Każdy słowny obraz zostaje podkreślony cienkim pędzelkiem światłocienia – symbolem ludzkiego przemijania wydobytym z dna szkatułkowej prowincji. Pamiętam tylko jedną podobną w technice pisania powieść, Płonące świece Belli Chagall o młodości jej męża i zagładzie tamtego świata oddane w obrazie Witebska. Miszkine Kanowicza, to taki mniejszy Witebsk, z drewnianą zabudową, koślawymi uliczkami pełnymi kolein wyżłobionych przez koła woźniców, pragnących dogonić po obwodzie zaczarowanego koła uciekający czas.
Od pierwszego rozdziału tym kołem w książce jest śmierć. Dotyka każdego, szalonego Szachnę, męża Danuty - Hadassa, jej dopiero co narodzonego wnuczka Efraima. I tylko długość żałobnego płótna wyznacza skończoność losu każdego człowieka, a uniwersalizm igły i nitki krawca Gedali Benkweczera dopełnia reszty tej niepostawionej do końca Kabały. To chyba najsmutniejsza książka Kanowicza. Tu już nieodwołalnie malowniczy blejdram prowincjonalnego raju. Miszkine ulega zagładzie.
Kolory blakną, a grube zmarszczki farby podkreślające indywidualizm każdego losu, odpadają ukazując rysy nadchodzących anonimowych naprawiaczy świata, barbarzyńców mierzących postęp liczbą zesłanych na Sybir. A przecież każdy z ożywionych przez autora bohaterów pragnie tylko zrealizować do końca swoje przeznaczenie. Krawiec chce, żeby pozwolili mu szyć, bo kiedy jest we władzy igły i beli płótna, to nie istnieje żadna inna władza, litewska czy też rosyjska. Sklepikarzowi wystarcza sprzedawanie i spokojne życie.
Tylko tyle, czy aż tyle – zadaje pytanie autor. Kanowicz w swoim panoptikum ucieleśnionej zagłady, którą można nawet polubić, bo wygładza rysy twarzy, czyni ludzi pięknymi w strachu przed nieuniknionym. Nie polecam tę książkę każdemu, bo sposób w jaki przekazuje nam Kanowicz swoją wiedzę o nie tyle przeszłości co przyszłości, wymaga takiej malarskiej wrażliwości i umiejętności odczuwania, jaką powinni posiadać adepci szkoły filozoficznej i gnostycznej.
Lektura nie zwalnia nas od myślenia nad ciemną stroną autodestrukcji dotykającej człowieka w tym minionym XX wieku, będąc zarazem najwyższą próbą ludzkich charakterów i losów, stygmatem doświadczeń aktualnych na całe nasze życie i życie następnych pokoleń.
Gabriel Leonard Kamiński, Portal Księgarski
Grigirij Kanowicz, Nie odwracaj twarzy od śmierci, Sejny 2001, Fundacja Pogranicze.