Dzisiejszy laureat Claudio Magris obchodził ponad miesiąc temu swe siedemdziesiąte urodziny - wszystkiego najlepszego! - urodził się bowiem 10 kwietnia 1939 roku w Trieście. Jest to miasto, z którym związana jest najwcześniejsza historia jego życia, ale w którym ciągle jeszcze przebywa: tam skończył szkoły i, po dłuższej przerwie, wrócił, by uczyć na miejskim uniwersytecie. Jego osobowość artystyczna i intelektualna ukształtowała się także w styczności z innym miastem, zupełnie odmiennym od Triestu, a mianowicie z Turynem. To tam udał się na studia, a po ich skończeniu rozpoczął karierę akademicką. Jak sam wielokrotnie wspominał, oba te miasta są niezbywalną częścią jego biografii.
Magris często pisze w kawiarni; gdy jest w Trieście, kawiarnią tą jest Café San Marco. W wielu artykułach to jego przyzwyczajenie interpretowane jest jako znak przywiązania do tradycji austro-węgierskiej. Nie podejmuję tej interpretacji, bo jest to upychanie pisarza nietypowego w uspokajające, tradycyjne modele zachowania. Ale, mówiąc o Magrisie, nie sposób pominąć wpływu habsburskiej tradycji imperialnej i miast z pogranicza tegoż imperium. Trudno opisać Triest i Turyn bez radykalnych i może nawet niewybaczalnych uproszczeń. Europejskie miasta, nawet te, które przynależą do tego samego państwa narodowego, potrafią różnić się bardzo zasadniczo, szczególnie we Włoszech, gdzie najdłużej rozwijały się jako osobne państewka z odmiennym językiem, inną tradycją polityczną, specyficzną kuchnią i własną kulturą. Triest znajduje się na północno-wschodniej granicy dzisiejszych Włoch i jest wychylony w kierunku Bałkanów. Mimo ogromnych czystek etnicznych drugiej wojny światowej, jest to miasto do dzisiaj wielojęzyczne, z silnymi wpływami kultury weneckiej i tak zwanych żywiołów słowiańskich, z wieloma śladami długiej przynależności do monarchii austro-węgierskiej. Jego najbardziej znanymi mieszkańcami byli pisarze i poeci: Umberto Saba, Italo Svevo, James Joyce, Jules Verne, a teraz Claudio Magris. Inny jest duch Turynu, pierwszej stolicy zjednoczonych Włoch (1861), a dzisiaj, po Rzymie i Mediolanie, najważniejszego miasta Italii. Oblicze Turynu skierowane było nie ku Bałkanom, a ku Francji: to miasto dynastii sabuadzkiej, dziś przemysłowe, zdominowane przez wielkie rody Agnellich, Einaudich i Olivettich. Cechował je silny ruch antyfaszystowski i tradycja demokratycznego socjalizmu i demokratycznego liberalizmu, którego bohaterami byli Antonio Gramsci i Piero Gobetti. W Turynie działał także filozof Norberto Bobbio i ogromna liczba przeważnie niespokrewnionych ze sobą a wybitnych Levich: antyfaszysta Mario Levi, pisarze Primo Levi i Carlo Levi, który był także malarzem, noblistka Rita Levi-Montalcini i pisarka Natalia Ginzburg, córka profesora chemii Giuseppe Leviego.
