Osadczuk, mieszkający w Berlinie ukraiński historyk i politolog, urodził się w 1920 roku w Kołomyi. Od lat 60. był jednym z najbardziej znanych w Niemczech komentatorów wydarzeń w krajach bloku radzieckiego, był też korespondentem szwajcarskiego "Neue Zuercher Zeitung". Wykładał historię najnowszą Europy Wschodniej na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Za zasługi dla pojednania polsko-ukraińskiego otrzymał Order Orła Białego.
- Człowiek symbol. Ukrainiec urodzony na terytorium przedwojennej Rzeczypospolitej i świetnie mówiący po polsku. Nieustannie i uporczywie działa na rzecz polsko-ukraińskiego pojednania - pisaliśmy o nim, gdy w 2007 roku otrzymał nagrodę "Rz" im. Giedroycia.
Osadczuk przez 50 lat współpracował z paryską "Kulturą" Jerzego Giedroycia. Pod pseudonimem "Berlińczyk" prowadził tam "Kronikę ukraińską".
- Był najbliższym współpracownikiem Giedroycia w sprawach ukraińskich - powiedziała prof. Aleksandra Hnatiuk z Polskiej Akademii Nauk.
We wrześniu ubiegłego roku, podczas jubileuszu swego 90-lecia na Uniwersytecie Warszawskim Osadczuk mówił, że Polacy i Ukraińcy mogą już mówić sobie prawdę w oczy i powinni to robić, jeśli u sąsiada dzieją się rzeczy niemiłe. Podkreślał wówczas, że obowiązkiem polityków na Ukrainie i w Polsce jest czuwanie nad tym, by przyjaźń obu krajów nadal się rozwijała.
Jeśli na Ukrainie "dzieją się rzeczy niemiłe", nie trzeba się oglądać na to, "co powiedzą urzędnicy w Kijowie" - apelował.
Przekonywał, by patrzeć na stosunki polsko-ukraińskie nie tylko z punktu widzenia relacji między dwoma krajami, lecz z szerszej perspektywy, uwzględniając "naszych sojuszników" Białorusinów i Litwinów. Dodał: "Wydaje mi się, że nastąpią takie warunki, że na Białorusi rzeczy zaczną dziać się trochę inaczej, niż obecnie się toczą".
Dzieciństwo i młodość Osadczuk spędził na Kielecczyźnie, dokąd jego ojciec został skierowany do pracy jako nauczyciel. Maturę zdawał w okupowanym przez Niemców Krakowie, po czym od 1941 r. studiował w Berlinie.
Po wojnie pracował krótko dla Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie, a następnie publikował w założonym przez Amerykanów dzienniku "Die Neue Zeitung".
W 1950 r. uczestniczył w berlińskim antykomunistycznym Kongresie Wolności Kultury, gdzie poznał Giedroycia i Józefa Czapskiego. Kilka lat później rozpoczął współpracę z "Kulturą".
W latach 50. i 60. XX wieku był dziennikarzem i berlińskim korespondentem kilku pism: "Baseler Nationalzeitung" i "Neue Zuercher Zeitung" oraz współpracownikiem: "Der Tagesspiegel", "Muenchener Merkur", "Stuttgarter Nachrichten" i "Koelner Stadtanzeiger".
Przez wiele lat był komentatorem w niemieckim programie telewizyjnym "Internationaler Fruehschoppen". Od 1966 r. był profesorem historii najnowszej Europy Wschodniej na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Napisał tam pracę habilitacyjną poświęconą planom Józefa Piłsudskiego, dotyczącym wojny prewencyjnej przeciwko Hitlerowi.
W ubiegłym roku w rozmowie z PAP Osadczuk mówił, że Polska i Ukrainy powinny powołać wspólną komisję, która stale czuwałaby nad szansami wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej, wspierałaby tę ideę, oraz informowała o niej "niedoinformowaną" Europę Zachodnią.
