Tkanka łączna

Tkanka łączna

Miłosz nie chciał, aby w Krasnogrudzie powstało muzeum. Pragnął, by stworzono tu miejsce, w którym będzie przyrastać niezbędna pograniczu „tkanka łączna”.

Kilka kilometrów za Sejnami wysiadam z samochodu. Natychmiast ogarnia mnie lepka cisza. Brzęczą owady. Z otwartych drzwi szepce jeszcze radio. Spiker przewiduje burze z gradobiciem, ale niebo jest ciągle czyste. Do dworku w Krasnogrudzie jest może kilometr po piaszczystej drodze. Jak większość tych, którzy tu przyjeżdżają, podążam za wierszem Czesława Miłosza „Powrót”: „Rozpoznałem zapachy, linie polodowcowych pagórków, owalne misy jezior”.

Po kilku minutach znikają fałdy pól i odblask jeziora, a pojawia się ciemna plama lasu i biały mur otaczający teren dworu. Wisi też tablica informująca, że projekt został sfinansowany ze środkówNorweskiego Mechanizmu Finansowego.

Dwór w Krasnogrudzie należał przed wojną do ciotek Czesława Miłosza, Gabrieli i Janiny, a sam poeta spędzał tu wakacje. W stulecie urodzin otwarte zostanie Międzynarodowe Centrum Dialogu jego imienia. Ziści się tym samym marzenie wielu ludzi, a także samego poety. Krzysztof Czyżewski, dyrektor Ośrodka ,,Pogranicze – sztuk, kultur, narodów”, oprowadza już gości po Centrum. Wszystko pachnie nowością. Niemal dopiero co odjechały maszyny, a przyroda powoli obejmuje teren w posiadanie. Świeże jest drewno i farba na kolumnach dworu, meble, schody, okna. Nie ma tu nic z atmosfery muzeum.

Musicie mieć słowo 

Wspomina Czyżewski: – Chcieliśmy zbudować ośrodek, w którym będzie się dbać o wielokulturowe dziedzictwo Polski. W latach 80. szukaliśmy takiej idealnej lokalizacji na Łemkowszczyźnie, Kaszubach czy w okolicach Przemyśla. Zjechaliśmy z moją żoną Małgosią różne pogranicza, a Miłosz był jednym z tropów. Wędrowaliśmy z jego książkami w plecaku. W 1989 r. pojechaliśmy do Maćkowej Rudy na Suwalszczyźnie do przyjaciela, Andrzeja Strumiłły. Prosił, abym mu przywiózł moją pracę magisterską „Księga Drogi Czesława Miłosza”. Andrzej wziął ją i położył na biurku. Potem trochę pogadaliśmy i wyszliśmy. Spacerowaliśmy z Małgosią nad brzegiem Czarnej Hańczy i nagle pojawił się na ścieżce Czesław Miłosz. Szedł sam. Z tyłu jego brat i parę innych osób. Byliśmy zmieszani i chyba zbyt natarczywie wpatrywaliśmy się, bo podszedł i rzucił: „Czesław Miłosz jestem”. My też się przedstawiliśmy. Spotkanie trwało ledwie chwilę i każde poszło w swoją stronę. Po latach okazało się, że on wtedy szedł do Strumiłły, my nic nie wiedzieliśmy, bo wizyta była trzymana w tajemnicy. Tamtego dnia pojechaliśmy do Sejn. Zatrzymaliśmy się pod Białą Synagogą i zaraz za nami stanął samochód Andrzeja Miłosza, z którego wysiadł pan Czesław. Podszedł i powiedział: „Co wy tak uciekacie? Może byśmy pogadali...” i zaprosił nas na kolację do klasztoru w Wigrach.

Szczegóły tej rozmowy Krzysztof Czyżewski przywołuje w tekście „Pamięć przyszłości”.

Miłosz przez wiele lat pomagał Fundacji „Pogranicze”. To od niego o działalności Czyżewskich dowiedział się Jerzy Giedroyc. Niedawno też znaleziono list napisany przez Miłosza do Stanisława Barańczaka w 1991 r., rodzaj rekomendacji do nagrody POLCUL Foundation, którą zresztą otrzymali(Melbourne 1992). Do maleńkich Sejn, położonych w ówczesnym czasie na końcu świata, zadzwonił nawet dyrektor Fundacji Forda, który zapytał, czy nie są zainteresowani współpracą. To był też jeden z wielu śladów sympatii Czesława Miłosza do fundacji. Jednak dopiero w 2002 r. udało się „Pograniczu” uzyskać od Lasów Państwowych dzierżawę Krasnogrudy na 30 lat. Czesław i Andrzej wspólnie napisali też dokument, w którym symbolicznie przekazują ten majątek celem utworzenia Międzynarodowego Centrum Dialogu.

Nie zawsze patronat Miłosza był pomocny. Kiedy fundacja starała się o fundusze strukturalne z Unii Europejskiej, Czyżewscy usłyszeli, że skoro jest to związane z Miłoszem, to niech on sam sobie zafunduje. Zresztą nie wiadomo, czy Miłosz jest w ogóle prawdziwym Polakiem.