Powtarzam: ten skrótowy opis obu miast jest dalece niewystarczający i szkicuję go tutaj po to, by podkreślić pewne cechy wrażliwości naszego Laureata. Można powiedzieć, że te dwa miasta wymierzają dwie strony, dwa bieguny działania Magrisa: jeden to jego zaangażowanie obywatelskie, drugi to jego powieściopisarstwo. Podział ten, spieszę dodać, jest niestabilny, bo obie te sfery przenikają się nawzajem. Formacji turyńskiej przypisałabym ciągłość i powagę zainteresowania Magrisa polityką - był nawet senatorem we włoskim parlamencie. Zawsze wypowiadał się, i robi to do dzisiaj, o sprawach, które zaprzątały jego współobywateli. Dotyczy to nie tylko polityki czy kultury, ale także problematyki moralnej. W roku 2006, na przykład, ukazała się jego książka Historia nie jest skończona , z podtytułem: "etyka, polityka, sekularyzm". Nie dalej jak parę tygodni temu Magris dyskutował publicznie ogromnie teraz Włochów bolący temat eutanazji. Triest natomiast jest miejscem, z którego wywodziłabym jego twórczość artystyczną, szczególnie tę jej część, która oparta jest na pamięci. Nie jest to pamięć dosłownie albo wyłącznie autobiograficzna: Magris obecny jest w swych powieściach i esejach, ale to nie on jest ich tematem. Jego pamięć jest pamięcią miejsca, czy raczej miejsc, pamięcią języków, biografii i sposobów życia, pamięcią przeszłości, której nie ma już kto pamiętać. To pamiętanie jest działaniem kogoś, kto wyrósł na pogranicznych ziemiach byłego imperium. Te miejsca, biografie, języki nie należą tylko do Triestu, ale to Triest i jego okolica przygotowały Magrisa do jego późniejszych peregrynacji po Europie i po jej przeszłości. Pisarz wyruszył z Triestu i już się nie zatrzymał. Stąd dzisiejsza nagroda, nagroda dla kogoś, kto mieszka w swoim mieście rodzinnym, ale nigdy nigdzie naprawdę nie osiadł.
Pierwsza książka, którą napisał Magris została wydana w Turynie, w roku 1963 i, by ją scharakteryzować, wprowadzę następny, równie niedoskonały podział wewnątrz jego twórczości na nurt historyczny i imaginacyjny. Cała twórczość Magrisa odwołuje się do badań historycznych, do czegoś, co można by nazwać poszukiwaniem faktu, konkretu, naukowością. Ta naukowość zderza się ciągle z wolnym duchem narracji, z napięciem wyobraźni, która inspiruje się historią, ale nie chce być przez nią ograniczona. Claudio Magris jest intelektualistą - i tu znów wprowadzam podziały porządkujące materię, która z natury swej nie jest uporządkowana - jest intelektualistą, ale także powieściopisarzem. W jego pierwszej książce żywioł faktu dominował nad żywiołem fikcji literackiej. Książka ta, zatytułowana Mit habsburski w nowoczesnej literaturze austriackiej , była rozszerzoną wersją pracy dyplomowej napisanej na wydziale germanistyki uniwersytetu turyńskiego. Odbiła się ona ogromnym echem, szczególnie w Niemczech i Austrii, a jej sukces był także niezwykle ważny dla naszej części Europy. Mit Austro-Węgier jako miejsca i epoki względnie spokojnego współistnienia wielu europejskich narodów został skompromitowany, zrujnowany przez austriacki i niemiecki nazizm i przez syna Austrii - Adolfa Hitlera. Michael Ignatieff pisał, że druga wojna światowa, eksterminując Żydów, definitywnie zakończyła istnienie idei Mitteleuropy, bo była ona jednocześnie niemieckojęzyczna i żydowska (1). Claudio Magris odrestaurował ten mit, czy raczej odzyskał dla nas tę historię. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych została ona dobrze spożytkowana przez emigrantów z krajów satelitarnych imperium sowieckiego. Milan Kundera pisał wtedy o "porwanej Europie", wymieniając jako jej obywateli Franza Kafkę, Josepha Rotha, czy Roberta Musila, czyli bohaterów "postimperium" Magrisa. "Postimperium", bo Magrisowska, odrestaurowana Mitteleuropa jest jej "życiem po śmierci", czyli postmaterialną krainą bez granic i bez limitów czasowych.
