Krasnogruda nr 6. KRZYSZTOF CZYŻEWSKI: Mostar.

Krasnogruda nr 6. KRZYSZTOF CZYŻEWSKI: Mostar.

Mostar 

Mostar - Trogir, listopad 1994 dla Jasminka 

Pełna dobroci bogini tej ziemi, Łniada Bossona 
błądziła wśród ludzi nie pomnych jej Imienia. 
Na przeciwległych wzgórzach Ormuz i Aryman 
ładowali granatniki, od których ginęli wierzący 
w Jedynego. Szukałem drogi w Mieście 
kamiennie białym, o pustych oczodołach.

Na skraj przepaści doprowadzili mnie zbrojni. 
Ramiona mostu złamane sączyły krew z rzeki 
w której stał mnich bogomilski i unosił dłoń 
przeszytą słońcem. W czerwień załamywało się światło. 
Gdy wstępowałem na kładkę zawieszoną wysoko 
na stalowych linach Ty, jak przed wiekami 
siedziałaś na mym ramieniu powtarzając: 
CO PRAWDZIWIE MA BYĆ JEDNE JEST TROISTE. 
Lecz pod nami brzegi oddalały się od siebie 
i nie było już ramion zdolnych je objąć. 
Nienawiść dzieliła nasze Miasto. Widziałem 
jak zgwałcona Rzeka wlewa się w szczeliny pękającej Ziemi 
dosięgając coraz dalszych okolic, dosięgając ludzi 
we śnie, ich siedliska w dobrobycie, ich armie 
i państwa w niemocy. Ginąc nie rozumieli. 

Po drugiej stronie czekał stary Zaratustra. 
Sprzedawał pocztówki Starego Mostu za grosz ironii. 
Wyciągnął ku mnie zaciśnięte dłonie, ciemną i jasną: 
"Mam tutaj Serba, Muzułmanina, Chorwata, Żyda, Cygana... 
Jeśli zgadniesz w której dłoni, wejdziesz do królestwa." 
Odwracając się dostrzegłem Bossonę z garstką ludzi 
uchodzącą w góry. Brama mroku zamknęła się za nimi. 
Następnego dnia szukałem ich śladów - na próżno, 
pytałem ludzi - na próżno. "Uszli i nieprędko 
rozpalą ogień w bezpiecznym miejscu" - na siwym kamieniu 
zburzonej Świątyni siedział Patrzący. "A Ty?" - spytałem. 
"Dopóki choć jedno serce wyczekiwać ich będzie 
jest nadzieja, że powrócą" 


-------------------------------------------------------------------------------- 

za Jasminka 

Tamnoputa Bossona, puna dobrote boginja te zemlje 
lutala je sred ljudi koji ne znaše joj Imena 
Na suport položenim brdima Ormuz i Ariman 
punili su bacače, od kojih su ginuli vjernici 
u Jedinoga. Tražio sam puteve u Gradu 
kamenobijelom, sa prazmin očnim dupljama. 

Do ivice provalije vodili su me naoružani. 
Iz skršenih ramena Mosta kapla je krv rijeke, 
u kojoj je stajao bogumilski monah i podizao šaku 
obasjanu suncem. U crvenilo prelamala svjetlost. 
Kad stupih na dasku uzdignutu visoko 
na čeličnim konopcima Ti, kao nekad davno 
sjedjaše na mom ramenu ponavljajuči: 
ONO ŠTO ISTINSKI TREBA BITI JEDNO JEST TROJNO. 
Ali pod nama obale su se udaljavale 
i nije bilo ramena što b i ih zagrlit. 
Mržnja je dilielja naš Grad. Vidio sam 
kako se silovana rijeka ulijeva u razvaline Zemlje 
dosežuči sve dalije okolje, dosežuči ljude 
u snu, njihove nastambe u blagostanju, njihove vojske 
i države u nemoči. Ginuči nisu shvatili. 

Nadrugoj strani čekao je strai Zaratustra. 
Prodavao je razglednice Staroga Mosta za groš ironije. 
Ispružio je prema mni stisnute šake; tamnu i svijetlu: 
"Imam tu Sribina, Muslimana, Hrvata, Jevreja, Ciganina... 
AKo pogodiš u pojoj ruci, uči češ u kraljevstvo." 
Okrenuvši se spazih Bossonu sa šačicom ljudi 
kako bježi u brda. Kapija tame zatvorila se za njima. 
Idučeg dana tražio sam njihove trgove - uzalud 
pitao sam ljude - uzalud. "Umakli su i ne tako brzo 
zapalit če vatru na sigurnom mjestu" - na sijedom kamenu 
srušenog Hrama sjedio je Posmatrač. "A to si Ti?"- upitato sam. 
"Sve dok ih makar jedno srce bude očekivalo 
postoji nada da če se vratiti." 


Przełożył Čedo Kisić

Krasnogruda nr 6, Sejny 1997, Pogranicze.