– Tomas Venclova przez wybitnego rosyjskiego poetę Josifa Brodskiego został nazwany synem trzech literatur: litewskiej, polskiej i rosyjskiej. Znamy go też jako dobrego sąsiada. Dobrze jest Polakom mieć takiego Litwina za sąsiada. Czyż nie o takie sąsiedztwo toczyła się walka Jerzego Giedroycia i paryskiej „Kultury"? – pytał retorycznie Czyżewski.
czytaj na stronie Rzeczpospolitej
Laudacja Krzysztofa Czyżewskiego na stronie Rzeczpospolitej
TOMAS VENCLOVA – POCHWAŁA SĄSIADA
Laudacja z okazji przyznania Nagrody Rzeczpospolitej im. Jerzego Giedroycia
Tomas Venclova – poeta, przez Josifa Brodskiego nazwany „synem trzech literatur”: litewskiej, polskiej i rosyjskiej, eseista, badacz literatury, tłumacz, dysydent, jeden z ostatnich obywateli Wielkiego Księstwa Litewskiego, człowiek pogranicza. Takiego go znamy, z lektur i dyskusji. Znamy go też jako dobrego sąsiada. Bardzo to trudna sztuka w świecie chorującym na zanik tkanki łącznej. Dobrze jest Polakom mieć takiego Litwina za sąsiada. Czyż nie o takie sąsiedztwo toczyła się walka Jerzego Giedroycia i paryskiej „Kultury”? Dobrze jest to mówić, jakże trudno czynić…
Przed oczami mam młodego chłopaka, który nie może odnaleźć drogi do domu w Wilnie roku 1946, kiedy po raz pierwszy tu przyjechał z Kowna, po raz pierwszy poszedł do szkoły i zabłądził daremnie pytając ludzi o drogę, bo ci napotykani nie mówili po litewsku, tylko po polsku albo rosyjsku. W takich chwilach samotności i lęku przed obcością, na ruinach ojczyzny zniszczonej wojną tęskni się za swoimi, rozpamiętuje cierpienia własnego narodu, pragnie przynależności do własnego demos. I ma się ku temu autentyczne powody. Takie chwile mogą zaważyć na całym życiu, które zamknie się we własnym podwórku, sprowadzając do niego całe Wilno i cały świat. Ile siły trzeba, duchowej i intelektualnej, aby przezwyciężyć ten magazynowany w prochowniach Historii syndrom zamknięcia i absolutyzacji własnego podwórka, aby stać się „spadkobiercą całości”, jak mawiał Józef Mackiewicz, i odzyskać dla siebie, dla Litwy, dla świata całe Wilno, w jego rzeczywistym palimpseście języków, wiar i narodów, takie chociażby, jakie przemawia z książki Tomasa Venclovy „Opisać Wilno” czy z jego dialogu z Czesławem Miłoszem.
Tomas Venclova etos swojego zamieszkiwania w świecie buduje na tkance dobrego sąsiedztwa. Bardzo wcześnie, jeszcze w sowieckim „obozie przyjaźni” musiał się zmierzyć z czymś, co sam nazywa „litewskim trójkątem bermudzkim”, czyli sąsiedztwem Litwinów z Żydami, Rosjanami i Polakami. Już w drugiej połowie lat 70 ubiegłego wieku napisał cykl niezwykle odważnych esejów krytycznych, poruszających najbardziej bolesne kwestie tego pogranicza, które były zakłamywane lub spychane w sferę tabu zarówno przez sowiecką cenzurę, jak i nacjonalistów litewskich. Warto pamiętać, że powstały one zanim jeszcze w Polsce opublikowano takie eseje, jak Jana Józefa Lipskiego „Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy”, czy Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”. W uczciwym dialogu z pamięcią, z Innym, który przemawiał głosem sąsiadów, i z własnym głosem wewnętrznym sformułował sąsiedzki kodeks zasad, którym od tamtej pory z niezłomną konsekwencją się kieruje: o żadnej zbrodni nie wolno milczeć; byli i są kolaboranci, ale nie ma narodu kolaborującego; „lepiej przesadzić z krytycyzmem, niż gdyby miało go zabraknąć"; "prawa jednostki stoją przed prawami zbiorowości, co znaczy, że prawa człowieka stoją przed prawami narodu (a zatem prawa narodu wynikają z praw człowieka, nie odwrotnie)". Litewskim inteligentom, traktującym obronę praw człowieka jako substytut otwartej obrony narodu, zupełnie niemożliwej w sowieckich warunkach, tłumaczył, że "prawa człowieka to dla nas nie kwestia taktyki, lecz kwestia zasady." Polakom i Litwinom na nowo uwikłanym w konflikt po odmrożeniu stalinowskiej „lodówki”, świadomy błędów