Dobrze jest mieć własne La Combe. Nawet skromniejsze, ale pozwalające otrząsnąć się z zadufanej pewności, że kultura kwitnie tylko w wielkich miastach. Zetknięcie się z pracami Ośrodka "Pogranicze - sztuk, kultur, narodów", który działa w Sejnach od 1991 roku, pozwala znakomicie wyzbyć się tej arogancji. Toteż rozmaite imprezy ściągają do Sejn wielu gości. Na ich oczach toczy się skromny, a zarazem niesłychanie doniosły eksperyment: kreowania kultury jednocześnie nowoczesnej i tradycyjnej, przynoszącej poczucie tożsamości, ale bez agresji wobec tego, co inne i obce.
Udało się wciągnąć w ten eksperyment sejneńską młodzież, na letnie imprezy ściągają Litwini, Białorusini, Węgrzy... Uczestnicy rozmaitych spotkań dyskusyjnych, koncertów i działań parateatralnych uczą się nawzajem siebie, przez co znika podział na nieoświecony lud i tych, co wiedzą lepiej. Niedawno "Pogranicze" obdarowane zostało przez Czesława Miłosza prawem do korzystania z jego rodzinnego dworu w Krasnogrudzie. Od tego miejsca wzięło nazwę pismo, które jest najnowszym przedsięwzięciem Ośrodka.
Komuś, kto nie styka się na co dzień z problemami pogranicza, może się wydawać, że nie jest to pismo dla niego. Tymczasem przeciwnie - i to z dwóch naraz powodów. Po pierwsze dlatego, że - jak pisze Csaba G. Kiss - "w szerszym znaczeniu pas Europy pomiędzy Bałtykiem, Adriatykiem a morzem Czarnym jest również pograniczem. Nie jest to Wschód ani Zachód, ale Wschód i zachód jednocześnie. Z bogatą wielobarwnością ludów, kultur, języków i wyznań stanowi on szczególną jakość". Zamieszkujemy pogranicze, nawet o tym nie wiedząc.
Ale o "pograniczu" należy mówić nie tylko w geograficznym sensie: jest ono wszędzie tam, gdzie spotykają się ludzie uznający rozmaite wzorce kulturowe. A zatem wszyscy znajdujemy się coraz bardziej na pograniczu, bo coraz więcej wśród nas ludzi żyjących inaczej. Jest to drugi powód, by czytać "Krasnogrudę", pismo o porozumiewaniu się wbrew odmiennościom.
W pierwszym numerze wypowiedzi takich postaci, jak Czesław Miłosz, Sergiusz Awierincew, György Konrad czy Josef Skvorecky skupiają się wokół trzech zagadnień.
Pierwsze to "MAŁA OJCZYZNA", miejsce, gdzie współistnienie obok siebie rozmaitych tradycji traktuje się jako cenny skarb, a nie zgubny spadek. Czy dominujący obecnie wzorzec państwa czystego etnicznie pozwoli takie mikroregiony ocalić?
Drugie zagadnienie to "EUROPA ŚRODKA" - mit czy polityczna i kulturalna rzeczywistość? Wiele jest ostatnio działań odwołujących się do marzeń o "Europie Środka" - jak niedawny warszawski festyn polsko-litewsko-białoruski pt. "Wielkie Xięstwo" - ale zazwyczaj, jak to się właśnie z "Wielkim Xięstwem" stało, jest to w gruncie rzeczy przebieranka, sentymentalny żart, po którym wracamy do naszej zgrzebnej, ni to wschodniej ni to zachodniej codzienności. Czy tak być musi nieodmiennie.
I wreszcie trzecie zagadnienie będące być może kluczem do odpowiedzi udzielanych na powyższe pytania na łamach "Krasnogrudy". To "APOKALIPTYCZNY TON W KULTURZE": Vaclav Bolohradsky pisze, że powstaje ono wtedy, gdy ktoś zaczyna wierzyć w bezwzględną wyższość własnej idei nad innymi. "W następstwie tego masowo umierają ludzie, a nie ich idee". Rolą współczesnego człowieka jest "wytwarzać przeciwciała dla apokaliptycznego tonu w kulturze, tej niszczącej choćby...", stawiać własne prawdy w powszechnym "rynku prawa" gdzie mogą być porównane i ocenione ze swej zdolności do współistnienia z innymi racjami. W tym właśnie pomaga "Krasnogruda" pytając o szanse współistnienia naszej małej ojczyzny, gdzieś w Europie Środka.
Ponadto w numerze m.in.: znakomite fotografie Marka Skorupskiego; prezentacja kilku pism z Pragi, Moskwy, Olsztyna, Wilna i Budapesztu; przypomnienie przedwojennego wileńskiego kwartalnika "Środy Literackie" oraz szokujący tekst Josefa Forbelskiego o niemieckiej koncepcji "Europy Środka" z roku 1916.
Danuta Sosnowska, Jerzy Sosnowski, "Gazeta Wyborcza", 4.11.1993
Krasnogruda, numer 1, Sejny 1993, Pogranicze.