Dom, jeszcze gdy jako surowa konstrukcja pnie się do góry i później, gdy zapełnia się życiem, na każdej długości rzuca znaczenia. Ostatni warsztat Moniki Herceg cofał się właśnie do domu, przestrzeni, inspirującej pisanie lecznicze, a więc takie, które przesuwa granice, umożliwia wzrost. To przecież dom otwiera okno, wychyla nas na spotkanie ze światem i pozwala bezpiecznie powrócić. Pogranicze staje się wtedy miejscem dobra, sąsiedztwa, wymiany, symbiozy, transformacji, splotu, a z tych słów można już szkicować wiersz, jak też się działo wczoraj nad krasnogrudzkim jeziorem Hołny. Różne powstawały wersy i historie, bo też z różnych miejsc i doświadczeń przybywają. Problem tego, jak o sobie opowiadać, jak obrazować, pisać własną, w intymnym sensie prawdziwą narrację, powracał, gdy Lusine Kharatyan i Vigen Galastyan ukazywali nam literaturę oraz malarstwo Armenii. Hrant Matewosjan pisał w latach 60. powieści, które i dzisiaj rzucają światło na relację między centrum a peryferiami. W sprzeciwie wobec imperialnej mapy, osi świata skupionej wtedy na Moskwie, poszukiwał języka niezależności, rozbijał kolonialne granice, myśląc z perspektywy znajdującej się pomiędzy. Także balansując na granicy, cyrkulowały ormiańskie obrazy XIX i XX wieku. Czasy sowieckie, to epoka, w której Ormianie musieli wciąż na nowo pytać o to, kim są, kierować spojrzenie do wewnątrz. To wszystko znajduje odbicie na płótnach - w portrecie, krajobrazie, a strategie, które z tego wyrastają są bardzo odmienne. Czasem Armenia staje się czystą esencją, kolażem własnego pejzażu, czasem etnograficznym tłem dla nowego, wyemancypowanego podmiotu, a czasem pytaniem postawionym na krawędzi. Dla Galstyana przewodnikiem w poszukiwaniach etycznej reprezentacji, prawdziwego spotkania, jest Paradżanow i to, w jaki sposób obrazował inność, rozmywając granice, ku transformacji i miłości. Dzień kończyliśmy, tak jak i dwa dni temu, w krasnogrudzkiej kawiarni na Cafe Europa. Wieczorne spotkania zbierały twórczość uczestników Szkoły Letniej - słowa, obrazy, głosy z wielu światów. W poniedziałek te opowieści na samym końcu skupił Raphael Rogiński, jego muzyka drogi, oddychająca źródłem, tradycją i przemianą czasu, która unosiła rozmazane, niejasne emocje, nagłe kontury nowego, żywego uczucia. Wczoraj, spotkanie wieńczyła opowieść Iryny Mulyarchuk: jej wiersze szukające słów świeżo po wybuchu wojny w Ukrainie, rozdwojona przestrzeń życia poetki, która musiała uciekać ze swojego kraju. Tutaj konstrukcja domu, by przetrwać, odrywa się od ziemi, dla Iryny dom przenosi się do wewnątrz, zmieniając granice ciała i myśli. Przestrzeń staje się wtedy polem przekraczania, liminalnym pasmem, które nie pozwala być naprawdę tu, ani tam. Jednocześnie i okno znajduje się wtedy w środku, zmienia się więc sens ruchu, a odpowiedzialność wobec świata spada na język, jeden z fundamentów tego nowego domu.
tekst: Piotr Szroeder
fot. Staszek Czyżewski, Piotr Szroeder, Agata Wasilewska