David Garedżia
Upał i pył
Umykający spod zmęczonych nóg.
Bezkres pustynnych wzgórz i
Rozlane odcienie
Ochry
W Pulsującym słońcu.
Obłe schody
Wyryte w piaskowcu
Przed setkami lat,
Kryją zapamiętane w nich
Miliony kroków
Pielgrzymów.
A dalej już tylko
Jaskinie,
Jak schronienie
Modlitw
Ojców pustyni.
Freski na sklepieniu
Jednej z nich ,
zaznaczonej przez współczesnych
Numerem 52,
Wyglądają, jak namalowane
Wczoraj.
Przywołują historie
Z życia najważniejszej
Postaci chrześcijańskiego świata.
Malowane błogosławioną ręką
bezimiennego mnicha,
niosą w sobie
boskie natchnienie.
Obok XI –wiecznych
Fresków,
Jakby namalowanych wczoraj,
Ktoś,
Wiele wieków później,
Dodał ołówkiem swój podpis:
Anton Zarickij
19 V/16 13.
Jakby to było………. wczoraj.
Archil
„ Spotykając innego człowieka, tak naprawdę spotykamy siebie…”
Skupiony,
Objaśnia światło XII-wiecznych fresków.
Szerokim uśmiechem
Wypływa z niego dusza,
Którą tak chojnie
Potrafi się dzielić.
Każdy ptak ma dla niego imię,
Każdym spokojnym krokiem
Zapamiętuje ziemie!
Bacznie wsłuchany w ludzkie
I ptasie historie
Miesza je i waży,
Przyprawia ingrediencjami,
Aż jedne i drugie
Zanurzą się w niebywałym
Smaku i aromacie słów.
Cisza gór i dostojeństwo kroku,
I niezgoda na grzech zabitego zwierzęcia.
Przyroda wypełnia duszę.
Chrapliwym od setek wypalonych papierosów głosem,
Snuje soczyste opowieści i anegdoty,
Sam śmiejąc się z nich najszczerzej, całym sobą.
A jego świdrujący wzrok zdaje się mówić:
Widzisz? To proste!
Wystarczy się tylko śmiać!
Hipopotam na podwórku
Wiedział, gdzie szukać ratunku,
Gdy przerażeni ludzie otworzyli klatki
przelane rwącą wodą Kury.
Tak inny i tak podobny do nas,
Nosi w sobie Gruzję.
Z jej wszystkimi sprzecznościami,
Przekleństwami, zachwyceniami.
Z cała tą miłością i czułością do tego dziwnego kraju
Na skraju Europy,
I tych surowych, a jednak pięknych
Starców z gór.
Wędrując po górach szuka mądrości
Swojego narodu
A znajduje swoją mądrość.
Spotkanie z nim dotyka innego wymiaru relacji,
Gdzieś głęboko ukrytego człowieczeństwa,
Gdzie wszystko się wydarza naprawdę i gdzie
Wszystko jest możliwe,
Gdzie wszyscy jesteśmy tacy sami
I gdzie naprawdę możliwa jest
……………………..przyjaźń.
Vardżia
Dwa bawiące się za dynią małe kotki barwy rudej
Nie patrzą w górę.
Ich świat to trochę trawnika,
dynie i uchylone drzwi,
gdzie można się ukryć.
I ta ławka przy ścianie, pod którą tak dobrze
Zwinąć się w kłębek i wtulić nos w brzuch brata
Kiedy zimno spływa niewiadomo skąd.
Kotki nie patrzą w górę,
Gdzie w skałach
O barwie ich futra
Wiele wieków temu,
Ludzie wyryli miasto.
A ono, na chwałę budowniczych
I za zgodą z natury
Przetrwało zawieruchy
Kolejnych wieków.
Wąskimi korytarzami
Wspinamy się na kolejne piętra i schodzimy
Tajemnymi schodami.
Jak przed wiekami
Wita nas piękne oblicze królowej
Z księgą w ręku i postać jej ojca.
Czy Tamar widziała ten fresk?
Czy tak wyglądała , kiedy z tarasu kamiennego miasta
Żegnała swoje wojska
Wyruszające na wojnę?
