Niezwykła zwykła dziewczyna
Wuef w szkole (zwłaszcza średniej) to przedmiot dyskusyjny – jedne go kochają, inne darzą uczuciami zgoła odwrotnymi. Jedne z zadyszką dotruchtają do końca wyznaczonego dystansu, inne wylewają krew, pot i łzy, aby rzucić jeszcze dalej, pobiec jeszcze szybciej, skoczyć jeszcze wyżej. Jedne obiecują sobie „nigdy więcej wuefu”, inne postanawiają: pewnego dnia będę mistrzynią.
„Czwarte miejsce w Rio, a od tego czasu co? Chyba trochę na laurach osiadła ta Andrejczyk, tu wywiad, tam sesja zdjęciowa, a wyniki w sporcie jakie ostatnio miała?”. Sezonowy kibic-znawca każdego sportu zawsze wie najlepiej. Zawody, mistrzostwa, igrzyska… to koniec pewnego etapu, do którego wiodła długa, wyboista, kręta droga, usiana wieloma przeszkodami. Bolesne kontuzje, zabiegi, rehabilitacje, treningi mające na celu przywrócić sprawność z czasu „przed kontuzją” – wszystko to dzieje się nieustannie w cieniu tych kilku minut, kiedy w telewizji możemy zobaczyć zawodnika tuż przed jego występem – występem, na który pracował tygodniami, miesiącami, latami. Aby potem ktoś mógł lekko rzucić: coś słabo poszło, sukcesu już raczej nie powtórzy. A Majka ma na to gotową odpowiedź: „Jestem sportowcem, nie celebrytką, i to się nigdy nie zmieni” – i lada dzień pobije kolejny rekord.
Nie zawsze trzeba być najlepszym, ale zawsze trzeba walczyć, aby porażkę przekuć w sukces. Nieustannie podnosić się po upadku, regenerować nadwyrężony organizm. Odnoszę wrażenie, że 4. miejsce na Igrzyskach Olimpijskich to dopiero początek.
Sejneńskie rozmowy #8. Z notatnika Agnieszki Fiedorowicz
Foto: Piotr Fiedorowicz
(niniejsza notatka pochodzi z serii zapisków pospotkaniowych)