Słowo rani, czasem zabija. Słowo ocala, wyraża miłość. O etosie kultury dialogu w dużej mierze decyduje język, którym się posługujemy, w znacznym stopniu dziedziczony, ale także kształtowany przez nas na co dzień z ludźmi, z którymi dzielimy życie. Przygotowując w Mostarze warsztaty, w których poznawać mieliśmy rzemiosło i tajemnice budowaniem mostu, nie mogliśmy pominąć Warsztatu Słowa. Wszak jest ono podstawowym budulcem i narzędziem pracy Neimara.
Miejsce do pracy nad słowem otrzymaliśmy znakomite – starą medresę, zawieszoną na skalistej skarpie Neretwy, w bezpośrednim sąsiedztwie Starego Mostu, z niewielkim ogrodem na dolnym dziedzińcu i księgami Koranu na półkach wewnątrz. Mufti Mostaru, który nam to miejsce polecił, doskonale wiedział, że w upalnym i gwarnym od turystów mieście, to miejsce zapewni nam cień, ciszę i skupienie. Ustawiliśmy tam swoją bibliotekę i trzy warsztaty związane ze słowem w dolnych salach: Księgi, Opowieści i Słowa.
Jednym z istotnych zagadnień związanych z kulturą dialogu w społeczności pogranicza jest kwestia kompetencji językowej mieszkańców, to jakimi językami mówią, czy znają języki sąsiadów i czy władają językiem wspólnym dla wszystkich. Bywa, jak na przykład w przypadku Czerniowiec, stolicy habsburskiej Bukowiny, że mieszkańcy są wielojęzyczni, mówią w sposób naturalny pięcioma a nawet sześcioma językami, a przy tym posiadają swoją lingua franca (na Bukowinie był to język niemiecki). Bywa, jak np. ma to miejsce w Polsce, że język dominujący, kulturowo lub administracyjnie, wypiera pozostałe, doprowadzając do ich zaniku, czemu starają się przeciwstawić działacze poszczególnych grup. Bywa także i tak, choćby na Kaukazie, że sąsiedzi nie znają nawzajem swoich języków, w tym również języka państwowego, co jeszcze bardziej pogłębia ich izolację.
Wszystkie te sytuacje mogą prowadzić do napięć i konfliktów wewnątrz społeczności wielokulturowych, mogą stanowić oręż walki różnej maści ideologów i polityków, jak również – odpowiednio rozwiązane – scalać wspólnotę i przyczyniać się do jej rozwoju cywilizacyjnego.
W Mostarze przed wojną lat 1992-1993 mówiono wspólnym, tzw. serbsko-chorwackim językiem. I choć dzisiaj także nie ma problemu w tym, aby mieszkańcy rozumieli się wzajemnie, istnieją tu dwa odrębne języki: bośniacki i chorwacki. Tak, jak w dobie tworzenia wspólnego języka (przełom XIX/XX w.) szukano wszystkiego, co łączy języki południowosłowiańskie, tak teraz szuka się wszystkiego, co je dzieli: Bośniacy sięgają do tradycji otomańskich i islamskich, a Chorwaci do korzeni łacińskich i katolickich. Dzisiaj, poprzez odwołanie się do niuansów kulturowych obecnych w języku, można łatwo zarówno kogoś zranić czy zdeprecjonować, jak i wykonać wobec drugiej osoby przyjacielski gest lub okazać jej respekt. Wszystko zawiera się w języku.
Choć kwestie przywołane wyżej trudno bagatelizować, to jednak nie one stanowią najistotniejszy problem związany z językiem we współczesnych regionach pogranicza i w miastach takich jak Mostar, Birmingham czy Sejny, w których mieszkają uczestnicy naszego warsztatu. Tym problemem jest język, który nazywałby to, co wspólne, co przynależy do wielokulturowego dziedzictwa, co łączy jego mieszkańców i tych wszystkich, którzy żyli tutaj przed nimi. Takiego języka dramatycznie brakuje na pograniczach i w wielokulturowych centrach współczesnego świata – został zapomniany, ocenzurowany, wyparty w sferę niebytu przez ideologów odwiecznych podziałów, opartych na odrębności ras, narodów, wyznań, płci itd. Przez ostatnie dwa stulecia toczyli ze sobą wojny w najróżniejszych sferach naszego życia, w związku z czym język, którym w rezultacie władamy jest językiem konfrontacji, obrony własnej odrębności, przeciwstawienia się innemu. Razem ze swoim językiem zamieszkujemy odrębne dzielnice wielokulturowych miast, osobne światy, mahale i getta, nie władamy natomiast językiem – tak jak nie ma też takiej przestrzeni w naszym otoczeniu – agory, miejsca spotkania, wspólnego budowania, przebaczenia, dialogu, bycia razem w różnorodności i odmienności.
