Odszedł Zbigniew Osiński. Zawiadamia o tym na FB Stefnia Gardecka z Wrocławia. Zaraz potem Ewa Oleszko-Molik wrzuca jego fotografię w towarzystwie Reny Mireckiej i Zygmunta Molika wędrujących przez Sardynię. Z tejże Sardynii odzywa się Ewa Benesz. Z Rzymu Marina Fabri, dodając świetlistą fotografię Grota i Zbyszka zrobioną w mieszkaniu na Ursynowie przez Marysię Kolankiewicz. Potrzebuję ich komentarzy, mądrze trzeźwych, sięgających do radosnych wspomnień a nawet żartów; potrzebuję tej wiedzy kobiet, którym przyszło żegnać już nie jedną z najbliższych im osób, wiedzy która uśmierza dygot łkania i krzyk czający się w słowach „odchodzą nie wiadomo dokąd i dlaczego”. Muszę znaleźć sobie coś do roboty tej nocy nie do zaśnięcia – sięgam po książki, przeglądam zdjęcia.
Nasza ostatnia fotografia jest z Rzymu, może sprzed dziesięciu lat z okładem. Tłumaczył wtedy Weronice i Staszkowi – mocno mu nie dowierzającym – że to jemu zawdzięczają swoje przyjście na świat. Jest w tym ziarno prawdy. Nie był sam na peronie Dworca Centralnego, gdy odbierał mnie z pociągu z Lublina w okresie pierwszej Solidarności. Tego dnia miałem być gościem na jego seminarium magisterskim. „To moja studentka, Małgorzata Sporek. Poznajcie się.” Wtedy w jednym z pomieszczeń, w których dziś mieści się Instytut Kultury Polskiej opowiadałem o pracy w Gardzienicach. Po paru miesiącach Małgosia dołączyła do naszego zespołu. Pracę magisterską napisała o „Gusłach”, spektaklu, który już znała od środka. Zbyszek był jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym teatrologiem, który docenił i mądrze pisał o twórczych działaniach „Gardzienic”. Tekst, który opublikował w „Radarze” w 1979 roku pt. „Gardzienice – więcej niż teatr” zarysowywał kierunek poszukiwań w sztuce, któremu do dzisiaj staram się być wierny. Bywał z nami na wyprawach, brał udział w intensywnych treningach fizycznych, nawet w akrobacjach, co w jego przypadku było ryzykowne; dawał się wciągać w zażarte „meczyki”, rozgrywane przez nas z tyłu gardzienickiej oficyny (kiedyś przyłapali go na tym studenci, którzy przyjechali na „misteryjne widowisko”, a tu ich profesor z aktorami za piłką się ugania…). Nic nie było mu bardziej obce niż poza akademika, który z dystansu analizuje zjawiska artystyczne. Teatr dla niego był communio. „Wierny pamięcią i przyjaźnią” – odnajduję jego dedykacje w książkach i wiem, że nie rzucał słów na wiatr.
„Gardzienice” to nie był jedyny początek, który stał się jego udziałem. Swinarski, Teatr Ósmego Dnia, Laboratorium… Można by długo wymieniać. Było coś w tym naukowcu, który pedantycznie zapisywał ogromne ilości fiszek, zakopywał się w archiwach w poszukiwaniu tysiąca i jednego drobiazgu i męczył studentów szczegółowymi zasadami sporządzania bibliografii, coś szalonego, co Osterwa w liście do Limanowskiego (proponując mu konspiracyjną wyprawę do Goetheanum Steinera) nazywa potrzebą „zaczerpnięcia odwagi”. To coś sprawiało, że pakował plecak i wyruszał w mało znane i jeszcze nieopisane przestrzenie różnych laboratoriów, stając się oddanym towarzyszem podróży największych „dziwaków” teatru i nie tylko.
Nasze ścieżki ponownie przecięły się na przełomie lat 80 i 90. Zbyszek uważał, że wraz z przełomem 89 roku dla twórców teatru alternatywnego nadchodzi czas budowania ośrodków kulturowych. Sam zaangażował się w tworzenie Instytutu Grotowskiego we Wrocławiu. Napisał wtedy tekst umiejscawiający w tym nurcie również tworzone przez Wojciecha Krukowskiego Centrum Sztuki Współczesnej, powołaną przez Jana Bernada i Monikę Mamińską Fundację „Muzyka Kresów” oraz „Pogranicze”. Przyjeżdżając w tym okresie do Sejn wysoko zawieszał nam poprzeczkę, widząc w nas kontynuatorów dzieła „Reduty” oraz Ireny i Tadeusza Byrskich. Miał swój udział w tym, że Weronika o nich właśnie napisała pracę magisterską. Prowadziliśmy debaty o Miłoszu i Grotowskim, Bronisławie Limanowskim i Hermannie Hessem. W październiku przyszedł na spotkanie o „Małym centrum świata” do Instytutu Teatralnego. Zamieniliśmy tylko kilka słów, umawiając się na rozmowę. Tyle chciałem mu opowiedzieć. Tyle chciałem ci powiedzieć, Zbyszku! Czy ja ci kiedykolwiek podziękowałem za wszystko, co dla nas z Małgosią i dla Pogranicza zrobiłeś? Może rzuciłem przy tej lub innej okazji kilka słów. Pisałem w listach, ale też kilka zdań. Nie zdążyłem ci tak naprawdę powiedzieć wszystkiego, nawet namiastki wszystkiego. Dlaczego tak jest, do cholery, że zawsze się spóźniamy z tym, co najważniejsze. Zbyszku, słyszysz? To nie tylko spektakle Teatru Laboratorium – co lubiłeś powtarzać – zmieniały światopogląd, a tym samym nasze życie. Czyniły to też twoje książki, poczynając od „Teatru Dionizosa”, którego lektura dla poznańskiego licealisty była niczym podróż do ziemi obiecanej. Czyniła to twoja przyjaźń i głęboki szacunek, którym potrafiłeś obdarzyć szaleńców często wyśmiewanych na profesjonalnych salonach. Pamiętasz, co Peter Brook mówił o poświęceniu się rzemiosłu, które nie jest celem samym w sobie, o wehikule, który ma prowadzić do dalekiego celu? „Teatr nie jest ucieczką, schronieniem. Jest sposobem życia. Czy nie brzmi to jak jakieś hasło religijne? Powinno tak brzmieć. Nie mniej, nie więcej.” Otóż chciałem ci powiedzieć, że te słowa odnoszą się nie tylko do aktorstwa, ale i do twojego rzemiosła i tego, jak żyłeś. Zbyszku, słyszysz?
Pogrzeb prof. Zbigniewa Osińskiego odbędzie się 12 stycznia 2018r. o godz. 12.00 na Powązkach
Zbigniew Osiński zmarł dnia 1 stycznia 2018 roku w wieku 78 lat