Na pograniczu krążą duchy, o czym przekonali się uczestnicy pierwszej w tym roku wizyty studyjnej w ramach INKUbatorowego programu „Jedź z nami”. Przejechaliśmy Polskę wszerz, by dotrzeć do legendarnych Sejn. Oto wrażenia.
Wizyty studyjne organizowane w ramach programu „Jedź z nami” mają na celu przede wszystkim umożliwić spotkanie – z innym miastem, potencjalnym partnerem, interesującą organizacją. Jeździmy w Polskę i poza nią, by czerpać inspiracje z miejsc i ludzi. Tym razem zajechaliśmy dalej niż kiedykolwiek wcześniej – obraliśmy kierunek na wschód.
Nasz cel: Sejny i Krasnogruda. Granica województw, granica państw, granica kultur. Jedziemy, by poznać twórców legendarnego Ośrodka Pogranicze, które od 25 lat działa w tym miejscu. Ruszamy w sześcioosobowej grupie: Natalia Szostak, Ada Krawczak, Maria Stafyniak, Karolina Izdebska, Kinga Rabińska, Paweł Kula i nasz kurator – Pan Władek. Wszyscy zainteresowani tematem pogranicza i pracy na pamięci lokalnej, no może z wyjątkiem Władka, bo on ma dopiero dwa lata, choć zdaje się że opowieści wchodzą mu pod skórę i odczuwa je organicznie. Polskie Koleje Państwowe wiozą nas szelestnie przez całą Polskę, by zostawić w Ełku, skąd musimy podróżować dalej busem. Do Krasnogrudy docieramy późną nocą, 14 czerwca.
Krasnogruda to zieleń wciśnięta pomiędzy połacie pól. Kiedyś majątek rodziny Czesława Miłosza – on sam tu wrócił pod koniec życia i „pobłogosławił” nowych przybyszy, symbolicznie oddając dwór w ich opiekę (choć już do niego nie należał). Ruinie, jaką zastali „uciekinierzy” z Teatru Gardzienice przywrócono dawny blask, teraz w jej wnętrzach milcząco prezentuje się poezja Miłosza. Krok po kroku poznajemy to miejsce – Pracownię Przyrodniczą, Pracownię Zielarską, Pracownię Plastyczną. Rozchodzą się one, rozłażą po całym terenie, zahaczają o instalacje artystyczne ukryte w zieleni (pozostałości po projekcie „Niewidzialny most”) i szlaki wędrówek bobrów. Deszcz pada coraz mocniej, a my wszyscy zdajemy się coraz bardziej popadać w zbiorową halucynację. Czas nam się kurczy, jesteśmy niezdyscyplinowani z zachwytu. Po spotkaniu z Małgosią Czyżewską, jedną z twórczyń tego miejsca, znamy już historię o duchu starej Kunatowej (chyba mamy jej błogosławieństwo); o ostatnim Żydzie, który ocalał z Sejn i miał do nich nigdy nie powrócić; o cudach i dziesiątkach przypadków wskazujących na to, że w tym miejscu bulgocze lawa przeznaczenia a wielki algorytm się zasklepia.
Śpimy, bo musimy, ale tak naprawdę już nie możemy doczekać się wyjazdu do Sejn. Tam spotykamy się z Michałem z Pracowni Muzycznej (czy też Sejneńskiej Spółdzielni Jazzowej i Orkiestry Klezmerskiej), z Ulą z Pracowni Tkackiej oraz z Bożeną Szroeder - współtwórczynią i założycielką Ośrodka „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach (tu wywiad udzielony w ramach programu 1 na 1). Słuchamy o poczuciu odpowiedzialności za kolekcjonowane historie, o ich ważkości, o uczciwości i rzetelności wobec działań animacyjnych. Oglądamy bajki powstałe dzięki współpracy dzieci i dorosłych w ramach Sejneńskiej Kroniki Filmowej, które karmią się legendami, pieśniami, wspomnieniami rodzinnymi. Dostajemy radę, by zapomnieć słowo „projekt” i udać się w podróż z ludźmi, ich potencjałami. Błądzimy po śladach odwiedzając Dom Pogranicza (tzw. Stara Poczta), Dawną Jesziwę i Białą Synagogę. Oglądamy cygańskie tabory i maski, towarzyszą nam Medea i Argonauci, duchy i żyjący. Wracamy do Krasnogrudy taksówką prawie przez Litwę.
Rano nad buchającą zielenią wstaje słońce. Powietrze jest ciężkie, my wreszcie przestawiliśmy się na czas wschodni, który – już wiemy – płynie szybciej i mąci w głowach. Rozpoczynamy eksplorację Pracowni Plastycznej. Słuchamy opowieści o moście, którego „zabito”, nie „zniszczono”; o macewach na zapomniany żydowski cmentarz; nad naszymi głowami zbiera się na burzę. W końcu z pierwszymi kroplami deszczu spadamy w rozmowę z Krzysztofem Czyżewskim, postacią niezwykłą. Podskórnie czujemy, że to w jego głowie mogły rodzić się pierwsze sny o Sejnach. Kilka godzin w zimnej piwnicy dworu pogłębia poczucie nierealności, zamyka jak klamrą te trzy dni, znajdujemy ukojenie, jesteśmy w domu. Przez moment wątpimy, czy to wszystko dzieje się naprawdę. Nasz gospodarz znika wśród zieleni, nie wiemy czy nam się tylko nie wydawał. „Most to nie tylko droga przejścia, ale także możliwość powrotu”. Wychodzi słońce, ale kruche drzewa odczuły całodzienny wiatr – zerwana gałąź spada na linie wysokiego napięcia. Od tej pory naszym jedynym światłem są świece i kompulsywnie migające światło w łazience. Opowieści o energii i obecności same cisną się na usta, dziś nikt nie będzie dobrze spał. Wstajemy z początkiem dnia, ruszamy w podróż powrotną, z kieszeniami wypchanymi kamieniami, porostami, związani nitkami odniesień i wizjami na własne pogranicze.