Spektakl „Kroniki sejneńskie” jest grany już blisko 19 lat. W tym czasie prezentowały go cztery pokolenia młodych aktorów. Jestem ciekawa, jak wygląda wieloletnia praca nad tym programem.
Zanim nasza praca przybierze charakter teatralny, najważniejsze jest przygotowanie do całego procesu, polegające na wysłuchaniu i zebraniu rodzinnych opowieści oraz połączeniu ich z historią miasteczka.
„Kroniki sejneńskie” jako przedsięwzięcie artystyczno-edukacyjne zainicjowane zostało w 1999 roku. To długofalowa praca Pogranicza z dziećmi i młodzieżą, gdzie w twórczy sposób próbujemy odpowiedzieć na pytanie, jak dziedzictwo kulturowe uczynić wartością żywą dla młodego pokolenia. Jak pamięć, wspólną historię, świadomość dziedzictwa kulturowego wdrożyć w krwioobieg młodych mieszkańców, jak zabrać ich razem w twórczą przygodę odkrywania własnej historii – miasta, regionu, rodziny, jaki język znaleźć do opowiadania tejże historii?
Zatem każda grupa ma swoją artystyczną narrację, którą uzupełnia teatralną przygodę. Wszystko to służy przede wszystkim zanurzeniu się w opowieść o Sejneńszczyźnie, budowaniu rozumienia jak splata się ona z historiami dziadków, pradziadków. Aż do uświadomienia, że tworzymy historię tu i teraz.
Pierwsze pokolenie, pracując nad spektaklem, tworzyło glinianą makietę Sejn oraz przygotowało książkę „Kroniki sejneńskie”, która z jednej strony jest przewodnikiem po wielokulturowych Sejnach i zbiorowym dziennikiem mieszkańców miasta, z drugiej – dokumentacją wspólnej pracy z dziećmi. Dzięki drugiemu powstały „Sejneńskie karty historyczne” i gra opowiadająca o wspólnocie sejneńskiej. Dzieci uczestniczyły też w projekcie „Związani z miejscem”, gdzie pod opieką polskich i litewskich twórców zgłębiały tematy związane z małymi społecznościami regionu. To również młodzież z tej grupy odwiedziła ze spektaklem Nowy Jork – to było dla nich ogromne, nie tylko artystyczne przeżycie. Trzecie pokolenie pracowało nad swoimi Filmowymi Kolekcjami Pogranicza – stworzyli pierwsze trzy kolekcje z bajkami, opowieściami i pieśniami pogranicza. Czwarte pokolenie tworzyło kolejną kolekcję filmową - z „Opowieściami krasnogrudzkimi” zrealizowało film animowany „Gucio zaczarowany” na podstawie ukochanej lektury dzieciństwa Czesława Miłosza oraz Kolekcję Filmową „Misteria Dzieciństwa”, do tworzenia której zaprosili swoich rodziców i dziadków.
Czy młodzież wymienia się co parę lat? Czy uczą się od siebie nawzajem?
Jednym z filarów naszej pracy jest nieśpieszność. Po kilku latach wspólnej pracy, w której młodzi rośli wraz z nią, przychodzi moment dorosłości związany z przekroczeniem progu własnego domu, by wyruszyć. To moment pustki i smutku, bowiem trudno po 5 latach wspólnego bycia w przygodzie artystycznej nie odczuwać tęsknoty i się nad tym nie pochylać. Ale przecież jesteśmy artystami, pedagogami i zaproszenie dla nowych młodych ludzi musi znowu zostać wysłane. Wcześniej, zanim dzieci były gotowe, aby snuć opowieść spektaklu, pracowaliśmy z nimi dwa lata: najpierw bawiąc się, a potem uczestnicząc w zajęciach przygotowujących ich do obecności na scenie (w warsztatach ruchowych, dykcyjnych, z pieśnią, oddechem, itd.). Teraz już nie. Jedni odchodzą, drudzy przybywają. Jedne dzieci są młodsze, inne starsze i w związku z tym nie potrzebujemy już dwóch lat w ciszy. Młodsi uczą się od starszych, którzy przygotowują ich do spektaklu, jednocześnie uczestnicząc w nowym programie. Tak właśnie wydarzy się niebawem.
Ale wymiana doświadczeń następuje na kilku poziomach. Uczestniczki zajęć z drugiej grupy: Ola Kotarska i Dominika Turowicz są już w tej chwili dorosłe i powracają do nas jako artystki, by sprawować artystyczną opiekę nad dziećmi, które pracują nad filmami.
