Już od paru miesięcy przebywam na Suwalszczyźnie, kilkanaście kilometrów od granicy litewskiej. Pozostając w tym dość egzotycznym dla Polaka, ale bardzo swojskim dla Litwina zakątku, przekraczam w pewnym sensie granicę czasu, wracam do dzieciństwa – prawie jak u Prousta.
Mój ojciec urodził się niedaleko stąd, cztery kilometry od wioski Liubavas (albo Lubowo), już po litewskiej stronie. Co prawda nie było wtedy ani litewskiej, ani polskiej strony, bo nie istniała granica. W roku 1919, kiedy w Liubavasie chowano mojego dziadka Tomasa Venclovę (zmarł na tyfus), wciąż jeszcze nie była ostatecznie wytyczona. O Suwalszczyznę walczyła Litwa i Polska. Oba kraje, wybijając się na niepodległość po okresie rozbiorów, dzieliły między siebie dziedzictwo Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Walki, w których brał udział mój stryj, żołnierz młodego wojska litewskiego, były zacięte: Sejny i okolica przechodziły z rąk do rąk chyba trzynaście razy. W końcu zostały częścią państwa polskiego, chociaż Litwini są tu autochtonami i w niejednej miejscowości stanowią większość. Między państwami zapadło coś w rodzaju żelaznej kurtyny. Litwini tutejsi byli całkowicie odizolowani od rodaków po drugiej stronie (to samo zresztą dotyczyło Polaków po stronie litewskiej). Przypominają ten okres groby żołnierzy obu stron, a także urazy oraz wzajemne animozje, które niestety, nawet po osiemdziesięciu latach, niezupełnie wygasły.
Jako chłopiec sześcioletni spędziłem lato u krewnych ojca koło Liubavasa. Ukrywaliśmy się z matką przed Niemcami, to długa historia. Pamiętam krajobraz identyczny z tutejszym: zalesione pagórki, doliny rynnowe, jeziora – wszystko to bardzo różne od północnej, równinnej i żyznej Suwalszczyzny ciągnącej się aż do Kowna. Pamiętam nazwy wsi: Reketija, Trempiniai, Salaperaugis, Vištytis. Pamiętam rzekę Szeszupe, zaczynającą się po tamtej stronie granicy, oraz chmury kłębiaste, takie same po obu stronach, wędrujące przez granicę bez przeszkód. Nie zmieniły się od tego czasu. Granica wtedy oczywiście istniała, chociaż oba kraje znajdowały się pod okupacją nazistowską; Żydów zabijano, Litwinów wysiedlano na stronę litewską, Polakom też nie było łatwo.
Po wojnie, już w czasach sowieckich, wracałem w okolice Liubavasa kilkakrotnie. Granica była szczelnie zamknięta, strona polska niedostępna jak Ameryka albo Księżyc. Później dowiedziałem się, że potrafili ją przekraczać litewscy partyzanci przebijający się na Zachód (niektórzy zginęli już w Polsce). W roku 1971 trafiłem do Warszawy i od razu zafundowałem sobie podróż do Sejn i Puńska, co zresztą lepiej było robić w tajemnicy. Znalazłem tu ludzi bardzo ciekawych. W tamtych czasach i później przez te okolice prowadził szlak konspiracyjnej łączności między Litwą a emigracją, zresztą podszytej strachem i wzajemną podejrzliwością.
Jeszcze później, po krachu systemu, rygle opadły, ale przekraczanie granicy pozostało prawie tak samo trudne: ogromna różnica ciśnienia ekonomicznego między Wschodem a Zachodem – także między Litwą a Polską – powodowała niesamowite kolejki; takich nie widziałem nigdy w życiu, w żadnej części świata. Ale i to się skończyło.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy przekraczałem ten próg, który przez tyle lat wyglądał na nieusuwalną barierę, mniej więcej raz na tydzień: trwało to, w najgorszym razie, z dziesięć minut. Chyba tak już pozostanie, tyle że czas przekraczania zmniejszy się do zera.
