Repotaż o wasztatach:
Agata Wasilewska "Motyle pomagają dla nas, my pomogliśmy im1"
To drobne, nieme stworzenie nawet szczęśliwsze jest ode mnie, bo nikt mu nie krępuje swobody, ani nie daje guwernerów. Wolałbym być muchą, niż wieść takie nędzne życie! - Zofia Urbanowska, Gucio Zaczarowany.
Słoneczny poranek, 6 sierpnia. Po rozgrzanych od słońca kamieniach zmierzają w stronę dworku grupki dzieci prowadzone przez rodziców. Ich głosy i śmiechy budzą do życia park krasnogrudzki, który tego dnia stanie się lokalnym centrum pomocy owadom. W świat tych latających istot dzieci zostaną wprowadzone przez członków Klubu Gaja, którzy nie pierwszy już raz odwiedzili Dworek Czesława Miłosza w Krasnogrudzie. Grupa młodych ludzi z minuty na minutę staje się coraz liczniejsza i wraz z rodzicami, pod opieką Kseniji Konopek i Doroty Jaczewskiej, zajmuje miejsce w zacienionej przestrzeni obok dworku. Jeszcze chwila dla spóźnialskich. Rozpoczynają się warsztaty budowania domków dla owadów.
Klub Gaja znany jest członkom Pogranicza od kilku już lat. Uczestniczył w budowaniu Niewidzialnego Mostu w Wiosce Budowniczych Mostu w Krasnogrudzie w 2015 roku oraz w tworzeniu ścieżki edukacyjnej Dobrze Panie Bobrze w Krasnogrudzie w 2016 roku. Od momentu powstania Klubu minęło ponad 30 lat. Jacek Bożek, prezes i założyciel Klubu Gaja, tak wspomina początki istnienia grupy: Byłem zawsze związany z teatrem i to są też nasze wspólne korzenie z ludźmi, którzy nas teraz goszczą (tu, w Krasnogrudzie). Ja byłem stażystą u Grotowskiego, byłem aktorem pantomimy. Byłem też zafascynowany takim życiem wspólnotowym. To był czas hipisów, to był czas zmiany społecznej i zawsze chciałem być w grupie, mieć grupę lub być jakimś pracownikiem grupy, która będzie robiła to co kocha, ale przy okazji też robiła jakąś sztukę. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że będzie istniało coś takiego jak wegetarianizm, ale od najmłodszych lat nie chciałem jeść mięsa, bardzo szybko je rzuciłem i zetknąłem się też ze Wschodem. Po inspiracji Grotowskiego bardzo chciałem jeździć do Indii. To w momencie, gdy nastał taki okres rewolucyjny, czyli lata 80. to myśmy zaczęli się spotykać podziemnie, bo byłem instruktorem hatha jogi. Miałem swoje grupy. Spotykaliśmy się, że niby tę jogę robimy, ale też knuliśmy już pierwsze akcje na naszym terenie w obronie przyrody. Ujawnienie się Klubu Gaja to był rok 1988, a na początku 1989, czyli jeszcze przed okrągłym stołem, ujawniliśmy się w sposób bezpośredni. W centrum miasta Bielsko-Białej miano wyciąć drzewa i ja z kumplem się wspiąłem na te drzewa, uratowaliśmy je, stoją do teraz. To była pierwsza taka akcja bronienia drzew w Europie Środkowo-Wschodniej. Potem zszedłem i byłem aresztowany. A było to dla drzew, nie było to dla stricte polityki. Ale potem świat się tak fajnie potoczył, że nie musiałem być opozycjonistą, bo się świat zmienił i natychmiast zaczęliśmy robić to co chcieliśmy. Jako grupa ludzi młodych związanych ze mną poprzez jogę i poprzez różne inne zajęcia teatralne, nagle zobaczyliśmy, że wokół istnieje świat, któremu trzeba pomóc, w szczególności było to dla zwierząt. (...) Ludzie mieli wówczas dużą świadomość. Natomiast potem poszło wszystko w kierunku kapitalizmu, bogacenia się, więc ci, którzy rządzą tym światem, czyli duże korporacje, musiały ekologów opluwać i ośmieszać. To już wtedy nie było takie zabawne. Już w latach 70. raporty mówiły co się będzie działo, pierwszy dzień ziemi w Stanach był w 1970 roku. Czyli już ludzie wiedzieli w jakim idzie to kierunku, ale trzeba się było bogacić, trzeba było budować autostrady, trzeba było ten model liberalny, a potem neoliberalny wprowadzać do Polski. Jak ktoś chciał przeciwko temu protestować to można go było ośmieszyć. Jest go prościej ośmieszyć niż pokazać badania, że nie mamy racji. (...) Więc tak to było. To było pionierskie, ale czasem w próżnię. Teraz jest zdecydowanie lepiej, ale sytuacja jest zdecydowanie gorsza. Bo to jest straconych 30 kilka lat. Od początku swojego istnienia Klub Gaja zajmuje się tymi samymi tematami: woda, las, drzewa i wszystko co z tym związane. W swoich warsztatach wykorzystują różne metody przekazywania połączeń i współzależności. “Drzewa to zwierzęta, las, pożywienie. Pokazujemy współzależności, a nie jeden wycinek. Ale mimo wszystko koncentrujemy się na wodzie, drzewach i prawach zwierząt” - mówi artystka i członkini Klubu Gaja Beata Tarnawa. Współzależność zdaje się być słowem kluczem, jeśli chodzi o przyjrzenie się naturze. Zanikająca z roku na rok bioróżnorodność sprawia, że owady nie mają gdzie mieszkać i jak się rozmnażać, co doprowadza do wymierania niektórych gatunków. To właśnie na pomoc owadom przyszli do Krasnogrudy najmłodsi mieszkańcy Sejneńszczyzny. Pod okiem członków Klubu Gaja i z pomocą rodziców dzieci rozpoczęły budowę schronienia dla motyli, pszczół murarek, biedronek i złotooków.