Jaki jest odbiór Kronik poza Sejnami?
„Kroniki sejneńskie” to spektakl grany od prawie dziewiętnastu lat, który wciąż ewoluuje i wciąż poszukujemy dla niego nowej formy. Wzbogacamy go nową energią młodych ludzi, nowymi opowieściami, do których coraz odważniej przez naszą długoletnią pracę dojrzewamy i po które już teraz, po tylu latach, nie boimy się sięgać.
Ale z całą pewnością przywozimy ze sobą w darze taki rodzaj zaciszenia i refleksji, która podpowiada, że każdy dom, każde miejsce ma swoje własne kroniki. Że opowieści o miejscu można na tyle sposobów twórczo wykorzystać, może powstać spektakl, koncert, muzyka z pieśniami, gra karciana, czy np. filmowe portrety najstarszych. Jedna z premier kolejnej odsłony Kronik odbyła się w Wilnie i pamiętam entuzjastyczny okrzyk jednej ze starszych nauczycielek: „Czy Wilno nie powinno mieć swoich kronik wileńskich?” To bardzo częsta reakcja. Niezależnie od tego, czy na sali są młodzi, czy starsi ludzie budzi się w widzach potrzeba snucia narracji o zamieszkiwanym przez nich miejscu.
Mam też wielką satysfakcję, że dzieci obdarowywane są dobrymi słowami i komplementami za wrażliwość na scenie, za ich warsztat bez warsztatu, za ich skromność i zwyczajność. Jednocześnie mają taką czułość do tych historii, potrafią je przekazać z ogromną wrażliwością.
Oznacza to, że „Kroniki sejneńskie” inspirują do podobnych działań. Czy zdarzały się już realizacje tego pomysłu?
Tak, i przynosiły bardzo ciekawe efekty. Bardzo się cieszymy z inicjatyw, które sięgają do naszej pracy, bo oprócz nieśpieszności, główną naszą cechą jest otwartość na innych. Bardzo chętnie dzielimy się sposobem naszej pracy, jeśli ktoś chce do niego nawiązać czy dokładnie odtworzyć, nie mamy z tym problemu.
Istnieje kilka takich miejsc, które skorzystały z formuły wypracowanej przez „Kroniki sejneńskie”. Pierwszym z nich było Edukacyjne Gospodarstwo Ekologiczne prowadzone przez Dorotę i Krzysztofa Łepkowskich. Pracowaliśmy z nimi kilka lat i oni przygotowali swoją opowieść o wioskach na Warmii i Mazurach, Kroniki warmińsko-mazurskie.
Teremiski, gdzie działa Uniwersytet Powszechny im. Jana Józefa Lipskiego, w bardzo podobny sposób prowadziły pracę z młodzieżą, przygotowały swoje „Kroniki podlaskie”, wydały też książkę, która zbiera opowieści. W ten sam sposób pracowała także grupa dzieci białoruskich z Białegostoku, pod opieką Stowarzyszenia na rzecz dzieci i młodzieży uczącej się języka białoruskiego AA-BA. Przygotowali spektakl w języku białoruskim, posługując się podobnymi metodami pracy. Najpierw spotkania z ludźmi i wywiady, potem książka z opowieściami i wreszcie spektakl z pieśniami. Wiem też, że studenci z animacji kultury z Warszawy inspirowali się naszą grą karcianą. Można więc powiedzieć, że ludzie w różny sposób korzystają z naszych wzorców. Zawsze z wielką radością przyglądamy się temu, mamy świadomość, że to jest dobre, że zostaje i buduje na wiele lat tę opowieść.
Jak wyglądają jednostkowe losy uczestników projektu na przestrzeni tylu lat? Duża część podąża tym artystycznym tropem?
Nasza młodzież ma w sobie rozbudzone marzenia i jest to coś najpiękniejszego. Te dzieci są w stanie zrobić wszystko, każde swoje marzenie o życiu zrealizować. I podążają tym tropem. Robią swoje małe działania, które nie muszą wydawać się czymś wielkim, ale naprawdę są ważne dla lokalnych społeczności, w których pracują. Właściwie nie ma dla nich granic, przemierzają świat i działają w Australii czy Włoszech.
Wysłuchała Marta Kowerko-Urbańczyk