Suwalszczyzna południowa jest dla Litwina mniej więcej tym samym, co Wileńszczyzna dla Polaka: matecznikiem rodzimej kultury. Od dwóch lat opodal bazyliki w Sejnach stoi pomnik Antanasa Baranauskasa vel Antoniego Baranowskiego – biskupa, który był także matematykiem, lingwistą oraz wielkim litewskim poetą, czasem porównywanym z Mickiewiczem. Cele dawnego klasztoru obok katedry są dla mnie czymś w rodzaju celi Konrada, bo przechowują pamięć o paru słynnych naszych pisarzach. Na górze zamkowej w Szurpiłach, między dwoma ładnymi jeziorami, nie bez zdziwienia usłyszałem, że właśnie na dnie jednego z tych jezior toczy się akcja najsłynniejszej legendy litewskiej o wiejskiej dziewczynie Egle, która została królową węży, a potem zamieniła się w świerk. Zresztą folklor i obyczaj litewski przetrwały tutaj lepiej niż w Litwie właściwej.
Chyba lepiej przechował się także tradycyjny typ Litwina – gospodarnego, powściągliwego, niesamowicie upartego, co jest główną naszą zaletą narodową, a także główną wadą. Dziesięć albo i więcej tysięcy Litwinów na Suwalszczyźnie – to mniejszość zwarta, aktywna, której chyba nie grozi wynarodowienie, zwłaszcza teraz, kiedy może bez większych przeszkód utrzymywać stosunki z macierzą. Oczywiście ciąży na niej wieloletnia izolacja oraz zrodzone z niej kompleksy, do których przyczyniła się i strona polska.
Może Litwini nie zawsze umieją spokojnie i rzeczowo mówić o swoich problemach – a problemy, jak każda mniejszość, zawsze będą mieli. Ale sądzę, że nauczą się tego, a strona polska nauczy się zaspokajać ich potrzeby, nie pozostawiając miejsca na dawne animozje. Sytuacja z pomnikiem Baranauskasa jest tu niezłym przykładem. Sprzeciwiano się postawieniu pomnika przez wiele lat (mimo że Baranauskas był polonofilem!); a jednak stoi i przysparza chwały Sejnom.
Mówię o Litwinach, bo Litwinem jestem, ale rozumiem, że Suwalszczyzna – to pogranicze nie tylko polsko-litewskie. Ten kraj ukształtowało wiele grup etnicznych i religijnych, w tym rosyjscy staroobrzędowcy, Żydzi, Białorusini, a w dalekiej przeszłości bałtyckie plemię Jaćwingów. Z drugiej strony, dawne pogranicze litewskie ciągnie się dalej na zachód i północ – w stronę Mazur i Królewca vel Kaliningradu. Właśnie w Królewcu Litwini zaznajomili się z wynalazkiem Gutenberga. Kilkadziesiąt kilometrów od Sejn – po stronie niemieckiej, a teraz rosyjskiej – żył i umarł Kristijonas Donelaitis, największy poeta litewski wieku XVIII, a może i wszechczasów. Kiedy Murawjow Wieszatel zabronił drukowania książek litewskich czcionką łacińską, z Prus Wschodnich do Litwy przez czterdzieści lat przedostawała się bibuła wybitnie przypominająca samizdat komunistycznego okresu. Wychowało się na niej parę pokoleń, które zdecydowały o losie Litwy. Na pograniczu prusko-litewskim działali redaktorzy oraz kolporterzy tej bibuły: pomnik jednego z nich stoi w Polsce, blisko Puńska. Pamięć o tym jest częścią, i to jedną z ważniejszych części, litewskiej tożsamości.
W dzisiejszym obwodzie kaliningradzkim przez kilka dziesięcioleci starano się ją wymazać – zresztą jak całą pamięć o przeszłości tego kraju i jego niezwykłej cywilizacji. To się zmienia, chociaż bardzo powoli: ostatnio w Kaliningradzie spotykam ludzi, którzy rozumieją, że dzieje tej enklawy nie zaczynają się od Stalina i na nim nie kończą. W każdym razie nie mogę dzisiaj zbyć milczeniem bliskiej Suwalszczyźnie tak zwanej Małej Litwy.
