Ruth Gruber przypomina austriacki bestseller z początku lat 20., Hugo Bettauera "Miasto bez Żydów" - o Wiedniu, w którym kazano Żydom wyprowadzić się w ciągu sześciu miesięcy. Plajtują kawiarnie, pustoszeją teatry, miasto zmienia się w prowincjonalną dziurę, a gdy po latach zakaz zostaje zniesiony, pierwszego powracającego "swojego" wiedeńskiego Żyda witają owacyjnie tłumy. Powieść wydano w półmilionowym nakładzie, a kilka lat później Bettauera zamordował młody nazista. Książka Gruber opowiada, jakimi to pokrętnymi ścieżkami europejskie miasta znów dorabiają się "swoich Żydów".
Czasami przyjmowane są tylko, dość przypadkowo, elementy muzyki, tradycji, stroju. I tak tysiące praskich nastolatków, fanów ogromnie popularnego na początku lat 90. w Czechach zespołu rockowego Shalom, nosiło gwiazdy Dawida na szyi i papierowe czarne jarmułki, bo tak się nosił lider zespołu (twierdził, że fascynuje się judaizmem). Ale też odrodzenie to zaowocowało setkami wykładów, koncertów, kursów języka jidysz, otwarciem dziesiątek wystaw i wielu muzeów.
Potomkowie europejskich Żydów mieszkający na kontynencie czy w USA szukają swych korzeni, a niekiedy wracają do tradycji czy religii. Jednak ton żydowskiemu odrodzeniu nadają nie-Żydzi - najczęściej zarówno organizatorzy, jak i odbiorcy seminariów czy festiwali. To oni tworzą wirtualny świat żydowski (szkoda, że zagubił się w przekładzie tytuł oryginału książki - "Virtually Jewish"). Ruth Gruber z ironią opisuje meandry, pułapki i zaskakujące puenty, jakie przynosi stworzenie takiego sztucznego przecież świata.
Największe odrodzenie muzyki klezmerskiej ma miejsce w Niemczech, które nie są bynajmniej kolebką tej muzyki. Westjuden, uważający się za oświeconych Europejczyków zanurzonych w niemieckiej kulturze, z pogardą patrzyli na Ostjuden, szwargoczących w jidysz, noszących kapoty i śpiewających ludowe piosenki, miast się asymilować. Gruber pisze o niemieckim wokaliście jednego z zespołów klezmerskich, który pod wpływem tej muzyki przeszedł na judaizm i naucza teraz religii żydowskiej niemieckich Żydów, których zasymilowani przodkowie odcięli się dawno od tradycji. Czy przedmiotem zainteresowania nie jest tu sztuczna, sentymentalna wizja dawnych sztetli - miasteczek, podczas gdy nikomu nieprzydatni "prawdziwi" starzy religijni Żydzi, ostatni uratowani z Zagłady, idą w piątkowe wieczory do synagogi, omijają z dala odbywające się w pobliżu wesołe imprezy klezmerskie? Jak się czują z tym, że Niemcy, wśród nich także potomkowie nazistów, uczą żydowskiej historii, otwierają muzea i zapamiętale tańczą na koncertach klezmerskich, przebierając się za Żydów w jarmułkach?
Gruber cytuje refleksję urodzonego w Polsce Abrahama Brumberga, zaproszonego na wykład do Centrum Kultury Żydowskiej na krakowskim Kazimierzu, gdy w kawiarni przyglądał się dwóm Polakom - kelnerom obsługującym przybyszów z Europy Zachodniej, którzy wysłuchali właśnie jego wykładu: "Zastanawiałem się, czy mają poczucie, którego ja nie potrafię przezwyciężyć, że wszystko wokół jest nieautentyczne. W kawiarni nie było Żydów, nie było nikogo, kto mógłby im powiedzieć, że w restauracjach żydowskich nigdy nie podawano cymesu. To, z czym mieliśmy do czynienia, to tylko show" - pożyteczny, ale tylko show.
A gdzie jest granica między wyrażaniem żalu i współodczuwaniem z ofiarami a tanim filosemickim sentymentalizmem? Za jej przekroczenie Gruber uznała występ niemieckiej pary łyżwiarskiej Jennifer Goolsbee i Hendryka Schambergera, którzy na olimpiadzie w Lillehammer tańczyli do muzyki klezmerskiej, a on nosił tałes i filakterie, czyli zwitki pergaminowe z cytatami z Pięcioksięgu, przymocowywane na czole przez religijnych Żydów w czasie modlitw. Ich trener wyjaśnił, że tancerze "pragnęli w imieniu wszystkich wyrazić [naszą] sympatię do Żydów".
Mimo takich "wpadek" trudno mieć wątpliwości, że odrodzenie kultury żydowskiej niesie wiele wartości, i to nie tylko związanych ze wskrzeszeniem zamordowanego świata, ale i z uczulaniem nas na świat dzisiejszy. Czy tysiące Niemców, po tym jak podpalono domy azylantów, wsłuchiwałoby się w piosenkę "Berlin 1990", gdyby nie śpiewał jej Michael Alpert, potomek wchodnioeuropejskich Żydów z amerykańskiego zespołu klezmerskiego Brave Old Word? "Nasz świat zginął w płomieniach. Choć odrąbaliście konary żydowskiemu drzewu, Znów budujecie mury i zapory, Prześladujecie biedaków szukających domu. Znów odpędzacie ich od drzwi, Znowu polowania, znowu noce rozbitego szkła. Ależ wy macie hucpę, I wy chcecie, żeby wam przebaczyć?".
Anna Bikont, "Gazeta Wyborcza", 07-01-2005
Ruth Ellen Gruber Odrodzenie kultury żydowskiej w Europie, Sejny 2004, Fundacja Pogranicze