- W Europie Zachodniej nie zdają sobie sprawy z doniosłości stosunków (polsko-ukraińskich) i zadaniem Warszawy powinno być przekonywanie ich o tym, codziennie; zwoływanie konferencji, gdzie by te sprawy były poruszane - podkreślał.
- Druga rzecz - o ile byłoby to możliwe - ustalić jakiś wspólny mianownik wobec Rosji (...), bo Rosja ostatnio przeszła do tego, by wygrywać Polskę przeciwko Ukrainie (...) i temu trzeba by jakoś zaradzić i próbować ustalić własną koncepcję. (Teraz) Polska nie ma żadnej jasnej koncepcji - ani co do Rosji, ani co do Ukrainy - zaznaczał Osadczuk.
Pytany o to, czego nie udało mu się zrobić w relacjach polsko-ukraińskich odpowiadał: "Nie udało mi się utworzyć jakiegoś wspólnego ciała polsko-ukraińskiego (...), jakiejś stałej konferencji, którą można by zwoływać w razie potrzeby, w krytycznych momentach. Nie udało się to (Jerzemu) Giedroyciowi, nie udało się mi, bo może jest to zbyt ambitny plan. Ale najważniejsze jest, by mieć jakąś wizję rozwoju, bo tylko w ten sposób można przyciągać społeczeństwa".
- Polska zrobiłaby dużo, gdyby pamiętała o koncepcji Giedroycia i od czasu do czasu zwoływałaby wspólne narady z Ukrainą, Białorusią i Litwą. Boję się, że jeśli nie znajdziemy takiej wspólnej wizji - my w rozumieniu: Polska, Ukraina, Białoruś i Litwa - to wszystko zacznie się rozpływać. Musimy to jakoś ożywić - mówił Bohdan Osadczuk.
Odeszła wielka postać
Bogumiła Berdychowska podkreśla, że odeszła jedna z najważniejszych postaci działających na rzecz dialogu polsko-ukraińskiego. - Dla strony ukraińskiej, czy ukraińskiej emigracji, to z całą pewnością postać numer jeden. Był wieloletnim - od 1950 roku aż do śmierci Jerzego Giedroycia - współpracownikiem paryskiej "Kultury". Pisał o sprawach ukraińskich i o sprawach niemieckich, pod pseudonimem Alexander Korab.
Osadczuk jednak nie tylko pisał w paryskiej "Kulturze, ale przecież miał też bliskie kontakty z polską opozycją, wielokrotnie - jako dziennikarz "Neue Zuercher Zeitung" publikował teksty interwencyjne, w obronie prześladowanych polskich opozycjonistów. (...) To odgrywało wielką rolę, bo wówczas była to jedna z głównych europejskich gazet - powiedziała Berdychowska.
Pisarz, tłumacz, znawca współczesnej Rosji i krajów Europy Wschodniej prof. Jerzy Pomianowski przyjął wiadomość o śmierci Osadczuka "z prawdziwym smutkiem". Osadczuk był "moim przyjacielem i co więcej - jednym z najstarszych weteranów "Kultury" paryskiej, człowiekiem, który dla Jerzego Giedroycia był przewodnikiem po całym Wschodzie, ale przede wszystkim po Ukrainie.
Był człowiekiem ogromnej wiedzy, a nie tylko bardzo czynnym działaczem. Był przecież przez długie lata znakomitym komentatorem politycznym najciekawszego dziennika Europy "Neue Zuercher Zeitung", który wychodząc w Szwajcarii jednocześnie na całym świecie uchodzi za źródło informacji najciekawszych, neutralnych, zupełnie niepodobnych do tych z reszty gazet politycznych na świecie. Osadczuk prowadził tam całą kronikę dotyczącą i Niemiec i Ukrainy i Polski".
Marek Krawczyk z Towarzystwa Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu mówi, że zmarły to "wielka postać". - Miałem szczęście znać Bohdana Osadczuka. Był to człowiek pełen poczucia humoru, dystansu wobec siebie, zawsze sypiący anegdotami ze swego bogatego życia i pełen niespożytej energii.
19.10.2011, ika , pap, zyt
Źródło: Rzeczpospolita