Tak, tak było
Co napisze "NYT”, jest święte, więc na ośmiu spektaklach "Kronik Sejneńskich”, jakie zagrała na deskach najsłynniejszego awangardowego teatru świata La Mama trupa nastolatków z sejneńskiego "Pogranicza”, były komplety widowni.
Amerykańska publiczność, często o środkowoeuropejskich korzeniach, chłonąc obraz, kiwała głowami: "Tak. Tak było!” Wychodząc z przedstawienia, ludzie żartowali: "Obok stoiska z książkami powinniście sprzedawać chusteczki” - i ocierali łzy wzruszenia.
- Podeszła do mnie starsza pani i powiedziała: To ja jestem ta Rachela ze spektaklu, ja się niedaleko urodziłam, to moja historia - opowiada Krzysztof Czyżewski, dyrektor Ośrodka Pogranicze. - Ludzie z nami zostawali, wypytywali.
Amerykanie byli ciekawi wszystkiego, drążyli, chcieli zrozumieć najdrobniejszy detal. Aktorzy martwili się, że napisy po angielsku zepsują nastrój, ale one musiały być. Nowojorczycy muszą rozumieć, o czym jest pieśń.
Wraca utracony świat
- Zauważyłem, że Amerykanie często proszą: Opowiedz mi swoją historię. Patrzą na świat bardzo indywidualnie. Mają zamiłowanie do konkretów, szukają autentyzmu - uważa Czyżewski.
Młodzież z Sejn była tym zaskoczona: - W Polsce jest tak: pokazujesz spektakl, ludziom się podoba, biją brawo i idą do domu. W Nowym Jorku po każdym przedstawieniu były dwie, trzy godziny rozmowy, pytali, skąd jesteśmy, skąd znamy pieśni, historie, jakie mamy marzenia - mówi grająca w "Kronikach” Kasia Ostrowska, 17-letnia uczennica LO w Sejnach. Ona też miała swoje spotkanie. Na końcu przedstawienia jest scena, w której każdy aktor podchodzi do wybranej osoby na widowni i opowiada historię tylko dla niej.
- Ci ludzie potem chcieli się nam za to odwdzięczyć, dawali cukierki, drobne upominki lub po prostu ciepłe słowa - opowiada Kasia. - Pani, którą wybrałam, przyszła mi podziękować. Nagle zaczęła opowiadać, że jej żydowska matka przyjechała z Polski, rozpłakała się...
- Każdy w Nowym Jorku przyjechał skądś. A tu młodzi z Europy opowiadają Amerykanom o świecie ich rodziców, dziadków, o który być może nigdy nie zapytali - zastanawia się Bożena Szroeder z Pogranicza, twórczyni spektaklu. Pytana podczas warsztatów przez amerykańskich studentów o to, na czym polega tajemnica tego teatru, odpowiadała: "Na tym, że się nie spieszę, że mam czas”. Pracuje z jedną grupą przez wiele lat. Młodzi spotykają się ze starszymi ludźmi, sami szukają historii, odkrywają je, spisują, dojrzewają do ich opowiedzenia.
- Trudno mi "Kroniki” nazywać spektaklem, to raczej opowieść o czymś, za czym tęsknimy, opowieść, która każdemu coś zwraca, a jeżeli nie zwraca, to woła - mówi Szroeder. - Chcemy przywołać dobrą pamięć, opowiadać o najlepszym sąsiedztwie. Pamiętam, jak po spektaklu w Litwie wstała jedna z kobiet i zapytała: Czyż Wilno nie zasługuje na swoje "Kroniki Wileńskie”?
Jeden starszy pan przyleciał na "Kroniki” w La Mamie z Chicago. Zobaczył spektakl trzy razy z rzędu i żałował, że nie widział wszystkich. Jego babcia urodziła się w Białymstoku, to był jej utracony raj. On miał do siebie pretensje, że nigdy tu nie przyjechał. Zwierzał się z tego młodzieży z Sejn. Obiecał, że się tu jeszcze wybierze.
Opowieść dla rodziców
Nastolatków z Sejn Stany szokowały i pozytywnie: tyle różnych ludzi, wszyscy otwarci, uśmiechnięci, taka energia, ruch, kolorowe noce, i negatywnie: karykaturalne psy w czapkach, widoczna bieda, samotność, pośpiech, bieg. WTC, które jest ziejącą czarną blizną w ziemi.
Specjalnie na NY przygotowali scenę o Morrisie Rosenfeldzie, proletariackim poecie, pochodzącym spod Sejn, bardzo popularnym w USA. W trakcie pobytu rozbudowali ją o jego wiersz o samotności. W ostatnią niedzielę, już po powrocie, zagrali spektakl rodzicom.
- Kiedy był recytowany wiersz Rosenfelda, wszystkimi nagle szarpnęło łkanie, wzruszenie - mówi Kasia. - Moja mama jak zwykle płakała. Mówiła potem, że zagraliśmy inaczej niż przed wyjazdem, że jest w nas nowa energia i prawda.
Urszula Dąbrowska, Kurier Poranny, 16 maja 2008
Sejny w Nowym Jorku
20 stycznia 2011 10:21
Maleńkie Sejny stały się wydarzeniem w wielkim Nowym Jorku. Andy Webster, recenzent "New York Times”, chwalił.
Maleńkie Sejny stały się wydarzeniem w wielkim Nowym Jorku. Andy Webster, recenzent "New York Times”, chwalił: "Ten trwający godzinę spektakl jest skromnym i przejmującym wyrazem respektu dla współistnienia kultur, odczynionym przez zespół, którego sile nie sposób się oprzeć. To pokorny triumf, lecz sprawa, w imię której został osiągnięty, zawsze warta jest podjęcia walki”.