"A za Niemców w Trzeciej Rzeszy
to był Teschen, a nie Cieszyn
Mieszkało tu – nic nie szkodzi –
tylko kilka polskich rodzin."
Zbigniew Machej
Czytam notę biograficzną Zbigniewa Macheja, czytam ją, jak mi się zdaje, zbytecznie; życie i twórczość akurat tego poety znam dość dobrze, a powodem bliskości nie jest jedynie ziemia cieszyńska, z której obaj się wywodzimy. Są liczne inne powody. Ale czytam notę pomieszczoną na najnowszym, wydanym przez Pogranicze, zbiorze wierszy Zbyszka; przed chwilą tę niezwykłą książkę przeczytałem, zaraz przeczytam ją po raz drugi i trzeci, potem będę próbował o mocnym wrażeniu, jakie na mnie te wiersze sprawiły, parę linijek napisać. Na razie czytam notę, przypominam sobie tytuły poprzednich książek Macheja (brakuje mi w spisie - chyba że coś pomyliłem - "Słodkich żalów"?). Czytam inne dane, trafiam na dobrze mi znaną datę urodzenia i nagle uświadamiam sobie rzecz kompletnie mi nieznaną: otóż Machej ma 50 lat. Tak jest. Nie tylko mężczyzna, ale i poeta pięćdziesięcioletni. Stary? Nie da się powiedzieć: młody. Zdziwienie dalekie od retorycznego, choć teraz tylko za pomocą retoryki możliwe do wyrażenia. Jeszcze wczoraj?
Jeszcze wczoraj były praktyki robotnicze, wizyty u Kornela, Nagłos na Siennej, praskie wzloty (Macheja) i upadki (moje). Gdzie się podziały niegdysiejsze śniegi? Ano - powiem z zaolziańska - zostały przez służby miejskie wywiezione. "Gdzieś za miasto, na śmietnik albo do rzeki". Jak w wierszu "8 marca, wtorek". Śniegi zostały wywiezione i przyszła pięćdziesiątka. Już jak się zbliżała, było nie tęgo.
Śmierć "niewidzialny lokator wciąż zmieniający mieszkania" jeszcze wprawdzie "ukrywa się w szafie". Szafa stoi w domu, w którym "przed wojną mieszka / pan burmistrz Cieszyna / u którego bywał / nawet Śmigły Rydz / Po wojnie mieszkała / tu jakaś rodzina / ubecka, o której / już dzisiaj / nie wiadomo nic. / Potem lekarze / i nauczyciele / o których wiadomo / też bardzo niewiele. / A teraz mieszkamy tu my". Mieszkamy, żyjemy, jeszcze nie jest tak, że:
"oddech nie wraca
woda odpływa
już nie pamiętasz
jak się nazywasz
już krew się ścina
już puls zanika i już nie będziesz
jadł pił i sikał
i już nie będziesz
robił pod siebie
bo już w niebytu
będziesz potrzebie"
Jeszcze tak ostatecznie nie jest, nie jest wszakże dużo lepiej. Moim najszczerszym zdaniem jest gorzej. Jak w wierszu "Przed pięćdziesiątką": "W kuchni stres / w łazience stres / tak to jest / tak to jest / stres w klozecie / stres w sypialni / nie jesteśmy już normalni."
W sumie - oczywiście - daj Boże taką nienormalność i taką pięćdziesiątkę. Daj Boże choć paru poetom taki tom wierszy jak "Zima w małym mieście na granicy". Podtytułowa informacja: "Wiersze od Bożego Narodzenia do Wielkanocy 2005" mówi nie tylko o wielkiej erupcji pisarskiej. Ma też znaczenie kalendarzowe, przestrzenne i gatunkowe.
Czytam tę stupięćdziesięciostronicową książkę epicko-krótkie przeważnie wiersze są jak strofy poematu, jak zapiski w dzienniku, jak powiązane czasem, przestrzenią, ironiczną perspektywą relacji - szkice nowel. Podsłuchane cieszyńskie głosy, podpatrzone cieszyńskie obrazy, zaprotokołowane cieszyńskie rozmyślania są substancją jednolitą - jej ciężar przekracza wagę nawet wybitnego zbioru wierszy.
