Obchodzimy rok Czesława Miłosza, 30 czerwca wypada setna rocznica urodzin poety, czyli na przededniu objęcia przez Polskę prezydencji w Radzie Europy i tego samego dnia nastąpi otwarcie Międzynarodowego Centrum Dialogu w krasnogrudzkim dworku, należącym niegdyś do rodziny Miłosza. Na ile jest to przypadek, na ile sprytna kalkulacja, aby połączyć wszystkie wydarzenia?
Krzysztof Czyżewski – Wierzę, że czuwają nad nami jakieś dobre duchy, które pilnują przecięcia ścieżek losu, bo rzeczywiście ta koincydencja jest niezwykła. Objęcie przez Polskę prezydencji w zjednoczonej i ciągle łączącej się Europie oraz urodzin autora „Rodzinnej Europy”. Ale już otwarcie centrum w Krasnogrudzie było przez nas świadomie przygotowane na tę datę.
Nie wierzę, że zabierając się za odremontowanie dworku w Krasnogrudzie, już miał Pan świadomość, w jakich okolicznościach nastąpi jego otwarcie.
- Dopiero niespełna rok temu zdaliśmy sobie sprawę z tego zaskakującego zbiegu okoliczności. Napisałem wtedy list i zarys projektu, który wysłałem do Prezydenta, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Ministra Spraw Zagranicznych, żeby stało się to inspiracją dla naszej prezydencji i Miłosz mógł być jej patronem. Naszym hasłem jest „Europa mostów” i reakcja polityków była bardzo przychylna. Europa potrzebuje budowania wspólnotowości, a nie tylko archipelagu osobnych wysp kulturowych i językowych. Europa potrzebuje tego, co Miłosz nazywał niezwykłym sformułowaniem „rodzinna Europa”, a co bardzo trudno przetłumaczyć na inne języki. Pamiętajmy, że książkę, która okazała się tak wizjonerska Miłosz pisał w czasie zimnej wojny. Z działaniami w Krasnogrudzie wpisujemy się w to, co chcemy Europie przekazać. Nie tylko pokazać się w telewizji, ale przedstawić aspekt dialogu międzykulturowego, tolerancji i tradycji jagiellońskich.
Wydaje mi się, że zanim zaczniemy uczyć Europę tolerancji, sami mamy przed sobą sporo pracy w tej kwestii.
- Zgadza się. A rok Miłosza jest doskonałą okazją do tego, żeby taką organiczną pracę kulturową wykonać.
Z Miłoszem nakład tej pracy może być o wiele większy niż z np. muzyką w roku Chopina, odbieraną na poziomie emocjonalnym.
- Dzieło pisarza trzeba przeczytać, zrozumieć, dyskutować o nim.
I do tego musimy mieć narzędzia i miejsce. Krasnogruda będzie takim ośrodkiem inicjującym dzieło Miłosza. Rzeczywiście trudne.
- Jednak, na co dzień w Centrum będzie wystawa dotycząca Miłosza, będziemy prowadzić warsztaty, seminaria, prezentacje, od szkół podstawowych poczynając.
Dwór będzie funkcjonował jak typowe muzeum z biletami wstępu?
- Nie będzie typowym muzeum. W przyszłości pomyślimy o jakiś kartach wstępu za korzystanie z poszczególnych zajęć, czy warsztatów, żeby miejsce mogło się jakoś utrzymać i funkcjonować. Ale na początku będzie bezpłatne.
Na pewno jest pewna luka w życiu kulturalnym regionu po likwidacji Domu Pracy Twórczej w Wigrach, który przecież przyciągał w nasze rejony wielu ciekawych twórców. Ale DPT posiadało dla nich też bazę noclegową, Jak jest w Krasnogrudzie?
- W samej Krasnogrudzie jeszcze nie, ale w najbliższym sąsiedztwie, po drugiej stronie jeziora Hołny, jest możliwy nocleg dla sześćdziesięciu gości. Dodatkową atrakcją będzie przepłyniecie łódką przez jezioro. Zresztą, nasza brama wjazdowa będzie właśnie na wodzie. Na wizytach w Krasnogrudzie skorzystają też okoliczne gospodarstwa, gdzie coraz częściej można skorzystać z noclegu.