Przemawiam tu jakby w imieniu całego tego pogranicznego terenu, który tak silnie zaważył na historii mojego narodu – zresztą i paru sąsiednich narodów. Ale nie uważam, żebym miał do tego jakieś szczególne prawo. Odczuwam dziś zażenowanie i zakłopotanie, bo nie sądzę, bym zasługiwał na zaszczytny tytuł Człowieka Pogranicza. W ogóle wolę prywatny los wierszopisa oraz filologa od losu publicznego. A jednak tak się zdarzyło, że na pograniczu przebywałem wiele razy, może i zawsze, i to często po tej drugiej stronie, przez wielu uważanej za niesłuszną.
Nie chodzi tu tylko o dziecięce wspomnienia z Suwalszczyzny. Urodziłem się w Kłajpedzie, która w pewnym sensie może uchodzić za przedłużenie obwodu królewieckiego, najważniejszą zaś część swojego życia spędziłem w Wilnie – a Wileńszczyzna, jak już mówiłem, ma z Suwalszczyzną wiele wspólnego. Wszystkie te okręgi są pograniczem, zawsze istniały tam mieszanki, amalgamaty języków i wierzeń, które decydowały i wciąż decydują o ich niezwykłości. Z Wilna wyjechałem do Rosji, potem do Polski, w końcu do Stanów Zjednoczonych. Za każdym razem było to przekroczenie progu: zmieniałem kontekst swojego życia, otoczenie językowe, a jednocześnie starałem się przechować pamięć o tym, czego doświadczyłem wcześniej. Dawało to podwójną albo i potrójną perspektywę, możliwość oceny jednej tradycji pod kątem drugiej, jednego języka z perspektywy drugiego, co zawsze jest rzeczą pożyteczną. Może nauczyłem się rozumieć punkt widzenia Innego w sporach historycznych, co na ogół nie jest mocną stroną Litwinów (zresztą Polaków tak samo). Potem zostałem globtroterem, co oznacza pokonywanie dziesiątek i setek granic. Jest to dla mnie przeżyciem znaczącym. Chyba właśnie dlatego, że od dzieciństwa wiedziałem: to proceder trudny, zabroniony – a to, co zabronione, podnieca i stanowi wyzwanie.
Jurij Łotman, którego uważam za swojego nauczyciela, mawiał, że przekroczenie pewnej granicy, progu czy bariery jest tym, co stanowi zdarzenie – a więc najmniejsze i fundamentalne ogniwo łańcucha, którym jest każda opowieść. Życie ludzkie także jest opowieścią. Chodzi tu oczywiście nie tylko o przekraczanie granic geograficznych: mogą to być granice społeczne i inne, także czasowe, w końcu granica najważniejsza ze wszystkich – między życiem a śmiercią. Niezbyt dawno wszyscy przekroczyliśmy niezwykłą granicę w czasie – granicę między porządkiem totalitarnym i posttotalitarnym. Niektórzy z nas zrobili to wcześniej od innych – wyprzedzili swój czas, tworząc wysepki wolności w świecie, gdzie większość adaptowała się do niewoli.
Sądzę, że Ośrodek Pogranicze, którego korzenie znajdują się właśnie w tych wysepkach wolności, ma wybitną rolę do odegrania w dzisiejszym wolnym – albo podążającym do wolności – świecie. Globalna teraźniejszość jest jednym wielkim pograniczem: istnienie w niej zmusza do nieustannego przekraczania granic, do nieustannego pokonywania izolacji. Nie musi to oznaczać monotonii: granice będą zawsze, bo na tym polega urok świata, ale – miejmy nadzieję – już nigdy nie staną się totalitarnym absolutem.
Każdy wie, że sytuacje pograniczne są płodne; jednak mogą prowadzić także do niesnasek, a nawet zapiekłych nienawiści, do prób umacniania istniejących granic i budowania nowych. Przykładów jest niestety wiele, może nawet szczególnie wiele w naszym, środkowoeuropejskim wycinku globalnego świata. Lecz możemy temu przeciwdziałać. Będę się starał robić to razem z wami wszystkimi.
