Czarny humor autorów mieszał się z ciekawym komentarzem polskich tłumaczy. Opowieści o współczesnej czeskiej literaturze, popijane białym winem, przemknęły w trzy godziny.
- Nie mówię po polsku, ale polski dobrze rozumiem, dzięki wielu latom słuchania Radia Wolna Europa - zdradził przed spotkaniem Michal Ajvaz, którego wczesne prace doczekały się właśnie pierwszego polskiego wydania. Egzemplarze specjalnie na wieczór z czytelniami nadeszły prosto z drukarni sejneńskiego "Pogranicza". ("Pogranicze" wydało, gromadząc w jednym tomie trzy pierwsze dzieła czeskiego pisarza i poety: wiersze Morderstwo w hotelu Intercontinental, opowiadania Powrót starego warana i powieść Inne miasto - bo Ajvaz jest i prozaikiem, i poetą, i jeszcze do tego filozofem). Jednak jedno krótkie opowiadanie "Fala" autor przeczytał po polsku, z ujmującym czeskim akcentem.
W centrum "Łowicka" stawiła się dość nieliczna publiczność, ale za to taka, która wie, czego chce (był m.in. Henryk Waniek). Padały interesujące pytanie, oklaskiwano autorów oraz polskich tłumaczy i krytyków, którzy sprawnie moderowali spotkanie. Cała rzecz udała się znakomicie.
Na pytanie Gondowicza o to, w jaki sposób czeskim pisarzom udaje się tak wspaniale przeplatać dramat egzystencjalny z szyderstwem, odpowiedział – a odpowiedź sama w sobie zawierała stop obu wymienionych cech czeskiej literatury – Jiři Krchovský:
- Jedno bez drugiego nie może istnieć, bo sam dramat egzystencjalny byłby strasznie nudny. Ja piszę swoje wiersze po to, żeby móc przeżyć. Jeśli w wierszu nie potrafię wyśmiać samego siebie, to wiersz jest niepotrzebny. Życie jest piękne i dlatego nie do zniesienia. Bo człowiek nie jest jego właścicielem na zawsze. Żeby nie zwariować od tej myśli, muszę ją zestetyzować, wyszydzić – to przynosi ulgę.
- Łączenie spraw metafizycznych z absurdem jest czeską tradycją – dodał Ajvaz.
- Ale za jakie Bóg nam, polskiej kulturze narodowej odmówił tego połączenia romantyki, enigmy i poczucia humoru, charakterystycznego w literaturze czeskiej? – nie dawał za wygraną Gondowicz.
I znów usłyszał odpowiedź Ajvaza:
- Nie ośmieliłbym się tak powiedzieć o polskiej literaturze, ale znam Polkę, która mówi, że nie rozumie czeskiego humoru.
Odpowiadając na pytanie o bardziej materialne korzyści z pisania, trzej autorzy zgodnie stwierdzili, że "z pisania żyć się nie da".
- Da się przeżyć, ale żyć się nie da – uściślił Krchovský. Wtedy uściślił również Ajvaz:
- Tak jak poeci nie żyją z poezji, tak miłośnicy poezji nie żyją z miłowania poezji, zarabiają np. będąc dyrektorami banku.
Na pytanie z sali o czytelników, Ajvaz wyjaśnił:
- Czasem kogoś spotykam, kto mówi, że przeczytał moja książkę. Znam kilkadziesiąt takich osób, to wystarczy.
Krchovský: - Czasem ktoś chce autograf na bilecie w pociągu, a raz na dziesięć lat jakąś czytelniczkę poznaję naprawdę bardzo blisko.
Kremlička: - To akt odwagi kupić książkę i ją przeczytać.
Michal Ajvaz opowiadał o swoich literackich wzorach:
- Moi trzej mistrzowie to Borges, Kafka i Proust. Zwłaszcza z Borgesem czuję wewnętrzną więź, mierzymy się z tymi samymi tematami: znakiem, książką, Golemem. Czytam krytyków rozprawiających o tym, z kim jestem spokrewniony literacko. Czasem trafiają, czasem nie. Wymieniany jest Marquez, ale, choć to wielki pisarz, to Borges jest postacią w literaturze iberoamerykańskiej, która naprawdę mnie interesuje.
Cytowany na wstępie fragment opowiadania Ajvaza, swoista pochwała „niczego”, kształtów niewyklutych lub wykluwających się, form niezastygniętych, pozwala też snuć porównania z Witoldem Gombrowiczem. I jeden, i drugi analizują absurdalność rzeczywistości, która, zgodnie z niepojętą ludzką logiką – trwa dzięki szalonemu mnożeniu się form bezwiednie przyjmowanych i powtarzanych przez ludzi. A tymczasem, pisze Ajvaz w opowiadaniu „Nic”, „(…) zaczynam w szumie rozpoznawać melodie i głosy, słowa, formujące się niepewnie z wciąż jeszcze roztopionej materii dźwięków i zachowujące w sobie ich tętno, jestem świadkiem zdumiewającej kosmologii mowy, bulgoczą tu myśli w stanie powstawania (…) Ileż teraz pojawia się zadań: dbać o czystość tego źródła, chronić je, dbać, by nie zapchało się osadami poglądów (…), by również to, co tryska ze źródła, nie stężało w pogląd”. Opowiadanie o przymierzaniu, przyjmowaniu i odrzucaniu poglądów (a także poglądów przeciwnych), „które można wygodnie nosić ze sobą w kieszeni”, przypomina chociażby farsową postać pana Cieciszowskiego z Trans-Atlantyku, który na wszelki wypadek zawsze prezentował dwie – przeciwstawne opinie na daną sprawę („Sądzę, albo i nie sądzę. Róbże co sam uważasz, albo nie uważasz, bo już moja głowa w tym, żeby cię ci Złego nie spotkało, albo i spotkało”).
Mógłbym cytować w nieskończoność cudowne myśli narratora opowiadań Ajvaza, bo to proza (a i poezja też) po prostu przepyszna. No ale lepiej przecież odesłać czytelnika do książki, pełnej chrząszczy, słoni i maszkar wszelakich przechadzających się po Pradze, na przekór zwykłym zjadaczom chleba i ich woli widzenia świata uporządkowanego i przewidywalnego.. Jeszcze tylko odnotuję, co podczas spotkania w Centrum "Łowicka" powiedział o autorze Jan Gondowicz:
- Jak Europa długa i szeroka, nie ma nikogo, kto by takie wiersze pisał, kto by rozporządzał tak nieprawdopodobną wyobraźnią, dla której stwarzanie światów jest jak puszczanie pary przez słomkę. Przy czym te światy jednorazowe mają swój nader solenny ciężar właściwy.
Jan Gondowicz zdradził, że tłumacz Leszek Engelking ma pełne szuflady przetłumaczonych tekstów czeskich pisarzy. Czekają tylko na wydawcę. Wydawcy - do dzieła!
Bartosz Hlebowicz
Michal Ajvaz, Inne miasto, tłumaczenie Leszek Engelking, Sejny 2005, Fundacja Pogranicze.