Jak wyglądają wasze kontakty z nowymi sąsiadami, mieszkańcy wsi odwiedzają dwór, ciekawi ich, co się tam dzieje?
- Nieustannie, a od kilku lat realizujemy projekt „Trakt krasnogrudzki”, z młodzieżą polską i litewską z naszego regionu. Polega on na odkrywaniu różnych tajemnic tego miejsca, Krasnogrudy, Żegar, Dusznicy, Ogrodnik, Sztabinek. Oni właśnie odbyli wiele spotkań z mieszkańcami wiosek, nagrywali opowieści starszych osób. Dla młodszych jest okazja znalezienia pracy w dworze, potrzebujemy ogrodników, osób do sprzątania, cateringu. Idea jest też taka, żeby dwór stał się takim kołem zamachowym dla rozwoju całego regionu. Choćby przez turystykę. Utworzymy szlak śladami Miłosza, który od Krasnogrudy poprzez Sejny będzie biegł w stronę Szetejn, Wilna. Inny szlak dotyczyć będzie Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz tradycji wielokulturowych. Także szkoły letnie, seminaria przyciągające ludzi z całego świata.
A dlaczego mieszkańcy Sejneńszczyzny powinni odwiedzić dwór w Krasnogrudzie?
- Krasnogruda ma mieć pracownie, które będą adresowane do młodych mieszkańców okolicznych miejscowości. Obejmować będą zajęcia z teatru, muzyki, powstaną pracownie ceramiczne. Planujemy też wydarzenia dla seniorów, którzy mają potencjał, historie do opowiedzenia. Chcemy stworzyć dialog międzpokoleniowy, czyli doprowadzić do twórczego spotkania starszych z młodszymi. Tak narodziły się Kroniki Sejneńskie, Kapela Klezmerska. Zdradzę, że naszym marzeniem jest stworzyć w Krasnogrudzie ogród „Gucia zaczarowanego”. Mamy już projekt, chcielibyśmy zaprosić wybitnych artystów z całego świata do stworzenia instalacji, żeby wyczarowali świat dla dzieci, bliski też dzieciństwu Miłosza. Krasnogruda powinna być takim miejscem wyjazdu dla całej rodziny z Sejn, czy z Suwałk, aby było tam coś ciekawego dla dzieci i dla dorosłych.
Teraz najpopularniejsze są wystawy i muzea korzystające z nowoczesnych technologii, oferujące atrakcje audiowizualne. Czy coś takiego będzie w Krasnogrudzie?
- Tak, po części już jest i będzie dostępne w dniu otwarcia na wystawie „Szukanie Ojczyzny”, która jest multimedialna, z pokojem dla dzieci.
Czesław Miłosz marzył o powstaniu takiej placówki jak centrum dialogu na pograniczu polsko- litewskim, a w stosunkach miedzy obu krajami znowu jest sporo do zrobienia.
- Nie udało nam się doprowadzić do spotkania prezydentów Polski, Litwy i Unii Europejskiej na Europejskiej Agorze, a taki był plan pierwotny. Pani prezydent Litwy gości teraz u siebie głowy państw europejskich, więc może uda się jesienią. Chcemy żeby odbyło się duże spotkanie na zasadzie okrągłego stołu, gdyż stosunki między naszymi krajami znowu uległy napięciu. Jest wiele problemów do rozwiązania, przedyskutowania.
Nazwa Międzynarodowe Centrum Dialogu zobowiązuje. Jak rozumiem, działalność placówki nie ograniczy się tylko do stosunków polsko-litewskich?
- Nie, to tylko jeden z tysiąca projektów, jakie mamy do zrealizowania. Drugi ważny dla nas priorytet to partnerstwo wschodnie, będziemy dążyli do tego żeby uczynić z niego projekt kulturowy. Ten aspekt nie był do tej pory tak podkreślany. Razem z miastem Lublinem, jesienią będziemy organizowali pierwszy kongres kultury partnerstwa wschodniego. A w listopadzie jedziemy z Krasnogrudą do Brukseli, gdzie będziemy mieli podsumowanie akcji „Rodzinna Europa”.
