Płociński wybiera sobie określony TRAKT: wędruje dawnymi liniami Towarzystwa Warszawsko-Wiedeńskiej Drogi Żelaznej, przesiada się nieustająco, a to na Kolej Karola Ludwika do Lwowa, a to na Kolej Arcyksięcia Albrechta do Stryja, albo na kolej Dniestrzańską do Drohobycza. Pedantycznie wymienia te zamierzchłe nazwy kolei, bowiem jego podróż nie odbywa się tylko w przestrzeni, ale również w czasie. Poznaje w niej nie tylko krajobrazy, miasta, miasteczka, wsie, chałupy i zamki, najróżniejszych ludzi. Poznaje także stare dokumenty, listy, archiwa szeroko rozgałęzionych rodów. Rozmowy i przygody ze spotykanymi osobami przeplatają się w jego książce z rozmowami i przygodami utrwalonymi staroświeckim pismem w papierach, które zdają się rozsypywać od dzisiejszego zatrutego powietrza.
Jak można zmieścić tak wiele w niewielkiej książeczce? Doświadczenia w niej zawarte starczyłyby na wiele tomów epickich powieści! Adam Płociński dokonał tego w sposób oryginalny i "chytry". Napisał swą książkę stylem literackich telegrafów: kilka akapitów, a nawet jeden akapit bywają tu esencjonalnym zapisem rzeczywistości, który czytelnik rozszerzy swoją wyobraźnią, nad wyraz skutecznie uruchomioną przez autora. Na przykład na jednej stronie mamy trzy krótkie akapity: "Prowokator", "Perzyna", "Czystka". Już w tych jednowyrazowych tytułach bije dzwon wielkiej historii do długiego opisywania. A tu padają nieliczne zdania, ale każde jak mocne uderzenie, jak obraz nie do starcia spod powiek. W ryzykowny ale skuteczny sposób autor postanowił utrwalić swą piękną włóczęgę pograniczem krajów i czasów.
Helena Zaworska, Czytelnia.onet.pl, 2004.10.21
Adam Płociński, Trakt, Sejny 2002, Fundacja Pogranicze.