Tyflografikę można rozumieć jako technikę tłumaczenia rzeczywistości, to co widzialne staje się z pomocą graficznego języka, poznawane dotykiem. Pole ludzkiego doświadczenia, normalnie wielozmysłowe, skupia się tu pozornie na jednym ze zmysłów. W ten sposób osoby niewidzące odczytują teksty, widzą obrazy, dotykając, wędrując palcem po stronach książki. Ale szczególne właściwości tej techniki ujawniają się bardzo szybko, gdy tylko zaczynamy tworzyć z jej pomocą opowieść, rodzą się wtedy pytania, a nasze zmysły tracą swoją zwykłą stabilność, krzyżują się i jakby zyskują nową energię. Ta refleksja każe zastanawiać się nad naszym codziennym kontaktem ze światem, prowadząc nas właściwie samoczynnie w stronę natury, otoczenia, które nas współtworzy, zauważalnie lub na poziomach zupełnie nam niejasnych. Wyczulając zmysły, zaczynamy nasłuchiwać, nasza codzienność wypełnia się dźwiękiem ptaków, które przestają być tylko dalekim szmerem i stają się osobne, wyjątkowe, związane z konkretnym czasem, gatunkiem albo przestrzenią i jej echem. Na nowo okazuje się, że fakturę i barwę zdobywają nie tylko dźwięki, ale i pnie drzew, kształty liści, wyrastające z ziemi konary, o które zaczynamy się potykać. Rzeczywistość utarta zwykle bezpiecznym spojrzeniem, ożywa w ruchu, wciąga nas bez granic, a to nie znaczy, że poznajemy teraz w ciemności, to raczej oko zaczyna dotykać i słyszeć, a dotyk widzieć rytm kolorów, łowić barwę dźwięków. Przekonanie o jednym, właściwym i normalnym świecie zmysłów w pewnym sensie rozpada się, tyflografika przestaje służyć jako technika uzupełniania ubytków, prostego tłumaczenia rzeczywistości, zaczyna otwierać nas na nowy kontakt ze światem, na inny rodzaj skupienia. Świat zdominowany regułami oka i widzenia, staje się tylko jednym z możliwych, być może zresztą wyjątkowo niedoskonałym, pędzącym najszybciej i najdalej od tego, co nas otacza.
,,Drzewa parku krasnogrudzkiego” snują taką tyflograficzną opowieść o przyrodzie Krasnogrudy, małej wsi położonej przy granicy polsko-litewskiej, jej bohaterami i bohaterkami są drzewa, 11 konkretnych gatunków i jeden szczególny okaz ,,martwe drzewo”. Każdego z mieszkańców parku poznajemy z pomocą dotyku, przebiegamy palcem po gałązkach Lipy Drobnolistnej, wyczuwając każdą żyłkę jej liści, kwiatostanach Czarnej Olszy i jej drobnych chropowatościach, muskamy owoce Klona Pospolitego, wyobrażając sobie ich lepkość. Cały świat tych drzew staje przed nami w swoim szczególe i drobnej wypukłości, to mikro skala, jakiej z początku nie dostrzega nasze oko. Drzewa te niosą inną jeszcze opowieść, każde z nich przywołuje ludowe legendy, mityczne podania, cofając się w czasie przynajmniej o kilka wieków, a czasem tłumaczy proces swojego kwitnienia i zmiany, jakie w ich cyklu wieszczą kolory u nasady płatków czy brązowe nasiona schowane później w łupinie owoca. Sama tyflografika drzew opiera się na botanicznych ilustracjach, większość z nich pochodzi z XIX wieku, gdy to nauka i sztuka łączyły się we wspólnym wysiłku odkrywania, badania, powoływania do życia i piękna. Pozornie neutralne ilustracje roślin rysowane były przecież konkretną ręką, która czasem podkreślała nieożywioność botanicznego wycinku rośliny, a czasem z pełnią energii rozjaśniała kolory liści, mnogość i wielość kwiatostanów. Jest to więc cała tradycja ilustrowania, przedstawiania świata natury, którą właściwie każdy jeden żyjący poznaje z pomocą i pośrednictwem swoich szczególnych zmysłów. Krasnogrudzką opowieść kończy jakby niespodziewanie ,,martwe drzewo”, to jedyne miejsce, w którym pojawiają się też zwierzęta - jaszczurka, ryjówka, strzyżyk, rusałka. Leżący na ziemi pień drzewa staje się symbolem dalszego trwania, powoli wtapia się w ziemię, służąc za schronienie i pokarm dla tysięcy organizmów. Ta ostatnia strona książki naturalnie domyka spotkanie z drzewami Krasnogrudy, jednocześnie nie kończąc nic, a może dopiero rozpozyczanając proces naszego odkrywania, badania, dotykania pośród wielu światów zmysłowych, jakie mogą stanąć przed nami otworem.