Czerniowce i Bukareszt
Postawę Rezzoriego dobrze tłumaczy jego pozycja wiecznego outsidera; łatwo mu idealizować monarchię, której „tu" i „teraz" już nie ma. Urodzony w jej odległej prowincji, w Czerniowcach na Bukowinie, w roku wybuchu I wojny światowej, po zakończeniu wojny stał się obywatelem rumuńskim i w Rumunii spędził przeważającą część młodości.
Rodzinne miasto musiało pogłębić właściwe pisarzowi poczucie płynnej tożsamości – w różnych okresach należało wszak do Turcji, Polski (w latach 1687–1699), Rosji, w końcu do Austrii i Rumunii, i było zamieszkane przez Żydów, Rumunów, Cyganów, Ormian, Niemców, Austriaków; ta wyliczanka zdaje się nie mieć końca. Na dodatek wśród przodków Rezzoriego znajdowali się... sycylijscy arystokraci, przybyli do Wiednia w połowie XVIII wieku. Ojciec Rezzoriego był przedstawicielem austriackiej administracji wypełniającym swe obowiązki na tym skomplikowanym pod względem etnicznym terenie, jego syn zaś, odbywszy wcześniej studia w Wiedniu, powrócił do Rumunii, którą do pewnego stopnia odkrył jako swoją drugą ojczyznę, i odbył służbę w armii rumuńskiej.
Poza Wiedniem i Bukaresztem ważnym przystankiem w biografii Rezzoriego będzie jeszcze przedwojenny Berlin. Po II wojnie pisarz pracował dla niemieckiego radia, pisał scenariusze filmowe, a nawet grał w filmach (m.in. z Jeanne Moreau, Kariną i Mastroiannim). W końcu osiadł we Włoszech, w Toskanii, powracając do ojczyzny przodków. Biografia Rezzoriego jest zbyt bogata, by ją tu szczegółowiej streszczać, ale nawet to, co zostało powiedziane, wystarczy, by zrozumieć, że mit habsburski jest dla Rezzoriego czymś zewnętrznym, w świadomy sposób konstruowanym czy raczej: post factum rekonstruowanym. Innymi słowy – jest mitem literackim, nie politycznym.
Zmyślenie i prawda
„Pamiątki antysemity" w jeszcze większym stopniu niż „Gronostaj z Czernopola" należą do gatunku „zmyślenie i prawda". „Prawda" to zresztą tytuł ostatniego rozdziału, w którym narrator (tożsamy z autorem nie tylko jeśli chodzi o brzmienie nazwiska) przyznaje, że wszystko, co do tej pory napisał, jest zmyśleniem. Czytelnik, oczywiście, nie da się tak łatwo wyprowadzić w pole: w głównym bohaterze, który, przystanek po przystanku, powtarza życiową drogę odbytą przez Rezzoriego (Bukowina i Czerniowce, Bukareszt, Wiedeń, Rzym), z łatwością rozpozna rysy autora. Mniejsza o to, czy „Pamiątki" są bardziej autobiografią czy powieścią – ostatecznie każda autobiografia jest również powieścią, a każda powieść jest też trochę autobiografią. Dla nas ważniejszy jest fakt, że sama opozycja między „obiektywnością" powieściowej formy i „subiektywnością" wyznania zostaje zarysowana, w całej swej niejednoznaczności i powikłaniu.
W „Pamiątkach" kluczowa jest perspektywa narracyjna. Rok wydania powieści – 1979 (mamy za sobą wszystkie rewolucje artystyczne, które wyznaczyły perspektywy powieści aż po dzień dzisiejszy) – to jednocześnie moment opowiadania, ujawniony w końcowej partii. Ale opowiadanie bierze w nawias zarówno historyczne wydarzenia późniejsze od czasu właściwej akcji (która urywa się tuż przed wybuchem II wojny), jak i późniejsze rewolucje artystyczne. To wzięcie w nawias jest całkowicie świadomym, rozmyślnym pisarskim gestem, podkreślonym jeszcze przez dysonansową niemal zmianę trybu narracji w zakończeniu. Otrzymujemy więc opowieść o przedwojennych losach bohatera, opowiedzianą w zamierzonej, żwawej i świadomie naiwnej formie wspomnień.
Na opak
W tej opowieści powaga bildungsroman zostaje podkopana przez pikarejską rozrzutność i rubaszność: żywioł przygody staje się jednocześnie żywiołem opowiadania, nieoglądającym się na moralność i porządek. Seria epizodów, które scali dopiero końcowa perspektywa, rozbłyskuje przed naszymi oczami, nie dając nam nawet chwili wytchnienia. W „Skuczno" (rosyjskie słowo oznaczające nieokreśloną tęsknotę) młody Gregor spędza wakacje u krewnych na wsi oraz poznaje syna pewnego żydowskiego inteligenta, co będzie miało dalekosiężne konsekwencje. W „Młodości" – już wkraczając w dorosłość – przenosi się z rodzinnej Bukowiny do Bukaresztu, porzuca artystyczne ambicje niedoszłego malarza na rzecz posady komiwojażera w pewnej firmie kosmetycznej, korzysta z uroków domów publicznych i torów wyścigów konnych, by w końcu znaleźć ujście dla swego młodzieńczego temperamentu w romansie z pewną żydowską wdową. W „Pensjonacie Löwingerów" – wciąż w Bukareszcie – zostaje wprowadzony w polityczne spory epoki przez ekscentrycznych mieszkańców tytułowego domu. W „Wierności" zamieszkuje u swej babki w Wiedniu, by nawiązać znajomość z niezwykłą Minką Raubitschek i być świadkiem wkroczenia Hitlera do miasta.