Wiek dziewiętnasty i dwudziesty to okres ostrego konfliktu między dwoma modelami państwowości: imperialnym i narodowym. Wrażliwość Magrisa wywodzi się z okresu późnego, osłabionego imperializmu austro-węgierskiego. Paradoksalnie, okres późnego imperializmu dawał pisarzowi więcej wolności niż państwowotwórcze powinności wobec narodu i obowiązki patrioty. Egzystencjalna sytuacja mniejszości, marginalności bywała bardziej płodna w osłabionym imperium niż w państwie narodowym. Dlatego terytorium, po którym porusza się Magris, to kraina otwarta, ale jednocześnie pełna szczegółu i konkretu. Cała twórczość Magrisa porusza się właśnie po tym terytorium. Czytelnik polski ma do tego świata dostęp ograniczony. Nakładem Pogranicza ukazują się właśnie tom esejów Itaka i dalej (1982) i krótka powieść Domysły na temat pewnej szabli (1984). "Zeszyty Literackie" wydadzą w tym roku tom Podróż bez końca ; na łamach tego kwartalnika Magris drukuje regularnie i od dawna. Najbardziej znana jego książka Dunaj (1986) była światowym bestsellerem, przetłumaczonym na co najmniej dwadzieścia języków i pozostającym ciągle w druku. W Polsce książka ta ukazała się w roku 2004, a poza nią ukazały się także: krótka powieść Inne morze (1991), zbiór powieścio-esejów Mikrokosmosy (1997 ) i rezultat wielu lat pracy autora, "musilowska" powieść Na oślep (2006). Jest to niewielka część twórczości Magrisa; pozostają jeszcze jego inne książki, eseje, sztuki teatralne, tłumaczenia, recenzje, które się jeszcze w Polsce nie ukazały. Magris jest twórcą nie tylko fascynującym, ale także ogromnie płodnym.
Najbardziej uderzającą charakterystyką twórczości Magrisa jest wspomniane już napięcie między faktografią a fantazją. Jego minipowieść Domysły na temat pewnej szabli swą formą przypomina jednego z patronów twórczości jej autora, Jorge Luisa Borgesa. Jest to napisany w pierwszej osobie raport starego zakonnika z wydarzeń, które miały miejsce pod koniec drugiej wojny światowej w Karnii (Friuli), północno-wschodnim rejonie Włoch, z którego Magris pochodzi. Hitlerowcy podarowali tam Kozakom, swoim wojennym sojusznikom, teren na założenie republiki kozackiej. Pomysł ten był absurdalny i, oczywiście, skończył się żałośnie. Nieprawdopodobieństwo całej tej historii - starzy atamani paradujący po uliczkach friulijskich miasteczek - połączone z jego historyczną faktycznością, pobrzmiewa echem Borgesa przeniesionego do środkowoeuropejskiego pejzażu. A Borgesowski stary zakonnik jest figurą literacką, dzięki której historia republiki kozackiej wydobyta jest z zapomnienia. Fascynujące jest to, że Magris używa narratora (który być może jest postacią kiedyś istniejącą) jako czegoś w rodzaju magnesu przyciągającego fakty, przypuszczenia, okruchy wiedzy na temat tych dawno już zatartych wydarzeń. Jak sam tytuł wskazuje, "raport" ten jest złożony także z przypuszczeń i granica między domysłem a wymysłem, między faktem a fikcją jest tu płynna. Nie wiadomo, czy głosy przytaczane przez autora są tworzone, czy odtworzone. Wiemy tylko, że są to głosy świata, który w sposób codzienny już nie istnieje, ale którego ślady i echa towarzyszą nam do dzisiaj.
