińskiego. Wiosną 1991 roku przyjechał do Pogranicza. Rzadko kto dowierzał mu, gdy w Białej Synagodze w Sejnach mówił o nadchodzącej wojnie. Zabrał mnie na spacer po mieście, od pomnika Josipa Strossmayera – budowniczego mostów pośród Słowian Południowych, a także uniwersytetów i akademii sztuk – do pomnika ofiar faszyzmu. „Którędy teraz pójdziemy?” – to pytanie dla nas obu wtedy nie ograniczało się do topografii jedynie. Na koniec dotarliśmy na konferencję, której tematem przewodnim było uwiarygodnienie tezy, że Chorwacja to nie Bałkany, to – Europa Środkowa.
Potem jeszcze nie jeden raz mieszkałem w „Dubrovniku”, w pokoju z widokiem na Plac Jelačica. To dla mnie swoista środkowoeuropejska agora, położona u stóp usytuowanych na wzgórzach dwóch centrów miasta: Gradec (władza świecka) i Kaptol (władza religijna), połączonych „krwawym mostem” – dzisiaj już nie istnieje, ale upamiętnia go uliczka Krvavi most. Jeśli pamiętacie okładkę „Europeana” Patrika Ouřednika, to fotografię do niej – oświetlony latarniami plac pełen figurek ludzkich – zrobiłem właśnie z okna tego hotelu.
Dzisiaj ponownie błąkam się po Zagrzebiu między pomnikami Strossamayera i ofiar faszyzmu. Nie ma już między żywymi Zvonimira, ale pytanie „Którędy teraz pójdziemy?” wciąż jest ze mną. W liście Slobodan Šnajder przypomniał mi, że kilkanaście lat temu mieszkańcy różnych krajów byłej Jugosławii stworzyli deklarację o restytucji wspólnego języka na tym obszarze, którą on podpisał. Podobnie jak Đurđica Čilić, która – mówiąc mi o tym – dodaje, że spośród wielu setek akademików, było ich, sygnatariuszy deklaracji, zaledwie kilkoro. Duch Strossmayera nie ma się dzisiaj najlepiej.
Najlepszą kawę z kardamonem znajduję w restauracji libańskiej. Po kilku dniach jestem już w przyjacielskich stosunkach z jej właścicielem. Opowiada mi o odradzającym się faszyzmie. Tak w parlamencie, jak i na ulicy dziedzictwo ustaszy ma się dobrze. Opozycja bezskutecznie próbuje zakazać posługiwania się symboliką faszystowską. Na Placu Jelačica natrafiłem na wiec, na którym wykrzykiwano ustaszowskie „Za dom spremni”.
W dyskusji po wykładzie na uniwersytecie zastanawiamy się co można zrobić dla integracji Nepalczyków, którzy są tutaj nową grupą marginesu społecznego. Đurđica jest pisarką, tłumaczką literatury polskiej i profesorką. Po spotkaniu z jej studentami wychodzę zbudowany. Podobnie jak po spotkaniu w „Koperniku”, czyli prowadzonym przez tutejszą Polonię centrum kultury. Z rozmowy rodzą się nowe idee, w tym dotyczące prezentacji linii paryskiej „Kultury” i Giedroycia. Nie często w świecie można spotkać takie centra kultury polskiej, w których królują Witkacy i Mrożek. Nie często też w świecie można znaleźć miasta z taką gęstością księgarń jak w Zagrzebiu. W jednej z nich rozmawiam ze studentami ukrainistyki o wielkim znaczeniu, jakie mają dla nich protesty w Serbii, która staje się dzisiaj jednym z tych miejsc, w których bije serce Europy Środkowej. Wczoraj na środkowoeuropejskiej agorze królowała manifestacja pro-palestyńska, a wśród transparentów znalazłem i ten: „Vukovar-Srebrenica-Gaza”. Dzisiejszego wieczora w Miejskiej Bibliotece Bogdana Ogrizovicia będę gościem Moniki Herzeg. Czeka nas rozmowa o małych centrach świata. Jak się domyślacie, to właśnie w budowaniu takiego warsztatu filozofii i praktyki działania szukam odpowiedzi na pytanie „Którędy teraz pójdziemy?”.
Polskie Towarzystwo Kulturalne “Mikołaj Kopernik”
Biblioteka Miejska im. Bogdana Ogrizovicia (Gradska knjižnica Bogdana Ogrizovića) w Zagrzebiu