W świecie Rezzoriego wszystko jest na opak, wszystko jest również inne, niż się wydaje przy pobieżnym oglądzie. Antysemita na okrągło zakochuje się w Żydówkach, supermęski miłośnik polowań jest homoseksualistą, austriaccy faszyści tylko stroją groźne miny (podczas gdy są kumplami z dzieciństwa, tyle że w przebraniu), a Żydzi chcą za wszelką cenę zakamuflować każdy najmniejszy ślad swego żydostwa. Słowem – wydarzenia są komiczną maskaradą, odkrywamy kolejne i kolejne warstwy, pod którymi trudno nam dojrzeć prawdziwe oblicze czegokolwiek.
Lekkość „Pamiątek" – polegająca na kumulacji efektów, którym za sprawą autorskiej perspektywy odebrane zostają ponure historyczne konsekwencje – dotyczy również kluczowego wątku powieści: antysemityzmu. Oczywiście tytuł powieści był w chwili jej publikacji szokujący, zwłaszcza dla tych, którzy po raz pierwszy zetknęli się z Rezzorim i nie wiedzieli, czego się spodziewać. Tymczasem u Rezzoriego również antysemityzm (czy raczej: rzekomy antysemityzm, bo tylko o takim możemy mówić w przypadku głównego bohatera) jest niejednoznaczny, również on jest jedynie komedią i maskaradą.
Romanse i pogromy
„Wszystko, co w jakikolwiek sposób wiązało się z bezpośrednią sprzedażą sklepową, nadal pozostawało znacznie poniżej wszelkich form towarzyskich. To był przywilej Żydów, którego nikt nie zamierzał im odebrać – w każdym razie nikt, kto miał dla siebie choć odrobinę szacunku. Wpajano mi zawsze, bym nigdy, przenigdy nie okazywał, że mam się za kogoś lepszego, ale jednocześnie oczekiwano, że będę pielęgnował w sobie poczucie własnej wyjątkowości". Rezzori przedstawia wszechstronny obraz nie antysemityzmu w ogóle, ale szczególnej jego odmiany, tej samej, która interesowała Prousta – „kulturalnego" antysemityzmu warstw oświeconych. Niechęć do Żydów jest – zgodnie z ideologią tej klasy – naturalną, przyrodzoną reakcją, u podłoża której leży rzadko formułowane wprost przekonanie o wrodzonych (wstyd powiedzieć: biologicznie zakodowanych) ujemnych cechach jej przedmiotu. Ale ten antysemityzm tylko na pozór jest postawą spójną – niechęć wyklucza spoufalenie, ale nie wyklucza sympatii, zrozumienia czy nawet współczucia. Zrozumienie, dlaczego Żydzi wykonują pewne zawody – i zajmują się np. bankowością czy handlem – nie wyklucza z kolei niechęci. Przypadek głównego bohatera przekonuje, że można fantazjować o pogromach, jednocześnie kochając żydowską kobietę.
Poczucie wyjątkowości bohatera zostaje narażone na szwank przez jego przyjaciela z dzieciństwa, genialnego Wolfa Goldmanna, małego wirtuoza fortepianu. Otwierający książkę epizod z Goldmannem – który za swe zdolności, zyskujące powszechny poklask, musi ponieść karę z rąk zwyczajnie zazdrosnego bohatera – służy demaskacji antysemityzmu. Okazuje się on wyrosłą na glebie resentymentów zamianą przedmiotu, w trakcie której niechęć do siebie i przekonanie o własnej niższości zostaje przeniesione na obiekt zastępczy.
Sam bohater też jest „Żydem" – tu psychoanaliza (jak zresztą podkreśla – najbardziej żydowska ze sztuk) udziela przekonującego wyjaśnienia. Czuje się Żydem na każdym kroku – jako komiwojażer, który musi schować swą godność do kieszeni, jako członek wymierającej klasy odrzucony przez robotnicze środowisko, jako intelektualista zagubiony w masie, który, mimo najszczerszych chęci, nie może wykrzesać z siebie entuzjazmu dla kulturalnego i społecznego zglajchszaltowania, jakie niesie faszyzm. A im bardziej czuje się Żydem, tym bardziej staje się antysemitą. To wszystko na poziomie jednostkowym, w planie zaś najszerszym wyrosły z poczucia niższości faszyzm okazuje się jedynie kiepską parodią żydowskiego mesjanizmu.