Właśnie: ślady i echa. Być może to jest trop, którym należy iść za Magrisem. Jego wielka i powszechnie podziwiania książka Dunaj jest podróżą po śladach, wydobywa to, co zatarte, zagłuszone. Gatunkowo Dunaj to połączenie eseju, historii, drobnych opowieści, dziennika podróży, a także czegoś na kształt wyznań. Ernestina Pellegrini pisze, że w tłumaczeniach na rozmaite języki brały górę różne aspekty tej książki: powieściowy, podróżniczy, eseistyczny, historyczny (2). Magris podróżuje wzdłuż jednej z najważniejszych europejskich rzek, tej, która jest sercem Europy Środka; wchodzi do kawiarni, katedr i kościołów, zwiedza pałace i piekarnie, zjada właśnie zakupione rogaliki; ale tak naprawdę spotyka tam przeszłość. Nie jest to przeszłość martwa, nieruchoma, zachowana jak mucha w bursztynie. Wręcz przeciwnie, jego podróż przywraca do życia osoby, zamiary, idee i zdarzenia, o których nie wiedzieliśmy albo już nie myśleliśmy. Uderza w niej różnorodność, rozmaitość, różnica. Pojęcie Mitteleuropy jest łączące, a więc pozwala rekonstruować dzieje, na które składa się wiele historii, tradycji, literatur. Dunaj zaczyna się emblematycznie (a jest to tylko jeden z początków tej książki) szukaniem źródeł rzeki. I od razu natykamy się na dwie, konkurujące ze sobą, wersje prawdziwego jej początku. Nic nie jest definitywne, a więc także nic nie jest odrzucone. Brak definitywności nie jest niejasnością czy zagmatwaniem, jest przezwyciężany przez opowieść; narracja pozwala na współistnienie dwóch, trzech, czterech źródeł. W Dunaju nie ma wyłączności, przykładem niech będzie mała sekcja zatytułowana Bissula . Sekcja ta - bo Dunaj jest zbudowany z fragmentów - poświęcona jest kobiecie opisanej przez Rzymianina Ausoniusza, za którym podążyła z Germanii do rzymskiej kolonii w dzisiejszym Bordeaux. Bissula nie porzuciła swej germańskiej tożsamości, dodała do niej nową, rzymską osobowość, wzbogaciła tę pierwszą o nową duszę. W wywiadzie z roku 1990 Magris, mówiąc o Dunaju , stwierdził, że podróżnik, zagłębiając się "w pokłady czasu, czuje jak gdyby stawał się wielością"(3). Dunaj jest takim właśnie dodawaniem, wzbogacaniem duszy o duszę.
Dunaj to także skład staroci, antykwariat, księgarnia, biblioteka, przegląd miejsc połączony osobą zwiedzającego. Ale najważniejszym wymiarem tej książki są spotkania z ludźmi. Kogo tu nie ma?! Jest Tołstoj i Napoleon, Freud, Einstein, Kafka, Owidiusz. Magris nie tyle zwiedza naddunajskie tereny, co odwiedza ludzi, którzy tu kiedyś bywali. Wybrzeża Dunaju zamieszkują osoby sławne, ale także dziwacy, zapoznani pisarze, nieszczęśliwe kobiety. Nie tylko "mistrzowie" i autorytety interesują Magrisa: jego uwaga skierowana jest na miejscową specyficzność. Każde miejsce to "tutaj", każda osoba staje się na chwilę centrum świata. Nie jest to pejzaż usiany świętymi. Mieszkali tu także albo rodzili się najgorsi hitlerowscy przestępcy. Magris - pisarz moralista - idzie śladami Eichmanna, Mengelego, Rudolfa Hoessa, a także Céline'a i innych faszystów. Wspomina też stalinistów, bo część podróży przechodzi przez kraje objęte wówczas komunizmem. Dużo pisze o Żydach, byłych mieszkańcach obu stron tej rzeki. Większość osób czy osobistości, które na tych brzegach spotyka, należy już do przeszłości. Głównie jednak przywołuje autorów książek, tak jakby byli członkami jego rodziny - cechu pracowników słowa. Co ciekawe: streszcza, omawia ich słowa, ale z reguły ich nie cytuje. Jak u Flauberta, często nie jest wiadomo, gdzie się zaczyna i gdzie kończy cytat, mowa innych jest zaabsorbowana, przetworzona przez narrację odautorską. Magris wtapia słowa innych do swojej mowy, do swojego obiegu słów, ale zawsze pozostawia ślady stylu wypowiedzi, którą przytacza czy streszcza. Jest to kontrolowana wielogłosowość świata przetopionego przez czas, a także tego, który śmiga przed naszymi oczami.
W przeciwieństwie do baedekera, dziennik podróży - a takim jest po części Dunaj - jest formą literacką pozbawioną centrum albo, mówiąc inaczej, pozbawioną hierarchii. Dom przydrożny może być równie ważny co pałac królewski, spotkany włóczęga więcej może nam powiedzieć niż zasłużony dygnitarz. Dwa miasta, z których pochodzi Magris - Triest i Turyn - jak dwa bieguny sytuują się po dwóch przeciwnych stronach północnych Włoch. Ale świat Magrisa nie znajduje się między tymi dwoma biegunami. Ten teren idzie w głąb, na boki, ponad i poniżej. Środek ciężkości znajduje się w każdym miejscu, w którym przebywa właśnie podróżny, a z nim razem czytelnik. A to znaczy, że nie ma centrum, nie ma głównych postaci, nie ma też równorzędności, bo teren ten nie jest moralnie czy politycznie "płaski". Każdy ma swój świat, każde miejsce jest małym uniwersum, niezamienialnym na nic innego. Każdy głos jest inny i każdy jest ważny.
