Artysta podaje na tacy widzowi do konsumpcji głowy, jak podawała Salome, niczym nie osłoniętą głowę Jana Chrzciciel Herodiadzie. Wyrywa z ciemności twarze w jednym wybuchu fluorescencji, jak przy robieniu zdjęć aparatem jeszcze z przełomu wieków. Twarze zastygłe; przyłapane w jednosekundowym rozbłysku. Twarze ludzi spracowanych, starych, doświadczonych przez los choroby może nawet całożyciowej. Białych Murzynów współczesnych czasów, którzy nie sprostali wymogom, jakie przed nimi postawiło codzienne życie. Oglądając te obrazy zdajemy sobie nagle sprawę, że te ciężkie czasy dopiero się rozpoczynają, że stoimy u ich progu, że prawdziwy posiew tych wymagających dni wśród ludzi nie w pełni odpornych dopiero nastanie, że za tymi pokazanymi na wystawie przyjdą następni, a ich imię, jak mówił poeta, w krótkim czasie może brzmieć: miliony...
Ireneusz Sieradzki