Poznawaniu i odpamiętywaniu języka agory poświęcony był Warsztat Słowa. Uznaliśmy, że stanowi on jeden z podstawowych budulców i narzędzi w pracy Neimara. Nie można wznieść trwałego mostu, bez ustanowienia języka, który go wyraża. Nie można poznać tajemnicy mostu, bez poznania języka, w którym zapisana jest Księga Mostu. Znaliśmy języki narodowe, z którymi często łączą się religia i kultura, do których przynależymy; znaliśmy już związane z nimi mity, opowieści, wierzenia i obyczaje. Teraz mieliśmy poznać – a może w jakimś stopniu też współtworzyć – język, którym posługują się budowniczowie mostów, Neimarzy.
Miejsce, w którym pracowaliśmy, podobnie jak bardzo wiele podobnych mu, podzielonych konfliktami miejsc na świecie, bardzo potrzebowało przypomnienia mitu pogranicza, takiej opowieści na nowo gromadzącej (jak ongiś na mostarskim Majdanie bywało) różnych ludzi pod jednym dachem czy sklepieniem nieba. Wyruszyliśmy na poszukiwanie języka, który na nowo scalałby różnokolorowe kawałki rozbitej mozaiki, dopasowywałby je do siebie i tworzył dla nich spoiwo.
Sposób w jaki został zbudowany Stary Most w Mostarze stanowił doskonałą inspirację dla ustanowienia porządku pracy w trakcie Warsztatu Słowa. Najpierw na obu brzegach rzeki Neretwy wzniesiono dwie wieże: Tarę i Halebiję. Symbolizują one wszystko, co związane jest z osobnym brzegiem, naszą odrębnością i potrzebą obrony własnej tożsamości.
Tworząc Słownik Budowniczego Mostu, staraliśmy się odnaleźć takie słowa, które wpisywałyby się w przestrzeń obu wież i odpowiadały ich symbolice – słowa mówiące o podziale, zróżnicowaniu, jednostkowości itd. Trudno powiedzieć, aby ich wymowa była negatywna. Byłoby tak, gdyby wieże pozostały tylko osobnymi wieżami. Pamiętaliśmy jednak, że stanowią one przęsła mostu i zarazem jego fundament, że bez nich nie byłoby mostu.
Następnie przystąpiliśmy do zapisywania przestrzeni pomiędzy wieżami, przestrzeni spełnienia cudownego kunsztu Neimara, który wieżę czyni tylko częścią całości, otwiera ją w stronę drugiego brzegu i przemienia w ramię wyciągnięte ku spotkaniu. Szukaliśmy słów oddających tą przemianę, przypisanych dialogowi i spotkaniu z Innym, zapisanych w tej przestrzeni pomiędzy, której materię nazywaliśmy latającym dywanem, płaszczem derwisza, koszulką ikony czy jedwabną zasłoną. Na niej umieszczaliśmy słowa z zasłyszanych opowieści starszych ludzi i z mądrych książek, słowa, które stanowią o tym, że po odsłonięciu zasłony, po zdjęciu tej kunsztownie tkanej materii, w przestrzeni pomiędzy wieżami trwa zawieszony łuk mostu, po którym człowiek może przejść nad przepaścią na drugą stronę, bądź też spotkać na nim ukochaną osobę.
Często zdarzało się, że słowa zapisywane przez nas w Słowniku Budowniczego Mostu istniały we wzajemnej relacji do siebie, bądź też chcieliśmy podkreślić możliwe do odczytania odniesienia pomiędzy nimi – w takim przypadku oznaczaliśmy tą samą cyfrą słowa, które w naszym przekonaniu dopełniają lub oświetlają się wzajemnie.
Podczas całego warsztatu w Mostarze językiem porozumiewania się był angielski. Czasem tylko, podczas wieczornych opowieści czy niektórych warsztatów odwoływaliśmy się do pomocy tłumaczy. Niezależnie od tego uczyliśmy się nawzajem swoich języków. Zwłaszcza Mostarianie czynili niezwykłe postępy i pod koniec warsztatu potrafili zwracać się do swoich polskich przyjaciół całymi zdaniami w ich języku. Najwięcej jednak nauczyliśmy się słów związanych z dziedzictwem kulturowym Bośni i Hercegowiny – poznawaliśmy ich historyczne i religijne konteksty, ich źródła w językach słowiańskich, ale także w łacinie, perskim, arabskim czy tureckim. Słowa takie jak steczak, derwisz czy komszija pozostaną już trwałym elementem naszej świadomości kulturowej.