Tego rodzaju perspektywa pozwala na bardzo specyficzne spojrzenie na ludzi i historię. Jest to spojrzenie "z ukosa". Obecne jest ono już w Dunaju , choć, posługując się mapą, autor wydaje się spoglądać na świat z góry. Ale narrator trzyma się tu ziemi. Perspektywę "z ukosa" zobaczyć można wyraźniej w innym tekście Magrisa, w jego krótkiej powieści Inne morze . Jak Dunaj , powieść ta jest oparta na historycznie istniejących faktach i ludziach, ale inna jest tu literacka persona, której oczami oglądamy rzeczywistość. W Dunaju narratorem jest literacka postać "Magris", w Innym morzu bohaterem, którego świadomość rządzi narracją, jest Enrico Mreule, tu także postać literacka, ale oparta na kiedyś istniejącym mieszkańcu Gorycji, szkolnym przyjacielu Carla Michelstaedtera, wybitnego filozofa i malarza, który zmarł śmiercią samobójczą w roku 1910, w wieku zaledwie 23 lat (4). Magris planował powieść o Michelstaedterze, którego życie i twórczość budzą do dnia dzisiejszego niesłabnące zainteresowanie. Ale w końcu przedstawił nam Michelstaedtera "z ukosa", jako cień odbity w życiu oddanego przyjaciela, widoczny w okruchach jego pamięci, fragmentarycznym wspominaniu oczu czy uśmiechu, wspólnych wieczorów spędzonych także z Nino Paternollim, trzecim z przyjaciół, na rozmowach i lekturach. Wobec roli, jaką odegrała twórczość Michelstaedtera, Mreule jest osobą marginalną. Ale, co może nie mieć znaczenia, rodzina Mreule była spokrewniona z Magrisami i, co ważniejsze, jego całe życie, takie, jakim go przedstawia Magris, jest służbą przyjaźni. Michelstaedter wierzył, że Mreule żyje życiem idealnym, życiem tu i teraz, bez kompromisów i retorycznych wybiegów, bez złudzeń i planów na przyszłość, które sprawiają, że chwila obecna nie ma treści. I Enrico żył tak, życiem zredukowanym, ograniczonym, wiernym swemu przyjacielowi, choć bez deklaracji wierności. Przyjaciele, jak napisał Kundera, potrzebni są po to, by pamiętać, kim się jest i kim się było. Carlo i Nino umarli bardzo wcześnie, a Enrico, pamiętając o nich, pamiętał także, kim jest on sam. Jego wyrzeczenia nie były dla niego trudne, nie były nawet wyrzeczeniami. Chodził boso, jadł mało, głównie przebywał sam. A gdy umarł, nikt tego nie odnotował.
Magris nie opisuje fizyczności Enrico Mreule, umieszcza się jak gdyby wewnątrz jego głowy. Ale poprzez tę dziwną biografię odtwarza los pokolenia urodzonego pod koniec XIX wieku w schyłkowym już imperium austro-węgierskim. Enrico, Carlo i Nino są doskonale dwujęzyczni, niemiecko-włoscy, ale znają też słoweński i mówią między sobą w starożytnej grece i łacinie. Imperialna wielonarodowość i wielojęzyczność jest dla nich czymś jak najbardziej normalnym, niewiele myślą o państwie włoskim, którego częścią stanie się wkrótce ich Gorycja. Są, by tak powiedzieć, anacjonalistyczni. I kiedy Enrico wraca po dobrowolnym wygnaniu do - teraz już włoskiej - Gorycji, nie rozpoznaje się w tym nowym miejscu, zredukowanym do jednego tylko wątku swej historii(5).