Albo kiedy witała zwycięską armię?
Czy też ważniejsze od zwycięstw
Były dla niej
Te wszystkie księgi
I Akademia Platońska,
W kamiennym mieście?
Czy tu Rustaweli pisał swoje dzieło
Opisujące barwny, szlachetny świat
I swój kraj, na chwałę królowej
I rycerza w tygrysiej skórze?
Ciszę skalnego miasta
Wypełniają zastygłe w nim głosy.
Kazbek
Święta góro alpinistów!
Ile żyć pochłonęłaś
Tych wszystkich krnąbrnych,
Którzy nie patrząc
Na nieskalaną biel
Twojego szczytu,
Odważyli się zakłócić
Ci spokój?
Ilu śmiałkom
Pozwoliłaś dotknąć
Twojego najtajniejszego
Miejsca ,
By mogli poczuć
Szczęście i radość
Równą radości
Zdobywców
Nieznanych ziem?
Czy nadal
Przykuty do Twoich skał
Prometeusz
Musi składać ofiarę
Dla tych z nizin,
By mogli ogrzać się
Blaskiem ognia?
Z czym może równać się
Łagodność Twoich stoków
Co przygarnęła świętą
Stepac Mindę ,
By jak wyspa
Nad chmur oceanem
Wychwalała
Wszelkie dzieło stworzenia,
Na przekór światu?
Do czego mam się modlić,
Święta Góro,
Święta Stepac Mindo?
Dzieło natury i dzieło człowieka
Splotło się w jeden boski wymiar.
Dolina Juty
Najpierw człowiek wyrył runy!
Dziwne rysunki na kamieniu
Odzwierciedlające przestrzeń
Wkoło i ludzki strach zaklinający
Wszystkie duchy Doliny.
I pogodził się z ludźmi
Odwołując się do ich szlachetnej
I odważnej duszy.
Na przekór wszystkim siłom przyrody,
Zbudował dom.
I otworzył go dla Innych.
Dolina nabrała słońca,
I teraz kroki same kierują się
Do kamiennego domu.
Saro
Cztery tysiące lat temu
Ludzie zbudowali tu osadę.
To miejsce ich przyciągnęło?
A może sami
Rozejrzawszy się wokół,
Po wąskich dolinach w dole,
Stromych zboczach,
Źródłach zeń spływających,
Bezkresie nieba
I pofałdowanej ziemi
Powiedzieli:
Tu będzie nasz dom!
I jeszcze to bogactwo rozsypanych skał
Z wygasłych już wulkanów.
Takich ciepłych i miękkich
I szorstkich w dotyku,
Dających się tak łatwo
Formować
W perforowane bloczki
Układane jedne na drugich.
Jaka miłość gościła w tych domach
Z perforowanych bloczków
Wykutych z zastygłej lawy
Przed czterema tysiącami lat?
Czy byli tu szczęśliwi?
Czy bezkres nieba i pofałdowanej ziemi
Dawał im poczucie bezpieczeństwa
W tych górach bez granic?
Czy dzieci potrafiły znaleźć radość
Na tej ziemi z zastygłej lawy?
Jacy byli? Jak im się żyło?
Jak żyje się tym kilku mniszkom
W tym surowym krajobrazie
Z domami z perforowanych bloczków?
Czy dzień wypełniony modlitwą
I walką o przetrwanie osładza
Dbanie o niewielki monastyr
I złuszczające się ze sklepienia freski?
A ziemia tego roku bez deszczu
Nie chce wydać plonów.
A zima tego roku taka mroźna.
Udabno
- u Ksawerego
Pianino, piwo
Krowa, kurz.
Tryk-trak!
Dziecko, słońce
Pies, koń, świnia.
Tryk-trak!
Kajak, pustynia
Krowa, lody.
Tryk-trak!
Uśmiech , ludzie
Dzbanek wody.
Tryk-trak!
Szczęście ludzi
Z betonowego bunkra
Wypełnionego paletami,
Ma barwę tęczy…..!
Zofia Piłasiewicz