W Czerniowcach, w kawiarni "Pod Czarnym Orłem", zanim się dotarły tu plagi komunizmu i hitleryzmu, abonowano sto dwadzieścia dzienników z całego świata. W Krakowie zaś, mieście ostatnio przez plagi oszczędzanym, wychodzącego w Sejnach pisma "Krasnogruda" - z miłym nadtytułem: Narody, Kultury, Małe Ojczyzny Europy Środkowo-Wschodniej - choć nie jest dziennikiem, lecz kwartalnikiem, kupić nie sposób.
Pojawia się - szkoda, że nie w kawiarniach - w kilku zaledwie księgarniach i jest porywany przez wtajemniczonych. "Krasnogruda" wychodzi od 1993 roku. Ukazało się już dziewięć numerów, każdy ma ponad dwieście stron. Ostatni poświęcony jest wspomnianym już Czerniowcom, Bukowinie i poecie stamtąd - Paulowi Celanowi.
Numer otwiera tekst dobrze zapisanego w pamięci krakowian Emila Brixa. Do 1993 r. konsula austriackiego i honorowego obywatela naszego miasta. Z jego "Pochwały miast Europy Środkowej", mówiącej o ich przyszłości i wartościach, jakie taszczą do Europy, wystarczy wyjąć jedno zdanie: "Jeżeli Budapeszt zechce być miastem tylko węgierskim, a Wiedeń austriackim, wówczas obu im uda się zostać jedynie miastami prowincjonalnymi" - i w Krakowie warto o tym pamiętać.
Potem jest dużo o Czerniowcach, i to z różnych stron. Są więc wiersze najważniejszego poety powojennego Paula Celana ("jedyny liryczny odpowiednik dzieła Kafki"), w tym "Fuga śmierci" przetłumaczona na cztery języki. Celan z Czerniowiec, po koszmarnych przeżyciach wojennych, przez Bukareszt i Wiedeń dotarł do Paryża. W każdym z tych miast pisał i cierpiał. W 1970 popełnił samobójstwo, skoczył do Sekwany. O jego wierszach i życiu piszą m.in. Feliks Przybylak, Israel Halfen i Petre Solomon. Swe podróże do dzisiejszych Czerniowiec świetnie opisują Krzysztof Czyżewski i Helmut Böttinger.
Jest wreszcie znakomity fragment nie wydanej (chyba) w Polsce, autobiograficznej książki urodzonego na Bukowinie Gregora von Rezzoriego - "Pamiętniki antysemity". Komiczne historie w katastrofalnych sytuacjach.
W "Krasnogrudzie" jest jeszcze jedna rzecz, którą gorąco polecam, to reportaż etnografa Adama Bartosza. Znanego twórcy tarnowskiej stałej wystawy poświęconej Cyganom. Tu Bartosz pisze o Żydach. Nie ma ich już w Bobowej, ale wystarczy wsiąść do boeinga 767, by znaleźć się w prawdziwym bobowskim sztetlu. To kilka ulic Brooklynu. Na rogu 15 alei i 48 ulicy stoi bowiem bobowska synagoga. Wokół chedery, jeszywy, mykwy i piekarnie macy. Chasydzi. Bartosz rozmawia z 88-letnim rabinem Salomonem Halbersztamem cadykiem z Bobowej. Człowiekiem otoczonym mitem cudotwórcy. Rozmawiają po polsku. Skupieni wokół młodzi uczniowie nie rozumieją ani słowa. Są wstrząśnięci, że świątobliwy mówi do goja w jakimś niezrozumiałym języku: - Pan z Polski? Co pan robi w Polsce? A co w Ameryce? Jak to ładnie, że pan do nas przyszedł. Jeszcze wspomnienie o Bobowej i Tarnowie i cadyk musi iść, bo mu obiad stygnie.
Autor pisze dalej, że te parę zdań urosło w opowiadaniach poruszonych chasydów do długiej i ważnej rozmowy. Cadyk pytany później przez nich, o czym rozmawiał z Polakiem, powiada, że to tajemnica.
Chasydzi poprosili Bartosza o umieszczenie na odnowionym w Bobowej cmentarzu dwóch tablic, na jednej z nich ma być napis określający go jako "Sprawiedliwego wśród narodów świata". - Nie mogłem się na to zgodzić - pisze autor. Sprawa oparła się o cadyka z Bobowej, który potwierdził, że napis ma brzmieć właśnie tak. Trudno sprzeciwiać się patriarchom.
I na koniec cytat. Szef "Algemaine Journal", największej żydowskiej gazety w Ameryce, pyta uporczywie autora, który tłumaczy mu, że nie istnieje już żadna administracyjna jednostka o nazwie Galicja: - To znaczy, że ludzie nie mówią: jestem z Galicji? Czy to znaczy, że nie wiedzą, gdzie jest Galicja? To jak się teraz nazywa Galicja?
Tym, którzy "nie mówią i nie wiedzą", polecam dziewiąty numer wydawanego w Sejnach pisma "Krasnogruda".
STANISŁAW MANCEWICZ
"Gazeta w Krakowie"
Krasnogruda nr 9, Sejny 1998, Pogranicze.