Chociaż jechaliśmy przygotowani historycznie, z zarysem splątanych ścieżek tego pogranicza, fotografiami dawnego Nikiszowca i obrazami Kazimierza Kutza w głowach, to wylądowaliśmy w świecie, którego bogactwa i szerokości chyba sobie nie wyobrażaliśmy.
Najpierw ożył Nikiszowiec, opowiadany z miłością przez mieszkankę tego osiedla, tworzył się nie tylko z historycznych faktów, ale i osobistej pamięci, ukrytych na ceglanych ścianach znaków i wspomnień zaglądających przez okna, drzwi mijanych budynków. Architektura, która przecież mogłaby klaustrofobicznie zamykać, wydawała się zadomawiać, budować świat pełen wspólnego życia, dzielonego na męską szychtę górników i kobiecą codzienność. I to z takiego, trochę może romantycznego, początku wyrwał nas wykład Zbigniewa Kadłubka, fenomenologiczna opowieść o Górnym Śląsku, który ukazał się nam jako kraina wody i nagromadzonej materii stojąca w obliczu wyzwań nowej ekologii świata. Wykład, trochę jak rzeka, do której odwoływał się profesor, przepływał od industrializacji poddającej ludzkie organizmy dyscyplinie do dzieciństwa spędzonego na hałdzie, od bogactwa liściastych drzew górnego śląska po mistykę i surrealizm sztuki tego rejonu. Śląska tożsamość i narracje historyczne, które znaliśmy, rozpadły się, otworzyły na inne myśli i spojrzenia. Tak też nastrojeni poznawaliśmy później miejsca naszej podróży z nową jeszcze świeżością. Pewnie trochę inaczej układały się warstwy Góry Świętej Anny, miejsca, w którym rosną na sobie pamięć i energia różnych światów. Kolejną jeszcze głębokość zyskiwała nasza wizyta w kopalni Guido, gdzie 350 metrów pod ziemią faktycznie znajdowaliśmy się w tej wielkiej dziurze, na której stoją Katowice, pośród materii, w świecie fizyki, chemii, ale też całej historii podziemnego świata, co powoli się kończy.
Ale wiele spotkało też nas na powierzchni! Wizyta w Śląskie Centrum Wolności i Solidarności, kopalni Wujek, dopowiadała historię, którą znaliśmy z Gdańska, przywoływała osobistą, poranioną pamięć ostatnich dekad. O Katowicach opowiadał nam Jakub Pszoniak, rysując cały świat muzyki, filmu, literatury górnośląskiej. Tożsamość tej ziemi znowu się otwierała, z ,,tożsamości oporu”, stawała ,,tożsamością projektu”. W końcu też za sprawą spotkania z Jackiem Hołyńskim, raperem, poetą, usłyszeliśmy i zobaczyliśmy działanie, sztukę tu i teraz - poematy w mowie śląskiej, improwizowane, pełne żywych dźwięków, zabawy. Tą naszą ścieżkę związaną ze sztuką, domykało Muzeum Śląskie i chyba przede wszystkim niezwykła wystawa artystów naiwnych, obrazy Erwina Sówki, Teofila Ociepki czy Ludwika Holesza, też często wypływające z tego mistycznego, wciąż nam nieznanego źródła Śląska.
A tak jak przy poprzednich wyprawach, nasze dni wieńczyły wieczorne koncerty. Tym razem dwa zupełnie różne, Hubert Zemler i Felix Kubin, więc perkusja i syntezatory, muzyka odbierana całym ciałem, bardzo fizyczna, pełna przedziwnych faktur i uderzeń. Z drugiej zaś strony NOSPR, słynny Kwartet Śląski i kompozycje Debussy’ego, Meyera, Schuberta, koncert pełen napięcia, niepokoju, z kontrapunktem, który wszystkie te światy fascynująco eksponował.
Jak się wydaje ta listopadowa podróż to dopiero początek naszych śląskich wypraw i eksploracji. Pięknie dziękujemy wszystkim, których to na naszym szlaku spotkaliśmy, w opowieści o miejscu i nieznanym nam świecie!
fot. Agata Wasilewska, Piotr Myszczyński