Lecz nie o studium wileńskiej architektury w tej książce chodzi, o podpatrywanie średniowiecznej i barokowej wspaniałości miasta, o płacz nad zglajchszaltowaniem Litwy i Wilna przez władzę radziecką. Idzie przede wszystkim o postawę poety i intelektualisty wobec własnego narodu, jego historii, pragnień i kompleksów, wreszcie wobec sąsiadów: Polaków, Żydów, Białorusinów, Rosjan. W czasach paskudnych i w czasach łatwiejszych.
"Cóż to za kosmopolita - pyta we wstępie do książki Krzysztof Czyżewski - który często zabiera głos jako Litwin i w którym budzi się sumienie narodu? Cóż to za narodowiec, który bezlitośnie zwalcza wszelkie przejawy etnocentryzmu i prawa jednostki stawia wyżej od praw narodu? Cóż to za Litwin, który ściąga na siebie gromy ze strony rodaków za ťantylitewskośćŤ? Cóż to za wilnianin, który pragnie mieszkać w Krakowie albo Dubrowniku? Cóż to za poeta, który angażuje się w debaty polityczne?".
Zagadka? Przyjaciel Tomasa Venclovy Josif Brodski mawiał o Litwinach, że to "samaja charoszaja nacja w imperii" (myślę, że Venclova czegoś takiego by o Litwinach nie powiedział, bo nie wyróżnia żadnego narodu przymiotnikiem "najlepszy"). A zresztą sam Venclova udziela nam odpowiedzi. Gdy wstępował za sowieckich czasów do litewskiej dysydenckiej Grupy Helsińskiej, powiedział, że czyni to na przekór strachowi i przerażeniu, bo noblesse oblige.
Wystarczy? Pewnie tak, choć trzeba dodać jeszcze jedną rzecz. Venclova pisze również, że jest Europejczykiem, że tak jak dobrze mu na Litwie, tak mu za ciasno. Nazywał siebie Europejczykiem jeszcze w epoce kordonów i zamkniętych granic.
Więc może jest nie tylko poetą, intelektualistą, dysydentem, lecz także przepowiadaczem przyszłości?
Paweł Smoleński, "Gazeta Wyborcza" 10-11.11.2001
Tomas Venclova, Eseje. Publicystyka. Sejny 2001, Pogranicze.