Jau pora mėnesių gyvenu Sūduvoje, keliolika kilometrų nuo Lietuvos sienos. Šiame lenkui gana egzotiškame, bet lietuviui labai savame krašte tarytum peržengiu laiko ribą, grįžtu į vaikystę - beveik akip Prousto romane. Mano tėvas gimė netoliese, keturi kilometai nuo Liubavo bažnytkaimio, jau Lietuvos pusėje. Tiesa, tais laikais nebuvo nei Lietuvos, nei Lenkijos pusės, nes nebuvo sienos. 1919 metais, kada Liubave laidojo mano senelį Tomą Venclovą (mirusį šiltine), siena tebebuvo nepastovi. Dėl Sūduvos kovojo Lietyva ir Lenkija. Dvi valstybės, atkurdamos savo nepriklausomybę po ilgos okupacijos, dalijosi Abiejų Tautų Respublikos palikimą. Vyko atkalūs mūšiai, kuriuose dalyvavo mano dėdė, jaunos lietuvių kariuomenės savanoris: Seinai su apylinkėmis ėjo iš rankų į rankas ar ne trylika sykių. Pagaliau virto lenkų valstybės dalimi, nors lietuviai čia yra autochtonai ir dažnoje vietovėje sudaro daugumą. Tarp abiejų šalių nusileido kažkas panašaus į geležinę uždangą. Čionykščiai lietuviai buvo visiškai izoliuoti nuo savo tautiečių kitoje sienos pusėje (beje, tas pat atsitiko lenkams Lietuvos pusėje). Tą laikmetį primena abiejų tautų kareivių kapai, taip pat skriaudų paeldas ir savitarpio pretenzijos, kurio, deja, nėra visai užgesiusios net po aštuoniasdešimties metų.
Šešerių metų amžiaus praleidau vasarą pas tėvo gimines netoli Liubavo. Slapstėmės su motina nuo vokiečių, tai ilga istorija. Atsimenu kraštovaizdį, tokį patį kaip čia: miškingas kalvas, gilius slėnius, ežerus - visa tai labai skyr ėsi nuo šiaurinės, lėkštos ir derlingos Sūduvos, nusidriekusios ligi Kauno. Atsimenu sodžių vardus - Reketija, Trempiniai, Salaperaugis, Vištytis. Atsimenu Šešupę, prasidedančia anapus sienos, ir kamuolinius debesis, tokius pat abiejose pusėse, įveikiančius sieną be vargo. Nuo to meto jie nepasikeitė. Siena tada, žinoma, egzistavo, nors abi šalys buvo nacių okupuotos: žydus žudė, lietuvius trėmė į Lietuvos pusę, lenkams irgi nebuvo saldu. Po karo, jau sovietiniais laikais, kelis kartus lankaiusi Liubavo apylinkesė. Siena buvo aklinai uždaryta, Lenkijos pusė nepasiekiama it Amerika arba Mėnulis. Vėliau sužinojau, kad sieną sugebėdavo kirsti lietuvių partizanai pakeliui į vakarus (keli žuvo jau Lenkijos teritorijoje). 1971 metais patekau Varšuvon ir nedelsdamas nuvažiavau į Seinus bei Punską - beje, tai priderėjo daryti paslapčia. Radau čia labai įdomių žmonių. Tuo laikotarpiu ir vėlaiau per šią apylinkę vyko konspiraciniai mainai tarp Lietuvos ir emigracijos, beje, turėję išvirkščiają pusę - baimę ir savitarpio įtarumą. Dar vėliau, sistemai žlugus, spyna nukrito, bet kirsti sieną buvo beveik taip pat sunku kaip ir ankščiau: ekonominio slėgio skirtumas tarp Rytų ir vakarų, taip pat tarp Lietuvos ir Lenkijos buvo toks didelis, jog atsirado neįtikėtinos eilės - kitų tokių nesu matęs niekad gyvenime, jokioje pasaulio šalyje. Bet pasibaigė ir tai. Per pastaruosius du mėnesius kirsdavau sleknstį, kuris tiek metų atrodė neįveikiamas, daugmaž kas savaitę: blogiausiu atveju tai trukdavo gal dešimt minučių. Turbūt taip ir liks, nebent sienos perėjimo laikas sumažės ligi nulio.
