– W takim razie co Litwini sądzą o pracach, które są dostępne w języku litewskim, jak Vilniaus vardai (Wileńskie Imiona), która wydana została niespełna rok temu?
– W zasadzie większość moich rodaków jest zadowolona z tej książki, nawet mówi, że to dla nich odkrycie dwóch Atlantyd, tzn. Atlantydy polskiej i Atlantydy żydowskiej, o których dotychczas w prasie litewskiej mówiono mało, a kiedy już mówiono, to w sposób nie zawsze obiektywny. Z kolei ja postarałem się to zrobić jak najbardziej bezstronnie. Nawet taka postać, jak gen. Lucjan Żeligowski (który dla Litwinów jest bardzo negatywnym bohaterem, bo odebrał im Wilno), została opisana w sposób raczej obiektywny, chociaż jako Litwin nie jestem szczęśliwy z powodu tego, co zrobił. Z drugiej strony, można i jego zrozumieć, bo wtedy około połowy Wilnian to byli Polacy, drugą część stanowili głównie Żydzi, trochę mniej Białorusinów i jeszcze mniej Litwinów. Wśród niepolskich grup narodowościowych większość nie zgadzała się z poczynaniami polskiego generała. Stało się jednak tak, że miasto trafiło do Polski i w dwudziestoleciu było dość poważnym centrum kultury polskiej. Napisałem o profesorach polskiego Uniwersytetu Wileńskiego im. Stefana Batorego, o polskich pisarzach, malarzach, aktorach czasów międzywojennych. Litwini z reguły o tym wiedzą bardzo mało albo nie wiedzą nic. Obecnie sytuacja jest inna niż za czasów Piłsudskiego i Żeligowskiego, ponieważ Litwinów jest więcej niż połowa ludności Wilna, znacznie mniej Rosjan, a chyba jeszcze mniejszą grupę stanowią Polacy (których jest jednak około stu tysięcy). Więc, jak zresztą mówił już Jerzy Giedroyc, przyłączenie Wilna do Polski byłoby teraz bezsensowne, no i w ogóle nie jest możliwe, bo Litwa i Polska należą do Unii Europejskiej, gdzie granice są otwarte, ale niezmienne. Zdarzyło mi się w księgarni wileńskiej spotkać pewnego pana, który mi powiedział: Niech pan następną książkę o Wilnie napisze nie dla Polaków, a dla nas, Litwinów, tak aby to był opis litewski, a nie polski. Na co mu odpowiedziałem, że opis historii, moim zdaniem, nie może być ani litewski, ani polski, ani niemiecki, ani rosyjski, a wyłącznie słuszny bądź niesłuszny. W swoim pisarstwie staram się dać opis dziejów Wilna jako pewnej całości. Takie podejście jest na Litwie jeszcze trochę niezwykłe, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
– Czy zgodziłby się pan z tezą, że książka Opisać Wilno wpisuje się w nurt prozy taktującej o miastach? Współcześnie mamy do czynienia ze zjawiskiem, że wielu pisarzy, o ile pamiętam, zapoczątkował to Zbigniew Herbert, kreśli portrety bliskich im miejsc. Jak by pan się do tego odniósł?
– Muszę panu powiedzieć, że próbowałem szukać wzorców dla swojej książki w twórczości Zbigniewa Herberta, a zwłaszcza w jego ostatniej książce Labirynt nad morzem. Opowiada on tam o dziejach, o architekturze i sztuce, wtrącając przy tym osobiste obserwacje. Oczywiście u mnie jest znacznie więcej historii: jak by nie było, moja książka różni się od Herbertowskiej rodzajem literackim. Jest to bardziej esej historyczny niż esej czysto artystyczny, czyli taki, w którym przeważa emocjonalne podejście autora do prezentowanego tematu. Tak, pisałem to właśnie z myślą, że musi się to wpisać w nurt literatury o miastach. Miejscami, zwłaszcza w pierwszej połowie, zakrawa to także na esej artystyczny, poetycki. Na przykład Josif Brodski pisał o Wenecji i o Sankt Petersburgu, ja natomiast napisałem o Wilnie, nawiązując niekiedy i do Brodskiego (który zresztą Wilno bardzo lubił). Książki eseistycznej o dziejach i architekturze tego miasta, o jego twarzy, w zasadzie do tej pory nie było. Przed wojną ukazało się kilka pozycji, także polskich, ale ich wartość z biegiem lat zmalała. Chciałem polskiemu czytelnikowi zaproponować coś bardziej aktualnego.
– Jest pan zwolennikiem dwóch aksjomatów. Pierwszy mówi, że jedna zbrodnia nie może usprawiedliwiać innej zbrodni. Drugi, że prawda nie osłabia, lecz wyzwala, nie odbiera honoru, lecz go przywraca. Jak w tym kontekście odniósłby się pan do wydarzeń mających miejsce w Polsce w związku z lustracją, do współpracy księży z SB, do ogólnego klimatu dyskusji publicznej, jaka ma miejsce w naszym kraju?
