Norman Manea, odnoszący coraz większe sukcesy na amerykańskim rynku wydawniczym, jest Żydem pochodzącym z Rumunii. Rozpoczął karierę literacką w Stanach Zjednoczonych pisząc w języku angielskim. Publikował już wcześniej w Rumunii (i po rumuńsku), miał jeszcze w czasach rządów komunistycznych pewne sukcesy i jednocześnie zaznał represji ze strony cenzury. Od 1986 jest na Zachodzie, a od 1988 w USA. Tom O klownach zawiera nie tylko szkice poświęcone rozrachunkom pisarza z rzeczywistością rumuńskiego komunizmu - znajdziemy tu również spojrzenie autora na inne aspekty rumuńskiej historii i kultury. Przede wszystkim Manea rozpatruje znaną sprawę zaangażowania światowej sławy rumuńskiego religioznawcy Mircei Eliadego w działalność polityczną przedwojennego ugrupowania prawicowego "Żelazna Gwardia". Wydaje się jednak, że zarówno ten esej, jak i inny, poświęcony rumuńskiemu dyktatorowi Ceauşescu, niewiele wnoszą do naszej wiedzy na ten temat (choć może inaczej sprawa wygląda z zachodnim czytelnikiem).
Prawdziwą natomiast dla mnie rewelacją są takie szkice, jak np. Recenzja cenzora, Historia pewnego wywiadu, gdzie na kanwie relacji ze swoich perypetii z rumuńską cenzurą Manea penetruje, dość już znaną, choć jeszcze nie w pełni, sferą komunistycznego terroru, lecz także skupia się na innej socjotechnice komunizmu - manipulacji. Interesuje go ten okres w dziejach komunizmu, gdy "pojawiło się (...) już młodsze pokolenie działaczy, którzy ukończyli studia uniwersyteckie, mieli doktoraty i zaliczali zagraniczne staże. Cyniczna dwulicowość tego pokolenia od początku była widoczna". Wymiana pokoleniowa wiązała się z charakterystyczną zmianą stosowanych technik. Terror lub oddziaływanie czysto administracyjne starano się zastąpić lub uzupełnić manipulacjami propagandowymi. W arsenale tych ostatnich środków niepoślednią rolę odegrała organizowana krytyka, kontrolowany pluralizm, zdalnie sterowany dialog. "Partii udawało się stopniowo zastępować autentyczną inteligencję (coraz bardziej izolowaną, biedną i sterroryzowaną) jakąś podróbką, uprzywilejowaną ťelitąŤ - pisze Manea. - Co więcej, pozwalała nawet owej groteskowej namiastce elity na wątpliwą, dobrze wynagradzaną i manipulowaną przez siebie kontestację. Wydawano w dużych nakładach najróżniejsze powieści i poematy demaskujące nadużycia, popełnione w mniej lub bardziej odległej przeszłości. Pisywali je oficjalni pisarze, dobrze opłaceni za tę obłudną kontestację na zamówienie".
Czy ten okres w dziejach komunistycznego systemu można traktować jako postęp w porównaniu z wcześniejszym, terrorystycznym i pałkarskim, niejednokrotnie zbrodniczym? W jakiejś mierze na pewno. Rezygnacja z przemocy fizycznej lub ograniczenie jej można uznać za pewne ucywilizowanie systemu, tym bardziej był on jednak groźny w sferze duchowej. Specyficzna, przynajmniej dla polskich warunków, była swoista zdolność do metamorfozy, wręcz mimikry. Jakże charakterystyczne były tu lata osiemdziesiąte, gdy jedno oficjalne pismo udawało XIX-wieczny organ polskiego pozytywizmu, inny zaś wydawany pod oficjalnymi auspicjami miesięcznik epatował artykułami o ezoteryce, erotyce, narkotykach itd. Kogóż to wtedy nie mieliśmy? Wybierać można było wśród aparatczyków-liberałów, aparatczyków-narodowców, aparatczyków-hippisów, a także wśród najdziwniejszej na świecie rasy aparatczyków-nieaparatczyków. Manea z nieprawdopodobną wrażliwością i intuicją opisuje te formy oddziaływania ówczesnego systemu, zdając sobie w pełni sprawę z zagrożeń moralnych i intelektualnych tamtego stanu rzeczy. O swoim ubeckim nieproszonym interlokutorze pisze, że "nie nalegał, nie przesłuchiwał, nie zmuszał mnie do wyznań, po prostu z układaną dwulicowością prowadził dialog. Uśmiechnął się ironicznie, z wyższością, kiedy odrzuciłem jego zaproszenie na kolejne "przyjacielskie spotkanie".
Autor po mistrzowsku opisuje i analizuje zjawisko rozłączności między komunikacją w sferze publicznej i prywatnej. Rozłączność ta obejmowała, co zrozumiałe, nie tylko tych, którzy byli poddani systemowi, lecz także przedstawicieli samego aparatu władzy. W prywatnej lub półprywatnej rozmowie funkcjonariusz służby bezpieczeństwa niejednokrotnie okazywał się bardziej "zachodni" niż jego posądzany o opozycyjność rozmówca. Czy udawał? A jeżeli tak, to przed kim, czy tylko przed innymi, czy przed samym sobą? Manea skupia się na opisie zjawiska. Nie jest jednak bezzasadnym pytanie, czy same zmiany ustrojowe są w stanie zatrzeć w zbiorowej i indywidualnej psychice ślady tych rodzących powszechną nieufność zabiegów manipulacyjnych, tym bardziej że wnikały one w najgłębsze warstwy ludzkiej psychiki.
"Czułem się nieswojo - opisuje Manea swe wrażenia z rozmowy z funkcjonariuszem securitate - nie mogłem znaleźć miejsca ani odpowiednich słów. Dziwaczna, pokrętna, wyalienowana istota, byłem czymś w rodzaju głuchoniemego jąkały, który nie bardzo wie, na jakim świecie i po co żyje. Co za kontrast z moim rozmówcą, tak bardzo swobodnym, racjonalnym, dobrze ułożonym, takim chłonnym i przepełnionym dobrymi chęciami". To przecież już nie konfrontacja opozycjonisty z funkcjonariuszem władzy, ale coś więcej - to próba przekształcenia psychiki człowieka w psychikę bezwzględnie zależną, zakompleksioną, nie marzącą nawet o samodzielności.
Ciekawe eseje Manei konfrontują nas ponownie z może zbyt skwapliwie zapomnianą przeszłością, zmuszając do pytania nie tylko o jej polityczne czy ekonomiczne konsekwencje, lecz przede wszystkim o psychiczne urazy pozostawione przez przeszłą epokę i o duchową kondycję przeżywającego je człowieka.
Grzegorz Pyszczek, "Nowe Książki" 12/2002
Norman Manea, O klownach. Dyktator i Artysta. Sejny 2001, Fundacja Pogranicze.