Pietų Sūduva lietuviui yra maždaug tas pat, kas Vilnija lenkui: vienas svarbiausių tautinės kultūros šaltinių. Jau dveji metai šalia Seinų bazilikos stovi paminklas Antanui Baranauskui - vyskupui, kuris taip pat matematikas, kalbininkas ir iškilus lietuvių poetas, kartais lyginamas su Mickevičiumi. Seno vienuolyno celės šalia bazilikos yra man kažkuo panašios į Konrado celę, nes sergsti atminimą apie porą mūsų žymių rašytojų. Šurpilio pilaikalnyje tarp dviejų gražių ežerų kiek nustebęs išgirdau, jog būtent vienas iš tų ežerų laikomas garsiausios lietuviškos legendos - Eglės žalčių karalienės - veiksmo vieta. Beje, lietuvių tautosaka ir papročiai šičia išilaikė geriau negu pačioje Lietuvoje. Gal geriau išliko ir tradicinis lietuvio tipas: geras ūkininkas, santūrus žmogus, garsėjąs neregėtu užsispyrimu, kuris yra mūsų didžiausioji tautinė dorybė, drauge ir didžiausioji yda. Dešimt ar daugiau tūkstančių lietuvių pietų Sūduvoje - tai tvirta dorybė, aktyvi mažuma, kuriai turbūt negresia nutautėjimas, ypač dabr, kad ji gali be didesnių kliūčių bendrauti su Lietuvą. Be abejo, lietuvių gyvenimą sunkina ilgametė izoliacija ir dėl jos atsiradę kompleksai - čia lenkų pusė yra ne be kaltės. Gal lietuviai nevisada moka ramiai ir dalykiškai kalbėti apie savo problemas - o problemų jie visada turės, kaip ir kiekviena mažuma. Bet manau, kad jie išmoks, o lenkų pusė išmoks atsižvelgti į jų poreikius, atmesdama įsisenėjusį priešiškumą. Neblogas pavyzdys čia kaip tik Baranausko paminklas. Jam priešintasi daug metų (nepaisant to, kad Baranauskas buvo polonofilas!); vis dėlto jis stovi ir didina Seinų garsą.
Kalbu apie lietuvius, kadangi esu lietuvis, bet suprantu, kad Sūduva - tai ne tik lietuvių ir lenkų pasienis. Tą kraštą kūrė daug etninių ir religinių grupių, pavyzdžiui, rusų sentikiai, žydai, baltarusiai, o kadaise baltiška jotvingių gentis. Antra vertus, senasis lietuvių pasienis nusidriekia toliau į vakarus ir šiaurę - į Mozūrų ir Karliaučiaus arba Kaliningrado pusę. Kaip tik Karaliaučiuje lietuviaia susipažino su Gutenbergo išradimu. Keliasdešimt kilometrų nuo Seinų - vokiečių, o dabar rusų pusėje - gyveno ir mirė Kristijonas Donelaitis, žymiausias XVIII amžiaus, o gal ir visų laikų lietuvių poetas. Kada Muravjovas Korikas ir jo darbų tęsėjai uždraudė lietuvių spaudą lotyniškuoju raidynu, iš Rytprūsių į Lietuvą keturiasdešimt metų plaukė konspiracinė literatūra, labai primenanti komunistinio laikotarpio savivaldą. Ji išauklėjo porą kartų, kurios nulėmė Lietuvos likimą. Prūsų lietuvių pasienyje veikė tos nelegalios spaudos redaktoriai bei knygnešiaia: vienam iš jų pastatytas paminklas Lenkijos teritorijoje, netoli Punsko. Tų laikų atminimas yra lietuviškosios tapatybės dalis, dargi viena iš svarbiausiųjų. Dabrtinėje Kaliningrado srityje daug dešimtmečių stengtasi jį ištrinti - beje, kaip ir visą to krašto praeities bei jo nekasdieniškos civilizacijos atminimą. Tatai keičiasi, nors labai lėtai: pastaruoju metu Kaliningrade susitinku žmonių, suvokiančių, jog to anklavo istorija neprasideda nuo Stalino ir juo nesibaigia. Šiaip ar taip, šiandien negaliu nutylėti ir tų apylinkių - artimos Sūduvia vadinamosios Mažosios Lietuvos.
