Pierwszą wystawę rysunków autor miał w getcie w 1942r., na rok przed całkowitą zagładą jego mieszkańców. „W tym przejściowym okresie – pisze – organizowano spektakle teatralne, koncerty, występy chórów i wieczory poetyckie”. Był to jeszcze czas kiedy artyści próbowali pośród najczarniejszej nocy zachować człowieczeństwo i nadać sens życiu. Jak pisze w swoim „Przewodniku po Wilnie” Tomas Venclova, było to „życie w cieniu śmierci”, która czaiła się za progiem. A próg był blisko – 23 września 1943 r. licząca 42 tys. osób społeczność żydowska w tym mieście przestała istnieć wymordowana w Górnych Ponarach przez Niemców oraz ich pomocników Litwinów. Ta ciemna plama w najnowszych dziejach Litwy bywa spychana w zbiorową niepamięć. W różnych opracowaniach i przy rozmaitych okazjach bywa chętnie podkreślany wielonarodowy i wielokulturowy charakter Wilna, zarówno w okresie międzywojennym, jak i obecnie. Według Venclovy, w 1937 r. W Wilnie ukazywało się 114 gazet i czasopism, w tym 74 polskie, 16 żydowskich, 12 białoruskich, 9 litewskich i 3 rosyjskie. W 1925 r. Powstał w mieście jedyny w swoim rodzaju ośrodek naukowy – Żydowski Instytut Naukowy (JIVo), w którym studiowano język jidysz oraz folklor i tradycje miejscowych Żydów. Instytut posiadał liczącą 40 000 woluminów bibliotekę oraz wiele cennych rękopisów. Członkami honorowymi prezydium instytutu byli Sigmund Freud i Albert Einstein. W relacji autora takich świadectw nie znajdziemy – trudno ich oczekiwać od pamięci dziecka. Zachowały się zatem w jego wspomnieniach inne wydarzenia.
Rodzice Samuela Baka byli spolonizowanymi i zeświecczonymi Żydami. Pierwszym językiem, jakim się chłopiec posługiwał, był polski, dużo później, już po wyjeździe w 1948 r. Z Wilna poznał jidysz, którym dziadkowie i rodzice posługiwali się tylko wtedy, gdy chcieli cos przed nim zataić. „Na pewno tez byli Polakami – pisze o nich – także mieli w sobie to , co sprawiało, że byliśmy jednak inni. Nie chodziliśmy do kościoła w niedziele, nie nosiliśmy znaku krzyża na piersiach, i nie ubieraliśmy, niestety, choinki na Boże Narodzenie. Byliśmy Żydami, ponieważ, a ponieważ słowo Żyd było w moim języku słowem brzydkim i nauczono mnie nie używać go, najlepsze co mogłem zrobić, to uznać się za wyznawcę i w ten sposób się przedstawiać”. Tej inności, piętna tego „czegoś”doświadczył autor w wieku pięciu lat, kiedy podczas spaceru z matką został opluty i przezwany „parszywym żydkiem” przez jakiegoś wyrostka. Współpraca sfer intelektualnych i zachowania ulicy mogły istnieć obok siebie. W trzy lata później tą samą ulica wraz z tysiącami Żydów był gnany do getta.
Ojciec Samuela został zamordowany w Ponarach na dzień przed wkroczeniem do Wilna Armii Czerwonej. Jeszcze niemal do ostatnich godzin ścigano i zabijano nieszczęsne niedobitki z wileńskiego getta. On i matka jednak przeżyli – dzięki dobrym i niezwykłym ludziom. Dwukrotnie przechowały ich, i kilku innych Żydów, siostry benedyktynki, Siostra Maria i ojciec Stakauskas z narażeniem życia ukryli matkę i syna w klasztornym pomieszczeniu wypełnionym starymi księgami, które Niemcy konfiskowali w muzeach i instytucjach urzędowych, zwozili do klasztoru przylegającego do jednego z najpiękniejszych kościołów wileńskich – św. Katarzyny. Tam ich zastała wolność, choć jeszcze w ostatniej niemal chwili ktoś ze straży pożarnej chciał wydać uciekinierów Niemcom.
Zawieszony między wiarą w chrześcijańskiego Boga i Boga Żydów dziewięciolatek, którego dla ratunku w pewnym momencie ochrzczono i nauczono kilku katolickich pacierzy, tracił stopniowo wiarę w stałość świata dorosłych. Doroślejąc szukał oparcia w sztuce i chyba je znalazł, tworząc cykl „Getto” i przywołując w obrazach zamordowanych kolegów i rówieśników. Kryjówka wśród książek, dzieł ludzkiej wyobraźni i intelektu, stawała się przystanią w dalszym życiu.
Jadwiga Kołodziejska, „Nowe książki”, 1/2007
Samuel Bak Słowami malowane. Wspomnienie Wilna. Sejny 2006, Fundacja Pogranicze.