Natomiast w zbiorze opowiadań Václava Pankovčína „To będzie piękny pogrzeb” znajduje się opowiadanie „Dzisiaj nie jestem ze snu”, w którym obwoźny handlarz jedzie przerobionym na sklep autobusem do zagubionych wśród gór wsi. I – nazywając rzecz po imieniu, chociaż w przypadku prozy Pankovčína jest to dość ryzykowne – wjeżdża wprost do swojego snu. Nie chcę tym samym powiedzieć, że słowacki pisarz znał twórczość Waglewskiego, pragnę tylko zaakcentować, że istnieje pewien rodzaj onirycznego (sur)realizmu, który pozostaje wspólnym dla wielu twórców, choć trudnym do opisania, doświadczeniem. Nie chodzi tu bynajmniej o wyświechtany realizm magiczny, operujący feerią barw i rajską scenografią, który nawet w opisach drastycznych zachowuje tak fascynujący dla masowego czytelnika pierwiastek cudowności. U Pankovčína „za oknem jest szaro i nieciekawie”, a jednocześnie aż buzuje od niezwykłości. Jeżeli iberoamerykański realizm magiczny zakłada istnienie obok siebie rzeczywistości i warstwy nadrealnej, zbudowanej z folklorystycznego amalgamatu mitów, legend, wierzeń, baśni i religii, o tyle w wersji środkowoeuropejskiej, „karpacko-bałkańskiej”, do której trzeba zaliczyć Pankovčína (obok chociażby Kiša, Bulatovicia, Prochaśki czy Bodora) niezwykłość nie istnieje „obok” rzeczywistości. Ona sama jest rzeczywistością zrodzoną z błota, deszczu i zbyt wielu wypitych palinek; codziennością tak oczywistą, że dla bohaterów tej prozy wręcz niezauważalną.
Tych czytelników, którzy zdążyli poznać styl Pankovčína dzięki wydanemu kilka lat temu przez wydawnictwo Czarne „Marakeszowi” (wspólna edycja książek „Marakesz” i „Trzy kobiety pod orzechem”), w tomie „To będzie piękny pogrzeb” nie zdziwi nic – ani rozmowy ze zmarłymi, ani deszcz gąsienic, ani gadające odcięte głowy. Wszak jesteśmy w północno-wschodniej Słowacji, pustkowiu impregnowanym na wielkoświatową racjonalność, zanurzonym w dziwnych obyczajach. Ale też – co okazuje się nie bez znaczenia – w biedzie. „Cuda i wydarzenia rodem z baśni nie przytrafiają się nigdy bogaczom, są domeną świata nędzy. Ubogie życie jest zbyt monotonne, poczucie bezsilności i braku nadziei zagłusza wszystkie inne doznania i właśnie dlatego ludy zamieszkujące te strony snują tak śmiałe marzenia. Bo pomimo całego swojego upadku i beznadziei Europa Środkowa jest płodnym, inspirującym i posiadającym szczególną aurę obszarem, od którego czaru niemal nie sposób się uwolnić. Panujące tu brutalne, surowe, nierzadko prymitywne i dzikie relacje oraz plugastwo jednocześnie odpychają i przyciągają. Żyje się tu w stanie ciągłej ambiwalencji i dlatego rozgrzeszenie mogą przynieść tylko wizje, tylko wyobraźnia”. Mam pewność, że pod wypowiedzią Adáma Bodora Pankovčín podpisałby się oburącz.
„Tu spoczywają w pokoju”, opowiadanie otwierające tom Pankovčína, doskonale wprowadza w świat stworzony przez słowackiego autora. Już pierwsze zdanie („Dalej autobus nie jechał”) określa charakter tej przestrzeni. To koniec świata, gdzie zawieszone zostają zasady rządzące normalnym życiem, dalej można się wybrać już tylko na własną odpowiedzialność. Gdy bohater opowiadania mija tablicę z napisem Marakesz, wkracza w inny wymiar, „przestrzeń pełną spokoju”. Tutaj czas płynie innym torem i nie może dziwić, że zmarli współistnieją obok żywych. Dla nich czas zatrzymał się wraz z ich śmiercią i trwają w swoistym zawieszeniu między światami. Spoczywają w pokoju i spokoju, co w Marakeszu oznacza istnienie obok żywych. Nikt nie pyta, czy to możliwe. Tak samo, jak nikt nie pyta, czy w północno-wschodniej Słowacji istnieją wioski o nazwach Marakesz czy Hawaje. Istnieje za to wieś Papin, z której pochodził Pankovčín (niedaleko styku granic Słowacji, Polski i Ukrainy), a jej rzeczywistość – dopełniona przez wyobraźnię pisarza – była tak odrealniona, że z powodzeniem mogła udawać każde miejsce na świecie. Z drugiej strony, imaginacyjny sposób postrzegania rzeczywistości nie jest przypisany do konkretnego miejsca – to umiejętność, którą nosi się w sobie. Dysponują nią bohaterowie tych opowiadań, którzy, nawet jeśli żyją z dala od „pępka świata”, jak nazywany jest przez Pankovčína Marakesz, widzą więcej. Nieważne, czy mieszkają w obskurnym akademiku w Bratysławie, czy akurat podróżują po Wyspach Kanaryjskich – zawsze pociąga ich to, co nieoczywiste, dzikie, irracjonalne. A przy tym absolutnie zwyczajne.
Przywołany utwór Voo Voo kończy się powtarzanym wielokrotnie pytaniem „No i co stało się z moim cieniem?”. Tom Pankovčína kończy się opowiadaniem tytułowym, w którym bohater przyjeżdża do rodzinnej wsi na pogrzeb matki. Na miejscu okazuje się, że na przyjazd karawanu czekają dwie trumny, a wydarzenia, których bohater jest świadkiem, przypominają senny koszmar. Co jest rzeczywistością? Dla kogo przygotowana jest druga trumna? Pankovčín sugeruje kilka rozwiązań, jednak najbardziej prawdopodobne jest to, w którym bohater mógłby zapytać „No i co stało się z moim ciałem?”.
Maciej Robert
Václav Pankovčín, To będzie piękny pogrzeb, Sejny 2010, Pogranicze.