>>Studenci z Toronto mieli szczęście: gdyby nie dar wykładowcy, pewnie niełatwo przyszłoby im przyswoić opowieść tak niszową, jak dzieje czeskiej kinematografii początku XX wieku. Za sprawą Škvoreckiego udaje się to, nawet jeśli z przygód wczesnych naśladowców braci Lumière zapamiętamy głównie, że w czeskich produkcjach patriotycznych, masowo powstających w pierwszych latach niepodległości republiki, „występowały tłumnie największe postaci, ale w sztywnych, pergaminowych maskach, sporządzonych według ich dawnych portretów, więc efekt był taki, jakby odbywał się zjazd Frankensteinów”. Pierwsze etiudy dźwiękowe, dziwne losy aktorów w Protektoracie i koszmar hutniczych produkcyjniaków, stanowią jednak zaledwie wstęp do opowieści o powstaniu czeskiej „filmówki”, czyli FAMU – i narodzin czeskiej szkoły filmowej, pojawienia się plejady reżyserów, obdarzonych talentami hojniej jeszcze niż czeskimi znakami diakrytycznymi, udręką każdej korekty: Vera Chytilová i Jaroslav Papoušek, Jan Němec i Jiří Menzel, ich zabawy w kotka i myszkę z prezydentem i Pierwszym Sekretarzem Novotným „chodzącym z furii po ścianach” i skazującym kolejne książki na przemiał, a filmy, jako bardziej kosztowne, na bezterminową ciemnicę w sejfach studia filmowego na Barrandovie. Wszystko to opromienione okładkowym uśmiechem Jany Brejchovej, uśmiechem, który skłania do przypuszczeń, że pramatka Ewa musiała być Czeszką.<<
"Praskie przedwiośnie" - o książce Josefa Škvoreckiego na łamach wPolityce.pl
31 lipca 2018 16:19
Wojciech Stanisławski w serwisie wPolityce.pl m.in. o Pradze lat 60. i wspomnieniach Josefa Škvoreckiego. Data publikacji: 19.06.2018