– Nie jestem od tego, żeby osądzać sprawy polskie. Obserwuję to wszystko z zewnątrz i nawet nie wiem, czy mam prawo wypowiadać się tych sprawach. Sądzę jednak, że prawda zawsze jest potrzebna, ale z prawdą musi iść w parze, z punktu widzenia chrześcijańskiego, przebaczenie i miłość. Kościół polski mówi o tym w związku ze sprawą księży splamionych współpracą z władzami komunistycznymi. Moim zdaniem, ta nauka jest słuszna i dotyczy nie tylko spraw Kościoła. Widzę, że lustracja w Polsce przebiega w sposób niespokojny, sporny. U nas była lustracja i przebiegała znacznie spokojniej. Mogę powiedzieć panu żartem, że ja osobiście lustracji się nie boję, bo mam certyfikat od KGB. Znalazłem w swoim dossier, które mi udostępniono, takie zdanie: W związku z wybitnie negatywnym stosunkiem Venclovy do systemu socjalistycznego jego operatywne wykorzystanie wydaje się bardzo mało prawdopodobne. No i takim certyfikatem na Litwie chyba nikt nie może się pochwalić. Być może w Polsce ktoś taki ma. Dlatego kiedy w Litwie była lustracja, zresztą znacznie łagodniejsza niż w teraźniejszej Polsce, nie miałem się czego obawiać. Nigdy nie podpisywałem żadnego oświadczenia, że nie byłem TW, ale na Litwie nikt tego ode mnie nie wymagał. A gdyby wymagał, to bym nie podpisał.
– Josif Brodski pisał: Venclova jest synem trzech literatur, i to synem wdzięcznym. Jak zatem widzi pan współczesne relacje pomiędzy Polską, Litwą i Rosją?
– Z Polską są w zasadzie dobre, znacznie lepsze niż w czasach międzywojennych albo w czasach wojennych, nie można nawet tego porównywać. Jesteśmy sojusznikami, i to chyba dobrymi sojusznikami. Przebąkuje się czasem o nowej unii polsko-litewskiej, ale tego nie potrzebujemy, bo mamy większą Unię, Unię Europejską. Warto dodać, że przeciętny Litwin do dawnej unii pomiędzy naszymi narodami podchodzi już w sposób bardziej obiektywny. Jednak należy pamiętać, że stosunki są dobre na wysokim szczeblu, prezydenci mogą się spotkać, porozmawiać, wydać piękny komunikat i wszystko jest w porządku. Na szczeblu niższym nie zawsze tak jest. Zarówno Polacy na Wileńszczyźnie, jak i Litwini w okolicach Sejn mają swoje problemy, mówią o tym, i moim zdaniem, w obu wypadkach mają rację. Trzeba starać się, by te napięcia minimalizować. Ale w porównaniu z tym, co bywało, to już jest znacznie łagodniejsze. Natomiast z Rosją w danej chwili sytuacja jest niedobra, o prawdziwej demokracji nie można tam mówić. Rosja mniej więcej jest taka sama jak zawsze, czyli rozkazy idą z góry, czy to był car, czy Stalin, czy jest to Putin. Jednak Putina nie porównywałbym do Stalina, jak wielu robi, bo Stalin jest poza wszelkim porównaniem. Dziś Rosja to kraj na pewno mniej niebezpieczny niż za Stalina albo i za carów. Niestety, Polska i Litwa mają z Rosją dość napięte stosunki, wolałbym, żeby miały lepsze. No, ale to już ode mnie nie zależy.
– Nad czym obecnie pan pracuje?
– Jak zawsze, piszę wiersze. Pisuję od czasu do czasu prace naukowe. Napisałem ostatnio kilka tekstów o Pasternaku, Brodskim, także o prawie nieznanym, ale dobrym rosyjskim poecie emigracyjnym Korwin-Piotrowskim (notabene był on Polakiem z pochodzenia). Zazwyczaj nie planuję swojego pisania. To jakoś przychodzi samo, albo nie przychodzi. Bywają niekiedy zamówienia. Ostatnim takim była właśnie książka o Wilnie, napisana dla niemieckiego wydawnictwa w związku z tym, że stolica Litwy ma zostać ogłoszona „kulturową stolicą Europy” w 2009 roku. Wydałem także zbiór swoich przekładów poetyckich pt. Kitaip (Inaczej). Tłumaczyłem na litewski z różnych języków m.in. Miłosza, Norwida, Szymborską, ale nie tylko, również rosyjskich, angielskich, francuskich i hiszpańskich poetów. Z tego w ciągu wielu lat złożyła się dość duża książka.
Z Tomasem Venclovą rozmawiał Piotr Jurkiewicz, Miesięcznik Odra, październik 2008
Syn trzech literatur, Miesięcznik Odra, październik 2008.
23 lutego 2012 15:37
„Syn trzech literatur”
70-lecie urodzin Tomasa Venclovy
– No, tej książki na Litwie, albo w Litwie, jak teraz Litwini wolą mówić, nikt jeszcze chyba nie przeczytał. Bardzo niedawno ukazało się wydanie polskie, a także niemieckie. Niektórzy ludzie u nas oczywiście mogliby to zobaczyć, ale nic więcej.
Prawdopodobnie ta książka po litewsku w ogóle się nie ukaże, pomimo tego że manuskrypt jest napisany w moim ojczystym języku. Nie ukaże się, ponieważ Litwini doskonale znają swoją historię, chociaż nie zawsze patrzą oni na historię w ten sam sposób, co Polacy (albo i Niemcy). Także i dla Polaków większość z poruszanych przez mnie tematów są to rzeczy znane, bo mówię o Mickiewiczu, Piłsudskim itd. Należy jednak pamiętać, że książka ta napisana została przede wszystkim z myślą o czytelniku niemieckim, który naprawdę niewiele o tym wie.