Brakowało zapachu ajeru 

„Przedzierałem się gąszczem, tam gdzie kiedyś był park, ale nie znalazłem śladów alei”... – Gdyby dziś tu przyjechał, zapewne kazałby się wysadzić jeszcze przed bramą – mówi Czyżewski. – Szedłby spokojnie, podpierając się laską. O wszystko by pytał, o każdy detal.

Dziś w majątku droga dojazdowa jest wybrukowana. Odtworzono układ alei, której kiedyś nie dostrzegł. Posadzono też wiele drzew. Szczególnie ważne były dla niego dwie lipy stojące u wejścia do dworu. Miejsce wybrano dokładnie, co nie było zresztą trudne, bo ich wieloletni cień odbił się na materii budynku. W miejscu gdzie lipy ocieniały dom, drewno na ścianach było poczerniałe.

– Miłosz zwróciłby też uwagę na wonie – przypuszcza Czyżewski. – Szczególnie na zapach ajeru, czyli tataraku. Chciałby chłonąć całą sensualność Krasnogrudy. Głosy wilgi, zimorodka, zięby... I z pewnością zszedłby do jeziora.

Fundacja odbudowała już pomost, z którego za młodu wchodził do wody. Jest dużo większy niż oryginał, bo przeznaczono go na koncerty pieśni litewskich sutartinie. W fundacji marzą, aby do dworu przypływało się w przyszłości przez bramę na wodzie. Po drugiej stronie jeziora jest dwór Hołny Mejera, gdzie mieści się hotel.

Jezioro dla poety było niesłychanie ważne, bo Miłosz był świetnym pływakiem. Opływał Wigry, co było sporym wyczynem, a jezioro Hołny pokonywał na rozgrzewkę. W wodzie często odreagowywał stresy. Ten wysiłek był tak intensywny, że nabawił się szmerów w sercu.

– Miejsce przy pomoście wiąże się z ważną fotografią – mówi dyrektor fundacji. – Poeta stał tu z synem Antonim i opowiadał mu swoją historię.

Kiedy w 1989 r. Miłosz po raz pierwszy wrócił do Krasnogrudy, w dworze mieściły się mieszkania robotników leśnych. Dom był zrujnowany. Zajrzeli do środka. Większość pomieszczeń była pusta, a wokół roznosił się zapach stęchlizny, zniszczenia i obumarcia. Była też ostra woń środków, którymi próbowano konserwować drewno, choć w rzeczywistości chemia pogarszała stan dworu. Miłosz był wówczas przekonany, że to miejsce zostało skazane przez historię na zagładę.

Dwór długo był uważany za modrzewiowy. Jednak Norwegowie z Instytutu Starego Drzewa wykazali, że zbudowano go z wąskosłoistej sosny syberyjskiej. Drzewo w 70 proc. zostało zachowane podczas renowacji. Inny okazał się też rok, w którym założenie dworskie zostało rozbudowane.

– Myśmy przypuszczali, że to początek XIX w., a okazało się, że drzewa zostały ścięte w 1792 r. – mówi Czyżewski.

W środku są dwa salony. To w jednym z nich Władysław Lipski, mąż jednej z ciotek Czesława, grał na fortepianie, bawiąc letników. Życie w Krasnogrudzie znacznie się różniło od tego, które przyszły poeta znał z rodzinnych Szetejń.

Tamten dwór był bardziej wiejski. Do Krasnogrudy natomiast przyjeżdżali letnicy z Warszawy. Z pokojem nad salonem wiąże się jedno z najdramatyczniejszych wydarzeń w życiu Miłosza. To tu młody Czesław próbował się zastrzelić. „Honorowany niech będzie protest przeciw niezłomnemu prawu i bębenkowy pistolet w ręku młodzianków, kiedy na wieki wyrzekają się uczestnictwa”.

Z dawnego pokoju Miłosza jest widok na jezioro. Wyraźnie też słychać w nim odgłosy dochodzące z salonu. Mógł zatem czuć, jak drży podłoga od tańczących letników, brzęczą szklanki, gra muzyka. Przeżywał intensywnie te emocje, kiedy jego ukochana bawiła się z innym na dole.

– Czasami wyobrażam sobie, jak Miłosz siedzi tutaj samotnie w skromnie wyposażonym pokoju i pociesza się kieliszkiem wódki – mówi Czyżewski. – Potem wyciąga pistolet i gra w rosyjską ruletkę. Te chwile zaważyły na jego dalszym życiu – opowiada i dodaje, że sam Miłosz nigdy o tym nie chciał mówić. Gdy ktoś próbował z niego coś wyciągnąć, rzucał: „to zbyt intymne, bym mógł opowiadać”.

Panie, 
tu sam Miłosz przyjeżdżał! 

Jednak dla poety nie dwór, nie pamiątki, lecz ludzie byli najważniejsi. Krasnogruda była silnie związana z okolicznymi mieszkańcami: Litwinami, Polakami, staroobrzędowcami. Podczas drugiej wizyty chciał koniecznie się spotkać z rodzinami Dapkiewiczów i Czerobskich.