popełnianych po obu stronach, wyjaśniał: "jako Litwin uważam za swój obowiązek skoncentrować się na błędach litewskich. Jest to pierwsza i najprostsza reguła dla inteligenta, który poczuwa się do odpowiedzialności za losy własnego narodu." Wstrząśnięty tragedią Sarajewa zapisuje kolejne reguły sąsiedzkiego kodeksu, wśród których na pierwszym miejscu znajduje się zasada Hipokratesa: primum non nocere – przede wszystkim nie szkodzić. I po raz kolejny, jakby bał się repliki bałkańskiego syndromu na innych pograniczach, powtarza, co to oznacza: "nigdy nie wynosić interesów swego narodu ponad prawa ludzkie; nigdy nie upiększać swej historii i szczególnie nie uważać za bohaterów nikczemników, którzy rzekomo «walczyli za naród»; nigdy nie zapominać i nie usprawiedliwiać swoich błędów, nawet jeśli błędy przeciwnika wydają się albo rzeczywiście są większe od własnych; nigdy nie stosować podwójnej moralności, nawet jeśli sąsiad lub przeciwnik stosuje tę metodę". Pamięta inną definicję wolnego człowieka niż ta rozpowszechniona w świecie liberalizmu i swobód obywatelskich: "jak to słusznie określił Josif Brodski jest [nim] ten, kto z powodu swojej porażki nie oskarża nikogo, z wyjątkiem siebie samego".
Tomas Venclova jest kosmopolitą, przekonanym, że „to jedyny sposób bycia przyzwoitym narodowcem”, gdyż przetrwanie i rozwój wspólnoty w tym świecie nierozdzielnie związane są z przezwyciężaniem izolacji. Nie sposób przecenić gorliwości tego Litwina na polu kultywowania własnego języka, pamięci kulturowej i zaangażowania w debatę publiczną nad przyszłością swojego kraju. Można by więc powiedzieć, że w ulubionej przez niego komedii Arystofanesa „Chmury” najbliżej mu jest do ogrodnika Strepsjadesa, który ponad wszystko ceni obyczaje ojców i rytuały odprawiane ku czci tradycyjnych bogów. Lecz prawda o Tomasie Venclowie wymyka się takim prostym przyporządkowaniom. Zaryzykowałbym raczej stwierdzenie, że jest on Strepsjadesem, który z rozkoszą zasiada w „myślarni” Sokratesa, tego sceptyka, który poddaje w wątpliwość istnienie bogów i dla którego „człowiek myślący jest ważniejszy od zbiorowości, wspólnoty czy narodu”, co pozwala mu przekroczyć podwórko własnego demos. W komedii Arystofanesa ogrodnik nie wytrzymuje długo w kręgu filozofa, który w niebezpiecznych czasach wojny peloponeskiej zdaje mu się profanem osłabiającym morale narodu, więc puszcza jego „myślarnię” z dymem. Tomas Venclova nigdy tej „myślarni” nie opuści, świadom, że Sokrates nigdy nie podpaliłby domu Strepsjadesa, a także i tego, że w długiej perspektywie szanse przetrwania dla ogrodnika i jego wartości są jedynie w otwartej na świat pracowni filozofa.
Dobrze jest zatem mieć Tomasa Venclovę za sąsiada. W jego gościnnej, samokrytycznej i głęboko empatycznej postawie kryje się jednak pewne niedopowiedzenie. Przyznał kiedyś, że usilnie stara się ćwiczyć w pięknej sztuce, jaką jest „understatement” (niedopowiedzenie), której uczył go znakomity politolog litewski, też emigrant w Ameryce, Aleksandras Štromas. W istocie czujemy, że honorując go w Polsce i ciesząc się z jego tu obecności, coś jednak pozostaje niedopowiedziane. Władający tą sztuką ludzie pogranicza wiedzą, że samemu i jednostronnie nie jest możliwe posiadać ani też wypowiedzieć całej prawdy, tak jak niemożliwym jest spełnienie w ten sposób dobrego sąsiedztwa. Redaktor Jerzy Giedroyć nie wybaczyłby nam, gdybyśmy to przeoczyli i przynajmniej nie spróbowali poszukać dopowiedzenia po swojej stronie, podejmując staranie stania się dla Litwinów równie dobrym sąsiadem, jakim dla Polaków jest Tomas Venclova.
Krzysztof Czyżewski
Ministerstwo Spraw Zagranicznych uhonorowało poetę 16 listopada 2015r. Odznaczeniem "Bene Merito" za działalność na rzecz Polski w świecie. Tomas Venclova, laureat tytułu "Człowiek Pogranicza", został odznaczony przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.