Wczoraj fundamentem tego horyzontu stał się wspólny namysł nad ideą Środkowej Europy, w jej skomplikowaniu, ulotności, całym napięciu. Wszystko to działo się w obwodzie zakarpackim, pod Użhorodem, na konferencji organizowanej przez Institute for Central European, gdzie też znaleźli się uczestnicy Dilemmy.
Spotkanie otworzył Dmytro Tuzhansky, dyrektor instytutu, a chwilę po nim mówił Jennes de Mol, ambasador Niderlandów w Ukrainie. Oba te głosy budowały przyszłość, której podstawą jest pokój i teraźniejszy opór, ale która dalej może rysować się tylko drogą solidarności, Unii Europejskiej i budowy mostów. Ukraina staje się miejscem pozwalającym na nowo zobaczyć, przezroczystą jeszcze przed chwilą Europę, co piętrzy środkowoeuropejskie pytania, od tych podstawowych i pragmatycznych po zanurzone w przeszłości czy wychylone ku utopii.
Pierwszy panel konferencji dotykał realnych problemów tego, jak odbudowywać Ukrainę po wojnie i już dzisiaj, a chodziło tu o wymiary zniszczeń materialnych, budynków, ale też struktury państwa i w końcu same społeczeństwo, ludzi. Konkretne przykłady i doświadczenia, np. z Iwano-Frankiskwa każą myśleć o dalekosiężnych strategiach zarządzania pieniędzmi, budżetem, współpracą między samorządami i państwem.
Pavlo Klimkin w swoim przemówieniu myślał już o samej idei Europy Środkowej, która stawała się dla niego raczej zadaniem, konceptem dzisiaj nierzeczywistym, wymagającym pracy, budowania ze strzępów przeszłości i historii. W jego ujęciu, to wszystko nie może wydarzyć się bez Ukrainy, a sama antyrosyjskość, strach przed wpływem Rosji jest fundamentem zbyt kruchym, by myśleć o przyszłości. O dzisiejszej Europie Środkowej możemy myśleć tylko geograficznie, podczas gdy istnieje potencjał, by stała się bardzo realnym centrum innowacji czy zmiany. Pytaniem wciąż pozostaje to, o co walczymy jako wspólnota, nie to, czego się boimy.
Kolejny panel poświęcony był napięciu między starą Europą Środkową a wizją tej nowej, która miałaby powstać w zgodzie lub konflikcie z ideami przeszłości. Dyskusja Rufina Zamfira z Rumunii, Ábela Ravasza ze Słowacji, Réki Szemerkény z Węgier i Pawła Klimkina, szybko zamieniła się w klasyczną refleksję nad granicami Europy Środkowej, jej ramami czasowymi i pytaniam o to, co w ogóle miałoby ją spajać. Geografia, system wspólnych wartości, świadomy wybór, pewna aspiracja?
Ostatnia dyskusja tego dnia najgłębiej schodziła w rejony filozofii kultury i historii. Obecność Marci Shore i Jarosława Hrycaka moderował Krzysztof Czyżewski, wprowadzając słowem o potrzebie tworzenia pozytywnej wizji, horyzontu jutra, z jednoczesnym zachowaniem wiary w wielką siłę tego, co małe. Shore mówiła o swojej pozycji historyczki, która spogląda trochę z zewnątrz, spoza Europy, co wiąże się z tym, że pytania o tożsamość środkowoeuropejską są dla niej szczególnie trudne. Przywoływała wiersz "nothing bad even happen here" Wiktorii Ameliny, rozpoczynając jednocześnie opowieść o traumie, duchach przeganianych i wymazywanych, co powracają i nawiedzają pamięć wciąż na nowo. Poprzez opowieść o rosyjskich narracjach historycznych, o zaprzeczeniu, negacji, wyparciu historyczka dotarła do istoty bardzo konkretnej etyki, która opiera się na odpowiedzialności, by mówić prawdę, zawsze, w każdym momencie. Dla Shore, to, co pozytywne i żywe, wiąże się z wielkim darem ludzi, by stworzyć coś nowego, tworzyć z niczego. Tak też rozumieć można Majdan, jako pewien błysk, który pozwala zobaczyć, że coś innego jest możliwe, bo przecież już się wydarzyło, zaistniało, nawet jeżeli tylko w mgnieniu czasu..W podobnym duchu mówił Jarosław Hrycak, myśląc o cienkich, kruchych granicach pamięci historycznej, która ma siłę by działać zarówno jako lekarstwo, środek leczniczy, jak i trucizna zatruwająca teraźniejszość i przyszłość. Historia ukraińska, wypełniona skrajną, radykalną przemocą, właściwie pozbawiona mitycznego czasu, złotego wieku, który leżałby gdzieś w przeszłości, jeszcze bardziej wychyla ku utopii, ku wyobraźni nowego, innego świata. W opowieści Hrycaka, Ukraina, to też kraj bardzo zróżnicowany, nie dający zamknąć się w jednej dominującej narracji, raczej miejsce różnych opowieści i historii, a to przecież ważna przypadłość Środkowej Europy.
Obwód zakarpacki, Użhorod, to dzisiaj serce Europy, miejsce, w którym namysł i idea środka tego świata ma szczególną siłę. Osobne na mapie kraju, pozostaje bezpieczne, leżąc przy samych środkowoeuropejskich granicach, jest wolne od bezpośredniej agresji trawiącej Ukrainę. Ale to wszystko jest też opowieścią o płynności tych granic, wojnie, która łatwo je rozbija, Europie Środkowej, której prawdziwą energią może być przerzucanie mostów “ponad”, tworzenie świata przekraczającego to, co wydaje się możliwe. Właśnie w Użhorodzie jaśniej i wyraźniej widać drogę Ukrainy ku nowemu, jej pragmatyzm z błyskiem zmiany, mgnieniem nowego horyzontu, który przerasta dzisiejszą tragedię wojny i przeszłość wypełnioną przemocą. Myśli, idee wybrzmiewające na spotkaniu, święcie Dnia Europy, poruszały się właśnie tej przestrzeni jutra, uczestnicy w języku ukraińskim, polskim, angielskim prowadzili namysł nad Środkową Europą, która posiada głęboką historię idei, ale, w obliczu dylematów nowoczesności, dzisiejszej przemocy, oporu, potrzebuje zupełnie nowego języka. Niezwykłym zwieńczeniem tego dnia była Cafe Europa, w małej użhorodzkiej kawiarni słuchaliśmy poezji ukraińskiej, armeńskiej, polskiej, angielskiej, gruzińskiej, białoruskiej, a każda z nich niosła się w swoim rodzimym słowie. Muzyka Raphaela Rogińskiego skupiała te światy w jednej opowieści, gitarowe utwory rzeźbiły w mocnej ciszy, jaka zapadała po dźwiękach poezji, przestrzeń pełną napięcia, niejasnej energii, ruchu i pamięci. To chyba właśnie słuch ma w sobie najwięcej z utopii, zawsze otwarty, pozostaje jednocześnie czuły na nowe emocje, myśli, idee, które rodzą się w tej rozmytej relacji między światem i tym, kto go słucha.