W ruch poszły śrubokręty i wkrętarki. Dla niektórych dzieci to właśnie to było najważniejszym punktem warsztatów - możliwość samodzielnego użycia prawdziwych narzędzi, które do tej pory były zarezerwowane tylko dla dorosłych. Inne znalazły radość w pracy z gliną, którą zalepiały wnętrza drewnianych domków. Wielką frajdą okazało się cięcie sekatorami suchych trzcin, które także stanowiły wypełnienie budek. “Dzieci zostały obdarzone zaufaniem, nikt nie traktował ich jak maluchy. Mogły używać prawdziwych wkrętów, prawdziwych śrubokrętów, młotka i sekatora i nikomu nie stała się żadna krzywda. Były dumne” - relacjonuje Dorota Jaczewska, która prowadzi w Krasnogrudzie pracownię Gucia Zaczarowanego, której członkowie w większości uczestniczyli w warsztatach dzieci. Samo budowanie niosło jednak za sobą coś więcej niż tylko dobrą zabawę. “Taki domek dla owadów jest namiastką tego co kiedyś w przyrodzie występowało naturalnie, czyli dziupli, stosów gałęzi, spróchniałych drzew, obumarłych krzewów, które były kiedyś rzeczą naturalną, a teraz ich nie ma. I te wszystkie zwierzęta, które były związane z tymi siedliskami, z tymi miejscami, po prostu nie mają miejsca bytowania. Dlatego jest to taka pewna rekompensata tego, co myśmy zrobili z przyrodą i środowiskiem i zapewnienie tym wszystkim zwierzętom jakiegoś miejsca bytowania” - wyjaśnia Jarosław Kasprzyk, edukator, technik leśny, członek Klubu Gaja.
Warto zaznaczyć, że dla dzieci, które uczestniczyły w warsztatach, nie było to pierwsze spotkanie poruszające tematy przyrody i ekologii. O ich świadomość dbają Ksenija Konopek i Dorota Jaczewska, które prowadząc w Dworze Czesława Miłosza pracownię przyrodniczą i pracownię Gucia Zaczarowanego, uczą dzieci i młodzież o problemach środowiska i uwrażliwiają je na otaczający świat. “Staramy się budować świadomość, że jesteśmy częścią tego co nas otacza, że nie jesteśmy “my i natura” tylko, że jesteśmy jednością z naturą. Myślę, że to jest najlepszy sposób, żeby ją chronić. Najpierw przez poznawanie, nazywanie i taki bliski kontakt, przez uczenie się przebywania w naturze, słuchania i patrzenia, przez obserwację. Myślimy, że to jest najlepszy sposób na to, żeby wyrośli na ludzi odpowiedzialnych za nasz świat” - mówi Ksenija Konopek prowadząca pracownię przyrodniczą, w której głównym do tej pory tematem, nad którym pracowała To właśnie na przeciwko pracowni Gucia Zaczarowanego stoją gotowe domki obsadzone krzewami kwietnymi bardzo lubianymi przez motyle. Najmłodsi stworzyli swój młodzież, były ptaki zamieszkujące park krasnogrudzki. Do owadów bliżej jest najmłodszym z pracowni Gucia Zaczarowanego. “Wyszliśmy od książki, którą Miłoszowi czytano w dzieciństwie i ona właśnie miała taki tytuł: Gucio zaczarowany. To była historia chłopczyka, który został zamieniony w muchę na własne życzenie. Miał chwile buntu, ryczał, tupał, że on nie chce nikomu pomagać, nie chce nic robić, woli być muchą, więc wróżka zamieniła go w muchę. On potem w świecie owadów przeżywa wiele przygód, spotyka wiele stworzeń, przeżywa taką jakby rehabilitację i na końcu odzyskuje ludzką postać. Dla nas ta książka była źródłem różnych pomysłów na to, jak trochę uwrażliwić dzieci na przyrodę. Przeprowadzić wiele warsztatów edukacyjno-artystycznych. Przykładowe tematy to, co by było gdybym był pszczołą, albo co by było gdybym był motylem. Chcieliśmy spojrzeć z innej perspektywy na ten świat.” - opisuje Dorota Jaczewska.
To właśnie na przeciwko pracowni Gucia Zaczarowanego stoją gotowe domki obsadzone krzewami kwietnymi bardzo lubianymi przez motyle. Najmłodsi stworzyli swój własny zakątek, który co roku, na wiosnę, będzie budził się do życia. A wraz z nim będzie budziła się ciekawość i wrażliwość jego twórców.
1 Bartek Rakucewicz, uczestnik warsztatów