Pracując nad Słownikiem Budowniczego Mostu zastanawialiśmy się nad cechami, które przypisane powinny być współczesnemu Neimarowi. Jakie wartości powinien reprezentować w dzisiejszym świecie budowniczy mostów? Wszyscy uczestnicy warsztatu chcieli być uczniami Neimara, ale co to znaczy? Na czym polega jego kunszt? Jak praktycznie można go wykorzystać w życiu? O co byśmy chcieli go zapytać uwzględniając własną sytuację życiową i uwarunkowania środowiska, w którym przyszło nam mieszkać?
Z takich pytań i refleksji zrodził się List do Neimara. Każdy dopisał do niego własne zdanie, myśl, słowo, pytanie. Jego ostateczna wersja nie jest dosłownym przepisaniem wszystkich kartek ze zdaniami, które zostały zapisane podczas warsztatów w Mostarze. Redagując List unikałem powtórzeń, wprowadzałem stylistyczne poprawki, dążyłem do ujednolicenia formy i możliwie pełnego wyrazu refleksji, które zrodziły się podczas wspólnych rozmów i spotkań. Można więc powiedzieć bez cienia wątpliwości, że każdy z uczestników warsztatu jest jego współautorem. Można również powiedzieć, że i ja – pobudzony dociekliwością intelektualną i wrażliwością emocjonalną młodych ludzi – zaangażowałem się w proces pisania tego Listu.
Podobnie rzecz się ma z Litanią Dobrego Mostu, choć w tym przypadku wkład pracy redaktorskiej i stylizatorskiej jest z pewnością większy. Od początku naszych zajęć uderzyło mnie, z jak wielkim zaangażowaniem emocjonalnym młodzi ludzie mówią o Starym Moście w Mostarze. Dotyczyło to oczywiście przede wszystkim samych Mostarian, którzy o swoim moście nigdy nie mówili jak o rzeczy materialnej, tylko jak o ludzkiej istocie, i to bardzo bliskiej. Podobnie jednak do Starego Mostu zaczęli odnosić się przybysze z Polski i Wielkiej Brytanii, którzy nie tylko poznali jego estetyczne piękno, ale także dramatyczną historię i szczególny stosunek do mostu mieszkańców Mostaru.
Pomyślałem, że ten szczególny emocjonalny stosunek do mostu powinien znaleźć swój wyraz w formie poetyckiej. Przystąpiliśmy więc wspólnie do tworzenia Litanii Dobrego Mostu. Pisanie poezji to nie była silna strona młodych ludzi, z którymi pracowałem w medresie. Zdecydowana większość z nich nigdy wcześniej nie pisała wierszy i raczej nisko oceniała swoje umiejętności władania piórem. Bardzo ciekawym doświadczeniem było towarzyszyć temu procesowi pracy nad Litanią Dobrego Mostu, procesowi, który z jednej strony napotykał na opór niewiary we własne możliwości i w to, że słowo może być środkiem własnej autoekspresji, a z drugiej strony starał się wyrazić silne emocje, przeżycia i refleksje, które nie dawały spokoju i domagały się ujścia. W efekcie u wielu młodych ludzi ujawniły się ciekawe pokłady twórczych możliwości i jakaś niezwykła siła i świeżość ekspresji poetyckiej, która nas wszystkich podczas warsztatu zaskoczyła.
Formą poetycką, do której w naturalny sposób się odwołaliśmy, jest litania – rozbudowany, inkantacyjny, ze stałymi elementami rytmicznymi wers dziękczynny, błagalny i refleksyjny, przypominający modlitewną inwokację, po którym następuje wspólnie wypowiadana formuła, powtarzająca się w tym samym brzmieniu po każdym wersie. Brzmienie tej formuły zbudowaliśmy na wzorcu tryptyku z wypowiedzi młodych ludzi, które padły podczas warsztatu w trzech językach – angielskim, polskim i bośniackim - i odnosiły się do trzech pytań: o most, o mnie oraz o przewodnika i cel drogi. Dobry, który pojawia się w bośniackiej części formuły, jest imieniem przewodnika duchowego lub przywódcy wspólnoty, które zaczerpnęliśmy ze średniowiecznej tradycji Kościoła Bośniackiego, poznając ją podczas podróży po Bośni i Hercegowinie, ze steczaków i książek.
Litania Dobrego Mostu w swojej formie odwołuje się także do tradycji godzinek [ang. cannonical hours] i zawiera łącznie 24 inwokacje do refleksji i duchowej kontemplacji na każdą godzinę doby.
Oba teksty, List do Neimara oraz Litania Dobrego Mostu, mają charakter bardzo osobisty i zawierają cząstkę przeżyć i refleksji każdego z uczestników Warsztatu Słowa.
Krzysztof Czyżewski