Cóż jest prawda?
Rezzori rozbija w swej książce utopię bezklasowego społeczeństwa, w którym wszyscy lubią i szanują wszystkich. Antysemityzm i wszelkie klasowe, społeczne, kulturowe uprzedzenia, choć fikcyjne, są do pewnego stopnia płodne, pozwalają zakreślić własne granice, budują tożsamość i poczucie bezpieczeństwa, są probierzem różnorodności społeczeństwa. Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że często stają się one źródłem regresywnej przemocy, bo trudno jest zakreślić granice między „jeszcze" oświeconą niechęcią a „już" barbarzyńską nienawiścią. To, co w świecie pisarskiej wyobraźni jest jedynie maskaradą, opisywaną z wielką namiętnością i służącą mnożeniu niezapomnianych efektów komicznych, w świecie rzeczywistym okazało się przedstawieniem o zgoła odmiennym wydźwięku i tonacji. Jak wiemy – i wie to oczywiście również Rezzori – „estetyczne" wyczucie klas oświeconych okazało się wyjątkowo słabą, by nie powiedzieć: iluzoryczną tamą przeciwko zbrodni ludobójstwa.
Ale Rezzori jest artystą, nie socjologiem czy moralistą. Kolejne warstwy przebrań interesują go bardziej niż sedno rzeczy, jego piórem kieruje namiętność do ludzi, nie do prawdy, jego wartościami są swoistość i malowniczość, nie moralna jednoznaczność. „Cóż jest prawda" to w jego przypadku nie wyraz moralnego relatywizmu, ale pisarskiej samoświadomości.
Bo czy literatura może ofiarować nam większy dar niż cud przeniknięcia i utożsamienia – z kimś, kim w realnym życiu nie jesteśmy ani nie mamy szansy się stać? „Moje idealizacje, baśnie, które snułem z obrazów przeszłości mojej i innych ludzi, były aktem miłości; bo miłość, zawsze to przecież wiedzieliśmy, miłość to identyfikacja". Dzięki literaturze identyfikacja rzeczywiście się dokonuje, a czytelnik, który nie może się oderwać od kartek powieści, staje się po kolei każdym – antysemitą i Żydem, faszystą i komunistą, homofobem i homoseksualistą, mężczyzną i kobietą, dzieckiem i dorosłym, pozostając przez cały czas niewinny. To wszystko osiąga Rezzori za sprawą ironicznej gry między obiektywnym i subiektywnym, spojrzeniem z zewnątrz i spojrzeniem „stąd", z których pierwsze nigdy do końca nie eliminuje drugiego.
Psychoanaliza
Rezzori odnosi sukces dzięki prestidigitatorskiej zręczności, z jaką prowadzi tę grę, i dzięki talentowi opowiadacza po prostu. Jesteśmy porwani przez lekturę, czemu towarzyszy przyjemne uczucie, że wszystko to już gdzieś czytaliśmy. Uczucie to nie jest wcale bezpodstawne – jadalnia pensjonatu Löwingerów, z jej światopoglądowymi sporami i erotycznymi przygodami mieszkańców, została niemal żywcem wyjęta z „Czarodziejskiej góry"; nieznośna, frywolna, zepsuta, dziecinna, kapryśna i poważna Minka Raubitschek to bez wątpienia jedna z najbardziej fascynujących postaci kobiecych w całej literaturze XX wieku, czemu nie przeszkadza fakt, że trochę przypomina Swannowską Odetę; w ojcu głównego bohatera z łatwością rozpoznajemy sylwetkę innego Don Kichota – majora Tildy z... „Gronostaja z Czernopola". Te podobieństwa można by mnożyć, podobnie jak ideowe wątki, należące do żelaznego repertuaru powieści modernistycznej: Nietzsche i filozofia życia, psychoanaliza, katastrofizm, elitaryzm, kolektywizm, socjalizm, komunizm, faszyzm, demonizm sztuki i tak dalej.
Czy oznacza to, że Rezzori jest jedynie zręcznym epigonem? Bynajmniej. Okazuje się, że psychoanaliza, stanowiąca dyskretnie zarysowany, choć istotny wątek powieści, jest również jej ideowym wzorcem. Obiektywne spojrzenie doktora Freuda i subiektywne wyznanie pacjenta zostają zespolone, dzięki czemu „Pamiątki antysemity" – przezabawna „antysemicka" powieść i jedno z bardziej zapóźnionych dzieł modernizmu, okazuje się zarazem ironiczną metapowieścią o antysemityzmie i modernizmie, obnażającą ich fałszywą świadomość.
Pacjentowi się nie poprawia, psychoanalityczna sesja trwa dalej – i niech się nigdy nie skończy!
Juliusz Kurkiewicz, "Tygodnik Powszechny" 8/2007
Gregor von Rezzori, Pamiątki antysemity, Sejny 2006, Pogranicze.