– Poszliśmy do Czerobskich i akurat jeden z braci nie był do końca trzeźwy – wspomina Czyżewski. – Wyszedł z domu półprzytomny i stanął przed panem Czesławem. Nie za bardzo go widząc, mówi: „Panie, a tutaj to sam Czesław Miłosz zajeżdżał”.

Życzeniem Miłosza nie było odtworzenie dworu czy stworzenie muzeum, ale nowoczesne żywe miejsce. W dworze w Krasnogrudzie będzie zatem multimedialna ekspozycja. Będzie to wystawa o szukaniu ojczyzny przez Miłosza. Pokazująca jego wędrówkę od Szetejń przez Wilno aż po powrót do Krasnogrudy. Podobnie jak w czasach przedwojennych, w Krasnogrudzie będzie biblioteka. Są już duże zbiory miłoszowe oraz cała kolekcja podarowana przez Tomasa Venclovę. Powstanie również pokój dziecięcy z ulubionymi książkami Miłosza, a w przyszłości Ogród Gucia Zaczarowanego.

Dziś, kiedy nie ma granicy fizycznej, można bez kłopotu pojechać do litewskich Szetejń. O ile Krasnogruda to miejsce dojrzewania poety, to Szetejnie są jego rajem dzieciństwa.

– W mojej geografii Miłosza Krasnogruda to element żeński – matka, ciotki. Szetejnie to pierwiastek męski, czyli przede wszystkim dziadek – tłumaczy Czyżewski. – Miłosz pisał, że to właśnie dziadek dał mu elementarz tolerancji.

Z dawnego majątku w Szetejniach, zniszczonego w czasach kolektywizacji, udało się odtworzyć dotąd tylko świronek, czyli mały spichlerz. Warto jednak iść tam na spacer wzdłuż rzeki do Świętobrości, gdzie jest kościółek, w którym chrzczony był Miłosz. Są tam przepiękne 500-letnie dęby, a na skarpie cmentarz z grobami przodków Miłosza, Syruciów. Warte zobaczenia są także Opitołoki (lit. Apytalaukis) z pięknie na wzgórzu położonym kościółkiem, który był parafią Miłoszów.

Świronkiem w Szetejniach opiekuje się Fundacja Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza. Egidijus Aleksandravicius z fundacji mówi: – Odbudowaliśmy to głównie z prywatnych dotacji. Miłosz jest dla nas ważny. Ja odkryłem go nie jako artysta, ale jako historyk – widzę w nim jednego z ostatnich obywateli Wielkiego Księstwa Litewskiego, człowieka tolerancji i dialogu, wywodzącego się gdzieś z końca XVIII w. Szalenie ważna jest też dla nas współpraca z „Pograniczem”. Szczególnie dziś, bo i my mamy wielu nacjonalistów.

***

30 czerwca, w rocznicę urodzin poety, uroczystości w Krasnogrudzie rozpoczną się Europejską Agorą, która ma formę sympozjonu. Pierwszego dnia, zaraz po otwarciu Międzynarodowego Centrum Dialogu przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, odbędzie się debata filozofów z udziałem Zygmunta Baumana. Potem polsko-litewska agora poetów. Fundacja zaprosiła poetę Eduardasa Miezelaitisa i Alicję Rybałko oraz Adama Zagajewskiego. Spotkanie poprowadzi Irena Grudzińska-Gross. W tych dniach będzie też początek akcji „Europa Mostów – Akcja Rodzinna Europa”. – Debata, która przetoczy się przez różne kraje europejskie, o tym, jak budować rodzimość europejską – mówi Czyżewski.

Prawdziwe życie Centrum Dialogu rozpocznie się po obchodach. Do tego miejsca mają przyjeżdżać na kursy praktycy dialogu międzykulturowego. Poprzez kulturę, pracę artystyczną, mają „tkankę łączną” budować. W ośrodku znajdą się pracownie filozofii, antropologii, historii.

Czyżewski: – Praca z liderami jest niezbędna. Miłosz przestrzegał nas, że resentymenty mogą powracać na pogranicze. Mamy świadomość, że nasza działalność nie będzie miała końca. Po euforii 1989 r. relacje polsko-litewskie dziś są złe. Budzą się demony pogranicza, ale to problem całej Europy. Na nowo odżywają podziały także na innych pograniczach: słowacko-węgierskim, w Hiszpanii. Ogłoszenie klęski społeczeństwa wielokulturowego w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech jest wyraźnym znakiem, że żyjemy w czasach, gdy Europie brakuje „tkanki łącznej”.

Więcej informacji o krasnogrudzkim Międzynarodowym Centrum Dialogu oraz odbywającej się 30 czerwca „Europejskiej Agorze” znaleźć można na stronie www.pogranicze.sejny.pl. 

Informacje o litewskiej Fundacji Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza: www.milosz.lt/indexpl.htm.