Tarsi imuosi atstovauti visą tą pasienio juostą, kuri esmingai paveikė mano tautos - beje, ir kelių gretimų tautų istoriją. Bet nesijaučiu turįs tam tokią ypatingą teisę. Esu šiandien sumišęs ir sutrikęs, nes namanau, kad būčiau vertas Paribio Žmogaus garbingo titulo. Man iš viso mielesnis privatus eilių gamintojo bei filologo likimas, negu veikimas viešumoje. Bet taip jau atsitiko, kad paribyje esu buvęs daug kartų, gal ir visada, ir dažnai toje kitoje pusėje, kurią daugelis laiko blogąja.
Turiu galvoje ne tik vaikiškus Sūduvos atsiminimus. Gimiau Klaipėdoje, kuri tam tikra prasme yra Karaliaučiaus apylinkių Tęsinys, svarbiausiąją savo gyvenimo dalį praleidau Vilniuje - o Vilnija, kaip jau sakiau, su Sūduva tuei daug bendro. Visos tos vietos yra paribiai, ten visada egzistavo kalbų ir tikėjimų mišrainės, amalgamos, kurios lėmė ir tebeliama jų savitumą. Iš Vilniaus išvykau į Rusiją, paskui lankiaausi Lenkijoje, pagaliau emigravau į Jungtines Valstijas. Kiekvieną sykį tai buvo slenkstis: keičiau savo gyvenimo kontekstą, kalbię aplinką, drauge stengiausi išsaugoti ankstesnės patirties atminimą. Tatai suteikdavo dvilypę ar net trilypę perspektyvą, leido vertinti vieną tradiciją kitos tradicijos atžvilgiu, vieną kalbą iš kitos kalbos pozicijų, o tai visada naudingas daiktas. Gal išmokau suprasti Kito požiūrį istoriniuose ginčiuose - tai nevisada būdinga lietuviams (beje, ir lenkams). Paskui keliavau po visą pasaulį, kitaip sakant, kirtau dešimtis ir šimtus sienų. Man tai reikšminga patirtis. Gal kaip tik todėl, kad nuo vaikystės žinojau: tai sunku ir draudžiama - o kas draudžiama, tas vilioja ir virsta iššūkiu.
Jurijus Lotmanas, kurį laikau savo mokytoju, sakydavo, kad tam tikros ribos arba slenksčio veikimas yra tai, ką vadiname įvykiu, taigi mažiausia ir esmine bet kurio naratyvo grandimi. Žmogaus gyvenimas irgi yra naratyvas. Čia kalbama, be abejo, ne tik apie geografines ribas: taip pat apie socialines ir kitokias, paie ribas laike, pagliau svarbiausiąją ribą tarp gyvenimo ir mirties. Ne per seniausiai perkirtome ypatingą rbą tarp totalitarinio ir post-totalitarinio pasaulio. Kai kurie iš mūsų padarė tai ankščiau negu kiti - pralenkė savo laiką, sukurdami laisvės saleles pasaulyje, kuriame dauguma buvo prisitaikiusi prie vergijos.
Manau, kad Paribio Centras, kurio šaknys slypi kaip tik tose laisvės salelėse, gali atlikti svarbų vaidmenį dabartiniame laisvame arba laisvėjančiame pasualyje. Globalinė dabartis yra ištisas didelis paribys: buvimas joje verčia nuolat įveikti sienas, nepaliaujamai grumtis su izoliacija. Tai nebūtinai yra vienodėjimas: ribos liks, nes tai suteikia pasauliui grožio, bet jos, tikėkimės, jau niekad nebebus totalitarinės ir absoliučios. Visi žinome, kad paribio situacijos būna vaisingos; bet jose gali atsirasti ginčiai ir net atkakli neapykanta, bandymai ramstyti esancias sienas ir statyti naujas. Deja, čia nestinga pavyzdžių: gal jų netgi ypač gausu mūsiškėje globalinio pasaulio iškarpoje - Vidurio Europoje. Bet mes galime tam priešintis. Stengsiuosi taip elgtis drauge su jumis visais.