Bardzo ciekawa jest decyzja Magrisa, by główną postacią tej książki był Enrico Mreule, a także by książka ta nie była po prostu biografią, a powieścią. Rekonstrukcja życia Enrico oparta jest na dokumentach, listach i na pamiątkach, które Magris znalazł w kufrze, jaki pozostał po Mreule. Być może Magris nie chciał się dać zniewolić regułom historycznej biografii. Być może za mało miał faktów, by zredukowane, fragmentarycznie dostępne życie Mreule wypełniło szkielet biograficzny. Ale jest tu jeszcze inna przyczyna, inna namiętność. Magris wspomina z przyjaźnią i podziwem Ryszarda Kapuścińskiego. Łączyła ich obu pasja poszukiwania prawdy. Ale w ich twórczości relacja między fikcją a prawdą historyczną jest całkiem inna. Kapuściński pisał często rzeczy fikcyjne, ale podawał je zawsze za prawdę. Magris wręcz przeciwnie, prawdziwe fakty i osoby podaje jako literacką fikcję. Powodem tej różnicy jest być może fakt, że Kapuściński pracował jako dziennikarz, zajmował się współczesnością, pasjonował mechanizmami polityki; być może chciał przekazywać nie tyle fakty, co sedno sprawy, a ono się często za faktami ukrywało. A więc je upiększał, przesuwał, cieniował. Magris też odkrywa prawdę przez upiększenie. Mógłby wydać dokumenty, mógłby opisać swoje przypuszczenia na temat tego, co Enrico myślał, co czuł, jakie sprawy mu najbardziej dokuczały. Ale postanowił odtworzyć dla nas i dla siebie pewnego rodzaju sytuację egzystencjalną. Wyobrażoną na podstawie dokumentów, ale wyobrażoną.
Wyobraźnia jest dodawaniem. Sytuacja egzystencjalna odtworzona jest ze śladów, które Magris zbiera i na których buduje. Jest w tym postępowaniu przeciwieństwem swojego bohatera, Enrico Mreule, który niczego nie zachowuje, niczego nie zbiera i, żyjąc w odosobnieniu, prawie pozbawia się języka. Jego język wyobrażam sobie jako zbiór niewielu słów, jako mowę zredukowaną, uproszczoną, podobną do języka Becketta, równie nieubłaganego w dążeniu do sedna rzeczywistości. Beckett był także w pewnym sensie człowiekiem pogranicza, bo, sam będąc Irlandczykiem, pisał po angielsku i po francusku. Język Magrisa natomiast podobny jest raczej do języka Carlo Michelstaedtera i zmierza ku innemu biegunowi, biegunowi akumulacji i bogactwa. Przypomina w tym wybór innego Irlandczyka, Jamesa Joyce'a, którego język staje się z czasem coraz bardziej zachłanny. Wydaje się więc, że pisarz pogranicza - pisarz mniejszościowy, pisarz patrzący "z ukosa" na język, w którym pracuje - ma do dyspozycji tylko postawy skrajne. Wielojęzyczność wewnątrz własnego języka prowadzić może do zaburzeń - do samoograniczenia albo nadmierności. Ale pojęcia redukcji albo nadmiaru mają sens tylko wtedy, gdy odnoszą się do jakiejś normy. I tylko wtedy, gdy pisarz pogranicza pisze w języku większości, w języku, który dominuje. (We własnym sam ustala swoje reguły). Odnosi się więc do pojęcia siły, bo norma ma za sobą władzę: publikuje, nagradza, chwali. I Beckett, i Joyce z tą siłą się zmagali.
