Powrót do domu
Tafle cienkiego lodu pękają na powierzchni jeziora. Pukanie
zmarzniętych dzięciołów w nieprzejrzyste szyby budzi nas ze snu.
Wcześnie rano. Letni śnieg spełza z grzbietów granicznych gór.
Blade twarze książąt. Krew wnet znów uderzy im w lica.
Ze szczelin ziemi kipi światło. Jak smutno pachną buty daremnie
przedzierające się przez głębokie moczary! Bryza z południa nad dachami
nieśmiało miesza się z wiatrem ze wschodu. Kończy się ślepota. Teraz
w świętej godzinie zebraliśmy się wszyscy, którzy po narodzinach odeszliśmy z domu.
Z plamek startej łupiny jajka
powstaje mapa kraju walczącego z zapomnieniem. Na miejskich placach rosną sterty słodkiej ziemi.
Staruszka z miłością podnosi ręce bez
pragnienia i lęku. Minęła tajemnica dziesięciu dni. Spokojnie czeka na nich.
Zna ich z oddechu rozpaczy pod hełmami. Czule ich pociesza. Upór
materii. Myślą, że jest matką. Twarz żołnierza, piękna jak etruska waza,
tonie w szemraniu studni, która być może wypełni się rajską wodą.
Władca łez
Niech będzie: niech twoje uszy na razie nie słyszą łopotu kawek
oblepiających rynny wież strażniczych jak gnijący owoc nieba.
Niech krok ci jeszcze mierzy niewyczerpane dno sal, gdzie oddech
posłów z dalekich obcych dworów ożywia sny dawnych przodków,
sny o krainach nieskończonych, gdzie to samo imię wymawiają z tym samym
lękiem. Niech ślina stężeje ci w kryształ. Niech ręka twoja nikogo nie
dotyka. Niech przyszłość przepowiadają ci bohaterowie, którzy przekroczyli
ilirskie wzgórza i polegli w zwałach piasku ciepłego morza. Nieodwołalnie sami.
Niech słony płyn na chwilę chluśnie przez mury ruin, które
armie pozostawiły za sobą. Niech przywódcy śmiertelnie poważnie patrzą w
czas pamięci, który nieuchronnie będzie gęstniał jak wosk. To nim
przypieczętujesz spuściznę bólu, który powoli narasta w nerkach
twych żyjących poetów. Ku wybrzeżom podzielonej wyspy będą
uciekać wraz z tobą. Za późno będzie, gdy uklękniesz pod brutalną gwiazdą.
Wędrówki
Wszystko widzisz, wszystko: półmrok sali koncertowej, rzędy
zakurzonych skrzypiec, w pośpiechu porzuconych na parkiecie,
oddech much, gwiżdżący czajnik, pocisk wystrzelony w szary świt,
myśliwski wzór tapety, napis w języku dwóch proroków, rzeczy,
topiące się w niezmierzonym świetle, krzyk szybujący do nieba,
blask metalu, bazylię pachnącą na grządce, mroczny wers
sonetu, kolumnę młodych chłopców i chlipiących kobiet, w
szerokich spódnicach niosących niemowlęta, cienkie strumienie soku
śliwkowego wsiąkającego w popękaną glebę wydeptaną przez cofające się
oddziały. Wszystko. Widzisz świeży spokój cmentarza, chore przerzuty
lasu, w których ostatecznie wykończy się znajomy świat. Dawny porządek
przemocy, który wraca ku ogniskom. Jak cichy jest teraz dom.
Chór dziewcząt zamilkł. Lecz ślad na wschód na pewno pozostanie.
Nikt go nie zetrze. I wiesz, że zegar z wieży bije wam i nam.
Przełożyła KATARINA ŠALAMUN-BIEDRZYCKA
Krasnogruda nr 6, Sejny 1997, Pogranicze.