Po lekturze Okruchów nie można mieć wątpliwości, że ich autora znamionuje głębokie poczucie jedności z przeszłymi pokoleniami jego narodu. Na najnowszą książkę Josifa Burga składają się pełne ujmującej prostoty i "ciepłych, soczystych słów języka jidysz" opowiadania, które ukazują powikłane, tragiczne losy żydowskich bohaterów. Wielu z nich przetrwało jedynie w pamięci pisarza: Mojdl Krawiec, który na rozklekotanej maszynie wyszywał w zachwycie prawdziwe dzieła sztuki, Berke Czuchon - niepokorny flisak, śmiało stawiający czoła zbuntowanym falom, czy Szifra Praczka - młoda wdowa, która przez siedem tysięcy wieczorów strzegła jedynego w swoim życiu skarbu, zaręczynowego pierścionka, i w końcu oddała go sierocie. Kolejność, w jakiej pojawiają się poszczególne historie, nie podlega żadnej autorytatywnej i niewzruszonej zasadzie, lecz odpowiada kapryśnemu porządkowi pamięci, przechowującej okruchy dawno minionego czasu. Ocalałe od zapomnienia, a przy tym barwnie odmalowane przez pisarza fragmenty żydowskiego świata składają się na swoiste malowidło, na którym z wolna - w tempie, w jakim wzrok patrzącego przesuwa się po płaszczyźnie obrazu - ukazuje się miasteczko u podnóża bukowińskich Karpat, od pokoleń zamieszkane przez Żydów. Niespieszny rytm opowieści oraz zwięzłość tomu sprawiają, że można go - podobnie jak obraz - ogarnąć jednym spojrzeniem. W takim ujęciu dzieje zyskują wymiar przestrzenny, a pisarz zwiedza przeszłość, jakby spacerował wzdłuż wielkiego fresku.
Miejscami świeże farby przesłaniają pierwotny rysunek. Nowa, gwarna restauracja ze szkła i metalu stoi na tym samym miejscu, na który niegdyś stała wiejska karczma z szynkarzem talmudystą. Tutaj flisacy, po całym dniu prób wynajęcia się do pracy, wieczorem przychodzili, by w winie topić smutek i biedę. Narrator opowieści, siedząc przy biało nakrytym stoliku, powoli pije napój Dionizosa, tak jak pięćdziesiąt lat wcześniej robił to jego ojciec, który - gdy w domu znikały resztki jedzenia - szedł ukoić rozpacz w karczmie, a potem - "szukał drogi do domu i budząc śpiące uliczki chrapliwym głosem sprzeczał się z nocą", pewnego zaś wieczoru niemal nie przegrał w karty własnej żony. Wiele jest w zbiorze Josifa Burga takich opowieści, poruszających i naznaczonych zadumą. Autor kroczy śladami swojej przeszłości, a pod jego spojrzeniem odżywają dawno minione zdarzenia. Wystarczy, że ujrzy furmankę wyładowaną świeżo skoszonym sianem - już wjeżdża starym, skrzypiącym wozem do swojego odległego dzieciństwa. Nie jest ono wszakże jedynym tematem książki. W nie mniejszym stopniu są nim także losy wielu Żydów rozsypanych po świecie, gorzko doświadczonych, okaleczonych na duszy. Do galerii tych postaci należy postarzała aktorka Mali, którą los - utkany z bolesnych wątków - rzucił daleko od rodzinnej Galicji, jej sparaliżowany mąż, wyczerpany fizycznymi cierpieniami - śladami Workuty, czy wreszcie Kamil Berger - dawniej Milke Topolak, wychowany w rodzinie ubogich flisaków na skraju Karpat, dziś turysta zza oceanu, szukający śladów swego domu w mieście, w którym nikt już na niego nie czeka.
Najściślej zespolona z losami bohaterów przyroda znajduje swoje odbicie nawet w ich twarzach, jak choćby w przypadku ocalałego z rzezi w Babim Jarze starca z opowiadania Kawałek suchego chleba, którego poorana zmarszczkami twarz przypomina karby starego drzewa. Równie chętnie posługuje się autor poetyckim zabiegiem personifikowania zjawisk natury. W kreowanym przez niego świecie wierzba spogląda ze smutkiem, wodospad lamentuje, a wiatr niesie się jak stłumiony płacz. Nader charakterystyczne jest to obdarzenie przyrody właściwością współodczuwania głęboko tragicznego żydowskiego losu. To dlatego w opowiadaniu Josifa Burga szum drzew brzmi "jak ostatni płacz całego plemienia zamordowanych Żydów".
W tomie rozbrzmiewa tęskna, liryczna nuta. Trudno uniknąć pytania, czy nie nazbyt liryczna. Przy całej swojej urodzie opowieści składające się na Okruchy nie są wolne od nadmiernej czułostkowości i schematyzmu. Bohaterowie, zapisani w pamięci narratora, ukazani są wyłącznie jako mężni, niezłomni, szlachetni, pełni bezgranicznej dobroci. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zapamiętane dzieciństwo uległo idealizacji. Wydobywanie z zakamarków pamięci fragmentów wspomnień jest działaniem o tyle ryzykownym, że wiedzie do odtwarzania subiektywnej wizji przeszłości, nie zaś jej samej. Josif Burg świadom jest tego ryzyka. Zasłyszaną w Moskwie i z patosem odmalowaną w opowiadaniu Dwa światy... opowieść o aresztowanym przez Rosjan Żydzie kończy znamiennymi słowami: "Być może historia ta miała inny przebieg. Nie chciałem jednak, by coś przeszkodziło mi swobodnie oświetlić ją światłem mojego wewnętrznego wzroku".
To nader istotna uwaga. Nakazuje zachować ostrożność wobec aparatu tak kapryśnego jak ludzka pamięć. Zygmunt Mycielski w tomie własnych wspomnień zanotował: "Wyrzucamy [z pamięci] wszystko, co nie pasuje do naszego wyobrażenia, wszystko, co jest nam niewygodne, przemilczamy (...) Tylko wielki pisarz (...) zdziera kolejne maski nawyków, dobiera się do tradycyjnych obrazków. Tylko on dyskutuje naprawdę ze światem i sobą samym".
Agnieszka Papieska, "Nowe Książki", 9/2001
Josif Burg, Okruchy, Sejny 2001, Fundacja Pogranicze