Twórczość tych dwóch pisarzy rozgrywa się na terenie języka, który przydusił i zastąpił ich język narodowy: ten "brak", to "wypędzenie" może być właśnie powodem ich językowych nerwic. Magris pisze w swoim własnym języku i nie popada ani w Beckettowską ascezę, ani we wspaniałe natręctwo Joyce'a. Ale reguły jego twórczości są wywrotowe, "pograniczne". Nie szanuje podziału na fikcję i fakt, nie ofiaruje łatwego czytania, nie trzyma się tradycyjnie przyjętych rozmiarów powieści i innych tekstów, niepokoi nas swoją nieprzewidywalnością, erudycją, płodnością. Jego bohaterowie to osoby w konflikcie z rzeczywistością i często z samymi sobą, ich biografie, tak jak historia wielkiej rzeki Dunaj czy monarchii habsburskiej, są fragmentaryczne, niedomknięte, niepełne. Powieściowa wyobraźnia Magrisa zaspokaja nasze poszukiwanie prawdy, pozwala na zapisanie tych biografii; ale także to poszukiwanie prawdy ustawicznie rozbudza, bo zapisy prawdy są zawsze niepełne. "Słowa", stwierdza Magris w Innym morzu , "mogą być tylko echem innych słów, nie zaś życia" . Dlatego, choć opiera się na dokumentach, nie uznaje ich za całą prawdę o życiu. Czytając jego książki, rozumie się, dlaczego dostał tyle nagród i, jak przypuszczam, tyle jeszcze ich na niego czeka. W naszym świecie, świecie pogranicza, Magris jest wszędzie, wszystko widzi, wszystko pod jego piórem nabiera znaczenia. Nie ma tu kłamstwa - ani kłamstwa słowa, ani kłamstwa formy - nie ma retoryki, jak by powiedział Carlo Michelstaedter. Jest poszukiwanie i odnajdywanie. Stąpanie po śladach. A to jest właśnie zadaniem Człowieka Pogranicza.
(1) Michael Ignatieff, The Rise and Fall of Vienna's Jews, „New York Review of Books”, vol. 36, no. 11, June 29, 1989. „The one people who really believed in Mitteleuropa, and who actively created the transnational cultural identity it implied, were sent to the gas chambers. For this reason alone, Mitteleuropa died in 1945 and will never rise again”.
(2) Ernestina Pellegrini, Epica sull'acqua. L'opera letteraria di Claudio Magris, Moretti&Vitali, Bergamo 1997, s. 83-94.
(3)Cytowane za Pellegrini, s. 53.
(4)Carlo Michelstaedter urodził się w Gorycji 3 czerwca 1887 we włoskiej inteligenckiej rodzinie pochodzenia żydowskiego. Jego matka, Emma Luzzatto, i siostra Elda Morpurgo zginęły w Auschwitz. Carlo studiował najpierw matematykę w Wiedniu, jednocześnie poświęcając się rysunkowi i malarstwu, potem filozofię we Florencji. Napisał pracę dyplomową o pojęciach perswazji (persuasione) i retoryki u Platona i Arystotelesa. 17 października 1910 popełnia samobójstwo strzelając sobie w głowę z pistoletu, który mu podarował Enrico Mreule.
(5) Zob. Paolo Targioni, L'esilio: il trauma del ritorno w „Mosaico Italiano” 19, http://www.comunitaitaliana.com.br/mosaico/mosaico19/targioni.htm.
Irena Grudzińska-Gross, "Gazeta Wyborcza", 18 maja 2009
Irena Grudzińska-Gross, historyk literatury, historyk idei, eseistka i publicystka. Studia z zakresu filologii romańskiej, przerwane w związku z wydarzeniami 1968 r., kontynuowała we Włoszech i USA. Na Columbia University w Nowym Jorkuuzyskała doktorat. Jest autorką książek, esejów, recenzji i tekstów publicystycznych na łamach pism: "Aneks", "Res Publica", "The New Yorker", "Slavic Review", "La Fiera Letteraria", "Polish Review", "Gazeta Wyborcza". Wykładała na New York University. W latach 1998-2003 była odpowiedzialna za program dla Europy Środkowo-Wschodniej przy Fundacji Forda. Obecnie dyrektor Instytutu Nauk Humanistycznych Boston University. Profesor Princeton University i Przewodnicząca Rady Fundacji Pogranicze.
Za Magrisem - po śladach Europy. Laudacja.
14 marca 2012 14:47
W naszym świecie, świecie pogranicza, Claudio Magris jest wszędzie, wszystko widzi, wszystko pod jego piórem nabiera znaczenia. Nie ma tu kłamstwa - ani kłamstwa słowa, ani kłamstwa formy. Jest poszukiwanie i odnajdywanie. Stąpanie po śladach - o tegorocznym Człowieku Pogranicza pisze Irena Grudzińska-Gross.