- Proszę pana, znam oczywiście takich ludzi, którzy są pochodzenia żydowskiego, ale ani się z tym nie eksponują, ani tego nie ukrywają. Mają pochodzenie żydowskie i tyle. Miarą ich żydostwa jest pewnie fakt, że nie będą pochowani na żydowskim cmentarzu. Pod tym względem cmentarz żydowski w Tarnowie to zamknięty rozdział.
- Jak pan tak mówisz, to ja panu opowiem jeden story. Nie mów pan tak, że ten cmentarz, to jest już rozdział zamknięty. Nie mów pan, że tam już żaden Żyd nie będzie zawieziony. Posłuchaj pan ten story.
Rabin Halbersztam ma nieco ponad sześćdziesiątkę, siwą, długą brodę, nosi czarny kaszkiet i ciemny płaszcz. Choć pejsy założone poza uszy, mam przed sobą niewątpliwie pobożnego chasyda, spokrewnionego nawet z samym Chaimem Halbersztamem z Nowego Sącza. Na wszelki wypadek nie proponuje mu więc herbaty, by nie musiał odmawiać, obawiając się niekoszernego napoju. Przywykłem do wizyt pobożnych, którzy wolą nie tykać nie znanego im pożywienia.
- Posłuchaj pan - mówi rabin z tym akcentem, który tak egzotycznie brzmi, a w którym jest nieco z wiejskiej, galicyjskiej gwary, także z zaśpiewu amerykańskiego, jest trud wyszukiwania zapomnianych słów polskich, chęć wyrażania wszystkiego obrazowo. - Jak pan widzisz, jestem rabinem. Moja rodzina jest z Rzeszowa, tam tez byli Halbersztamy. Znałeś pan Halbersztamów? Tak wiem, nie znałeś pan. Aleś pan pisał w książce o Halbersztam Chaim i Szraga. Pan to wiesz. No to moja rodzina mieszkała w Rzeszowie. Teraz to ja przyjeżdżam do Polski i do różnych miejsc. Często przyjeżdżam do Miasta. Tam raz przyszła do mnie jedna pani. Ona się mnie zapytała, żebym ja jej odpowiedział. I opowiedziała mi swój story. Ona była młoda dziewczyna, jak była wojna. Ona chciała żyć. Nie była podobna na Żydówkę, to poszła do jednej farmy. Ona pracowała i jeden, może więcej chłopcy. I potem, może po wojnie, ona się ożeniła z jednym chłopakiem z farmy. I teraz ona się mnie pyta:
- Ja jestem już stara, może umrę niedługo. I co ja mam zrobić? Ja mam mąż katolik, moje dzieci katolicy. Co ja mam powiedzieć dla moje dzieci? Jak ja umrę, ja chcę iść na żydowski cmentarz. Ale jak ja to powiem? Co powie mojego prist? Co powie mojego mąż? Oni throw me out! To co ja mam zrobić?
- Ja jej mówię - Ty masz jakieś friends, ty napisz testament i daj takiej friend i powiedz, żeby ona to dała dla twojego męża, jak ty już nie będziesz żywa. Tak jej powiedziałem. Niech oni zrobią, co zechcą. Ty napiszesz, żeby cię zawieźli na żydowski cmentarz, oni to może zrobią, a może nie. To już nie będzie twoje rzecz. Ty możesz chcieć być położona po żydowsku, i ty masz prawo.
Rabin przystaje, myślę, że skończył, ale za chwilę opowieść jest kontynuowana.
- Pan wiesz, ja tu przyjeżdżam do Polski często. To ja biorę taxi, bo mam dużo sprawy do zrobienia. Ja nie biorę taxi na każdy raz. Ja biorę taxi na dwa dni, na cztery dni, to ten driver jest zadowolony. Ja potem znów przyjechałem do Miasta. Na station wziąłem taxi. Ja pamiętam dobrze nazwiska. A ten driver miał zapisane nazwisko. Takie nie całkiem zwykłe. To łatwo zapamiętać. To było samo nazwisko co ta pani. Ale ja nic nie mówię. My jedziemy jeden dzień. W drugi dzień on mówi: ja to jestem troszkę Żyd.
- Co to znaczy, że pan jesteś troszkę Żyd? - ja się pytam, ale wiem, co on mi powie. Ta pani już pewnie nie żyje. Tak pomyślałem.
To on mi mówi, że on chce mi opowiedzieć swój story. A ja wiem co on mi powie. I nic nie mówię. A on mi mówi: jak matka zmarła, to ojciec się zamknął w pokoju i płakał. Jak on, ten syn wszedł do pokoju, to ojciec mu pokazał ten testament. - Ja nie wiedziałem, że ona jest Żydówka - mówił i płakał. - TO co oni zrobili? Oni zrobili w domu ten ceremonię, zawołali tego prist, sąsiadów, a potem powiedzieli, że matkę zabierają do innego miasta. I zawieźli ją do Miasteczka na żydowski cmentarz, żeby nikt nie wiedział.
Potem byłem znowu w Mieście i spotkałem ten driver i mówiłem do niego, że chciałbym dać pieniądze na ten cmentarz w Miasteczku. TO on się bardzo ucieszył, mówił, że on też by chciał ten cmentarz ogrodzić, zrobić porządek. I on mi powiedział, że za dwa lata za matką ten jego ojciec też zmarł. Z żalu. A jak miał umrzeć, to powiedział synom, że on też jest Żyd. On nie chciał tego całe życie mówić, bo nie wiedział, że matka była Żydówka. A teraz, przed śmiercią, powiedział. I oni znowu zrobili ten ceremonię, zawołali prist, a potem go zawieźli do Miasteczka, na żydowski cmentarz.
- Pan myśli, że to nieprawda. Ja też tak myślałem, że on opowiada fantazje. Tak myślałem, że on tak mi mówi, bo ja jestem Żyd.
Ale teraz mieliśmy jechać na ten cmentarz. I pojechaliśmy tam, a ja byłem ciekawy, czy tam są te dwa groby. Ten cmentarz jest bardzo zniszczony, kamienie połamane, drzewa rosną. I proszę pana, tam były dwa groby, całkiem nowe! A ja się pytam, dlaczego nie ma na grobie kamienia i nazwiska. To on mi mówi - przecież ja nie wiem, jak mama się nazywała, ja nie wiem jak się ojciec nazywał. Ja ich nigdy nie spytałem, a może oni sami nie wiedzieli?
- Panie Bartosz, to nie była jego fantazja, on mówił prawdę. Nie mów pan, że na tarnowskim cmentarzu już nigdy nikogo nie położą do ziemi. Tego nikt nie wie.
Krasnogruda nr 9, Sejny 1998, Pogranicze.