Nie uważa Pan, że Europa staje przed zupełnie nowymi wyzwaniami niż te opisane przez Miłosza w „Rodzinnej Europie”? Zacierają się różnice między Europą Wschodnią, a Zachodnią, a my stajemy przed huntingtonowskim zderzeniem cywilizacji, gdzie mamy do czynienia z przybyszami z zupełnie innej kultury.
- No tak, ale na Huntingtona jedyną alternatywą, jaką znam jest właśnie „Rodzinna Europa”. Albo sprawimy, ze Europa będzie rodzinna, albo rzeczywiście będziemy mieli poważny konflikt z inną kulturą. Dzieło Miłosza jest ciągle aktualne, czytane i dyskutowane w różnych środowiskach emigranckich. Ten postulat naszego noblisty – budowania tkanki łącznej, jest tą kompetencją, która jest teraz Europie najbardziej potrzebna.
Miłosz nie chciał, żeby stawiać mu pomniki, z drugiej strony podkreślał jak ważna jest pamięć. Co zrobić, żeby nie została po poecie „wzmianka w czternastym tomie encyklopedii”?
- Krasnogruda będzie żyła Miłoszem i Miłosz będzie żył w Krasnogrudzie na co dzień. Tworzymy całą listę grup młodzieżowych i studenckich, które w ciągu całego roku będą do Krasnogrudy przyjeżdżać na programy z Miłoszem związane.
Proszę powiedzieć, jak brzmiał temat Pana pracy magisterskiej?
- Księga Drogi Czesława Miłosza.
Pańskie pierwsze osobiste spotkanie z Miłoszem miało miejsce już po obronie pracy magisterskiej?
- Och, wiele lat później. Broniłem pracy w 1983 roku, natomiast z Miłoszem spotkaliśmy się w 1989.
Wybór tematu pracy i samo czytanie Miłosza w tamtych czasach nie było łatwe.
- Jego książki były tak trudno dostępne, że był na nie zapis. Moje pokolenie go w ogóle nie znało. Starsi znali Miłosza przedwojennego, czytali „Ocalenie”. Natomiast w moim programie szkolnym i uniwersyteckim na polonistyce go nie było. Mieliśmy spotkania pod nazwą „Uniwersytet Latający” w poznańskim podziemiu, gdzie pierwszy raz zobaczyłem tom wierszy Miłosza wydanych na zachodzie. Na drugi dzień pobiegliśmy z kolegą do biblioteki, gdzie tylko w czytelni mogliśmy przewertować „Ocalenie”. I proszę sobie wyobrazić, że myśmy ją ręcznie przez kilka dni przepisywali do zeszytu. W końcu nauczyłem się jej całej na pamięć. Miłosz mnie w pewnym sensie ukształtował. Czytając go, sięgałem do jego bibliografii i tak tworzyłem własną bibliotekę. Wyznaczał mi, i całemu pokoleniu, kanon lektur.
Tym bardziej spotkanie z Miłoszem musiało być dla Pana sporym przeżyciem. Podać mu rękę, spojrzeć w oczy, zamienić choćby kilka słów. O czym panowie rozmawiali?
- Nawet więcej niż kilka słów, bo on nas wtedy zaprosił do klasztoru na Wigrach, gdzie dyskutowaliśmy pół nocy. O tym, co chcemy tu robić, naszych planach, marzeniach, bo wtedy nosiliśmy się już z zamiarem stworzenia ośrodka „Pogranicze” w Sejnach. Miłosz przeczytał moją pracę magisterską i właściwie to dzięki niej owe spotkanie się odbyło. Zostawiłem ją na biurku Andrzeja Strumiłły i tam wypatrzył ją Miłosz, którego poznałem chwilę wcześniej spacerując koło Czarnej Hańczy. Podaliśmy sobie ręce i każdy poszedł w swoją stronę. Miłosz dogonił mnie, kiedy dowiedział się, że to ja napisałem o nim pracę magisterską.
Jaki jest Pana ulubiony utwór Miłosza?
- Chyba najważniejszy dla mnie jest ten wiersz, który napisał, kiedy spotkaliśmy się w Krasnogrudzie w 1989 roku. Nazywa się „Powrót”.
Dziękuję za rozmowę.
Monika Waraksa, fot. T. Moćkun
05.07.2011, Źródło: www.suwalki24.pl