"Uczciwie chciałam napisać historię naszego wiejskiego żywota - pisze we wstępie autorka. - Po ludzku, od pieca, od ucieczki naszej ze stolicy na podszczecińską wieś. Do Strumian. Na stałe."
A jak Strumiany trafiły do Sejn?
"Bo pogranicze jest od zawsze i we mnie - wyjaśnia Joanna Kulmowa. - Pogranicze powagi i śmiechu, prozy i poezji, infantylizmu i dojrzałości, liryki i satyry. Rzeczywistości i urojenia. Tej ziemi pogranicznej, tym pogranicznym ludziom przywiozłam pogranicze własne."
W Strumianach Kulmowie zastali "pogmatwane w duszach i przestrzeniach historie Łemków, autochtonów, Zaburzan, Wielkopolan, Wilniuków, Pałuczan, Kujawian". Przybysze zasiedlili ziemię "po Niemcach" i odtąd już większość rzeczy i zdarzeń, jakie ich tutaj spotykały, była "po Niemcach". Jednocześnie wnosili oni w tę rzeczywistość własne doświadczenia. Pojedyncze historie układały się w nowe konfiguracje, a problemy, które się pojawiały, trzeba było rozwiązywać z nową wrażliwością, jakiej wymagało zmienione miejsce. I opowiadali o tym wszystkim z serdecznością, bo kresowi ludzie nie strachliwi, więcej w nich życzliwości, niż podejrzeń". A dom Kulmów: pisarki i reżysera teatralnego, wyjątkowo zdawał się takie historie przyciągać. Pani Joanna zapisywała je więc przez ponad trzydzieści lat, "niezmiennie, jednolicie, jak pamiętnikarzowi wypada. Zwyczajne zdarzenia, które z biegiem lat podniesione zostaną do rangi tych z zamierzchłej przeszłości i prawie nieprawdopodobnych, na przykład o tym, jak "cała wieś zostawiła wykopki, obsiadła łąkę, kiedy pierwszy raz helikopter nawiedził Strumiany". Albo kiedy pewnego zimowego dnia, idyllę Kulmów ("niech ją dunder świśnie") przerwał atak ludowego wojska, bo okazało się, że Różowy Domek doskonale nadaje się na obiekt strategiczny. Od szalonego planu na szczęście jednak odstąpiono. i dwójka "dziwaków", "bezpartyjnych, bezetatowych", nadal mogła przesiadywać na leżaku pod sosną z maszyną do pisania, grać w badmintona, i muzykować na koncertowym fortepianie Bechsteina który dostali za "bezdurno" od pana Pieńkowa ze Szczecina I wrastać w zieleń, "na amen się w niej utopić".
Strumiańskie historie to wreszcie zapisy przyjaźni ludzi i zwierząt. Gniadosza Jasia, tłukącego się pod oknami leśniczówki, żeby użebrać kostkę cukru, krów Eurydyki i Trąby, przewodniczki stada, muczącej jak puzon, lecz zamierającej w bezruchu pod furtką na dźwięk "Sonaty Patetycznej", ogromnego kocura Rumcajsa, "wiejskiego rzezimieszka, którego uszy nosiły ślady zębów rywali", baraniuków.
Ale przede wszystkim to książka o pokorze. Kiedy autorka przyznaje: "Ty człowiecze swoje, los powie swoje." nie do rezygnacji namawia, ale do pogodzenia z losem, do uważnego jego przeżywania. I nie samotnie: "Bo chcieliśmy iść sami, a tu nagle jest nas milion: obrastamy w przydrożne rzeczy, psy, koty. Obrastamy w siostrzeńców".
Niezwykłe świadectwo pisarza, który stał się odpowiedzialny nie tylko za słowo. Polecam państwu.
Agnieszka Szyszko, Tygodnik Suwalski, 20.04.2004
Joanna Kulmowa Strumiańskie wędrowanie, Sejny 2004, Fundacja Pogranicze.