Przypominamy rozmowę Krzysztofa Czyżewskiego z Krzysztofem Gedroyciem
Berżałowce, głosy pogranicza,
Krzysztof Gedroyć w Krasnogrudzie
i piękne wspomniemie Moniki Żmijewskiej z Gazety w Białymstoku
Smutna wieść, z którą trudno się oswoić. Czekaliśmy na kolejne książki, w których, albo potoczystym "tutejszym" językiem, albo ascetyczną frazą komentowałby w charakterystyczny sposób świat i ludzkie przywary. Niestety, Krzysztof Gedroyć, pisarz, poeta, wykładowca Akademii Teatralnej w Białymstoku zmarł nagle w nocy (30 września). Miał 67 lat.
Zawsze można było liczyć na jego komentarz - ze sporą dozą ironii, ale i uważności na drugiego człowieka. Na swój sposób był rozpięty między dwoma światami: erudyta, historyk sztuki, zanurzony w świecie piękna, jednocześnie umiejący wychwycić z „tutejszego” języka i codzienności pogranicza to, co jest jego sednem.
Wspaniały, trochę straszny portret miasta
Kilka lat temu wpadł na świetny, oryginalny, ale i trudny językowo pomysł, by „mową podlaskiej wioski” opowiadać o Białymstoku i regionie w niełatwych czasach. I napisał takie książki dwie, w obu mieszcząc kryminalny wątek i portret podlaskich przemian w XX wieku i dowodząc, jak niesamowity ma słuch językowy. Pierwsza powieść nosiła tytuł „Piwonia, niemowa, głosy” (2012), druga - „Piwonia odrodzona” (2018). Obie były powieściami obyczajowymi osadzonymi w realiach białostockich z kryminalnym wątkiem w tle, z nadzwyczajną charakterystyczną bohaterką - Piwonią, milicjantka, na której los wpływają też przemiany gospodarcze w kraju. W pierwszej części Piwonia prowadzi śledztwo, dwaj towarzysze partyjni mają się ku sobie, partyzanci siedzą po lasach, ludzkie losy plączą się mocno, a w tle Białystok lat 40.-50. aż iskrzy.