Cieszyn oczywiście jest i nie jest tu Cieszynem. Liczy się nie Cieszyn realny, a Cieszyn przez Macheja zapisany - które jednak z tych "małych miast" bardziej widmowe - do końca nie wiadomo. Są tu i wiersze domowe, i wersy o lustracji. Są kantaty Bacha, wino z Moraw i wejście do Unii. Jest zupełnie genialny tekst pt. "Zdążyć, Upadek" i równie niezwykła "Relacja z pierwszej połowy Niedzieli Palmowej". Jest upadły anioł w "Kauflandzie" i jest Adam Michnik - z braku miejsca, a też dla wzmożenia czytelniczej ciekawości przytaczam tylko cztery pierwsze linijki: "Zeszłej nocy mi się przyśnił / Czarnobiały Adam Michnik / Trochę przytył i poszarzał / Lecz nikomu nie zagrażał".
Samych bohaterów, częściej narratorów tych wierszy, samych cieszyniaków niektóre rzeczy powinny wzruszyć, zachwycić, dać im do myślenia oraz - ma się rozumieć - oburzyć święcie. Taka np. parafraza cieszyńskiej arcypiosnki, a w zasadzie hymnu, choć rzemieślniczo arcydzielna i socjologicznie arcyprzenikliwa na sucho poecie raczej nie ujdzie "Hej koło Cieszyna / stoi lipeczka / a pod tą lipeczką / stoi dzieweczka / stoi, stoi rozczochrana / niedokładnie pozbierana / przemarznięta i schrypnięta / na kierowcę TIR-a / czeka od rana." Wzburzonych mieszkańców ciężko będzie poecie uspokoić propozycją relaksacyjnej wyprawy pod Cieszyn: "wezmę cię za miasto / tam gdzie pachnie gnojem / może to ukoi / twoje niepokoje". Dla twórczości mocno osadzonej w terenie, a też w czasie, nawet mitycznym czy kościelnym - walka karnawału z postem jest tu walką cieszyńskiego karnawału z cieszyńskim postem - rytualne się szykują kłopoty.
Osobiście sentymentalnie reaguję na wiersze, w których widać Czantorię albo Kubalonkę - sentymentalizm mój ma się, nawiasem mówiąc, nijak do ujętej w klasyczną formę zgryźliwości autora: "Jakiś narciarz pod Czantorią / zaczepił mnie kijem. / Ja mu na to odburknąłem / swoim krzywym ryjem", ale też komizm Macheja bliski najosobliwszym i przez to najintensywniejszym komizmom literackim, bliski np. komizmowi Franza Kafki - to temat osobny. Z oczywistych powodów nie mogę opuścić wiersza "Gadanie":
"Ewangelicy, luteranie,
to nie to samo, co my, Panie,
to nie to, co my katolicy.
To my jesteśmy chrześcijanie
i zasiądziemy po Prawicy.
A ekumenizm to gadanie."
Tekst ten - prócz tego, że wiernie protokołuje pewien rodzaj popularnego nie tylko na ziemi cieszyńskiej myślenia - ma też wymowę uniwersalną - my lutry mianowicie nie tylko w głębi duszy myślimy tak samo: Katolicy - rzymianie / to nie to samo, co my, Panie itd.
Ciężka ta cieszyńska zima musiała być życiowo - pisarsko okazała się błogosławiona. Tym wydajniejsza i owocniejsza, że o ile dobrze pamiętam, czasem Zbyszka Macheja były zawsze sezony niepospolicie parne i upalne. A tu zima. O zimo owa! Powinien za najwybitniejszym swym kolegą zawołać poeta i udawszy się do cieszyńskich świątyń progu, za cieszyńsko-męczeńską zimę podziękować Bogu.
Jerzy Pilch, Dziennik.pl, 18 kwiecień 2008 05:38
Pilch: Zima w Cieszynie, Jerzy Pilch, "Dziennik", 18.04.2008
26 stycznia 2011 12:24
Zima w Cieszynie
Ciężka ta cieszyńska zima musiała być życiowo - pisarsko okazała się błogosławiona. Tym wydajniejsza i owocniejsza, że o ile dobrze pamiętam, czasem Zbyszka Macheja były zawsze sezony niepospolicie parne i upalne - pisze Jerzy Pilch, publicysta DZIENNIKA.