Poszukiwacze straconego czasu
Działający w Sejnach Ośrodek Pogranicze wydał niedawno - pod redakcją Bożeny Szroeder - "Kroniki sejneńskie". Dzięki temu Sejny doczekały się znakomitej, zarówno pod względem edytorskim jak i merytorycznym, publikacji, opowiadającej w barwny i niekonwencjonalny sposób historię tego miasteczka.
Religia, pal i historia
Mircea Eliade, rumuński filozof i religioznawca, pisał w jednej ze swoich licznych prac o pewnym, żyjącym na końcu świata, plemieniu koczowniczym, noszącym wszędzie ze sobą wielki pal, który - ustawiany na środku, w różnych miejscach pobytu - symbolizował owym ludziom środek (centrum) świata. Traf chciał, że pal ten złamał się i... plemię nie było już razem, a rozeszło się w różne strony świata. Okazało się, że ludziom tym zabrakło owego symbolu centrum świata - miejsca lub rzeczy, wobec której mogliby się w jakiś sposób określić. Zabrakło im punktu odniesienia.
Z historii powtórzonej za Eliadem wynika jedno - to, że wszyscy potrzebujemy jakiegoś punktu odniesienia, który stanowi o naszym istnieniu i utrwala nas w przekonaniu, że wszyscy żyjemy "po coś". Dla mieszkańców Sejn taką świętością, punktem odniesienia, czy - jak kto woli - centrum świata jest niewątpliwie nie religia, a historia. Bo jak ustanowić wspólny (o)środek religijny, wspólne uniwersum dla katolików, prawosławnych, filiponów, ewangelistów, mahometan i ludzi wyznania mojżeszowego, którzy mieszkali lub do tej pory mieszkają w Sejnach?
W stronę faktów
Historia w tyglu kulturowym, jaki były (są?) Sejny, jest tym jedynym uniwersum, do którego wszyscy mieszkańcy - zarówno Polacy, Litwini, Żydzi, Rosjanie, jak i Niemcy tutaj mieszkający - mogą odwołać się bez wyjątku, a także wobec którego mogą się w jakiś sposób określić. Przeszłość jest dobrem wspólnym, punktem odniesienia, który ułatwia wszystkim - bez względu na wyznanie czy narodowość - odnaleźć siebie w chaosie świata i stwierdzić, gdzie się tak naprawdę jest i żyje. Z tego punktu widzenia, co zresztą doskonale pokazują "Kroniki sejneńskie", historia - paradoksalnie - nie dzieli a łączy.
W części pierwszej "Kronik..." zostały zebrane fakty. Znaleźć tutaj można przedruki fragmentów najrozmaitszych historycznych publikacji dotyczących Sejn. Można np. dowiedzieć się, skąd się wzięła nazwa "Sejny", kiedy, gdzie i dlaczego w Sejnach przebywał Napoleon. Wszystko to okraszone bogatym katalogiem fotografii ludzi, miejsc i zabytków, a także fotokopiami dokumentów - legitymacji, świadectw chrztu i ukończenia szkoły sprzed kilkudziesięciu lat. A obok tego... spis abonentów sieci telefonicznej w Sejnach z 1934 r. i, zanotowany jakby od niechcenia, na marginesie strony "Kronik...", mówiącej o zamożnych Żydach mieszkających niegdyś w centrum Sejn, przepis na sękacz pani Ireny.
W stronę opowieści
Na drugą część "Kronik..." składają się opowieści 70-80-letnich obecnych mieszkańców Sejn, którzy doskonale jeszcze pamiętają np. fakt, że sejneńscy Żydzi mieli swój teatr i piłkarską drużynę "Makabi", że Starowierzy mieli "bajnie" (łaźnie-sauny), do korzystania z których zapraszali wszystkich. Opowiadają także o Żydówce, która otruła się z niespełnionej i daremnej miłości do Polaka, a także o tym, co... przemycali i z czym wracali z Litwy. Opowieści starszych to bardzo plastyczne i namacalne dopełnienie faktografii - historii pisanej zazwyczaj przez wielkie "H".
Rzeczą bardzo istotną jest również fakt, że opowieści dziadków spisały i zredagowały na potrzeby "Kronik" ich wnuki. Bo to nieprawda, że historia "odzyskana" w papierowych kronikach przetrwa wszystko. Dokumenty niszczeją, a trwa przede wszystkim pamięć, czyli obrazy niesłychanego zlepku kultur w owym centrum świata, przekazane wnukom. Po co? Po to chociażby, by - wyjęte z opowieści jednego z dziadków - zdanie, mówiące o tym, że "na lekcjach religii została z katolikami żydowska dziewczynka i nikomu to nie przeszkadzało" nabrało mocy sprawczej.
Piotr Brysacz
"Kurier Poranny" 29.10.2001