Krasnogruda nr 6. ALEŠ DEBELJAK.

Krasnogruda nr 6. ALEŠ DEBELJAK.

Elegia bośniacka 
Miljenko Jergoviciowi
 

Śpiewaj, młody poeto, dotknij mej podrażnionej skóry, spalonej od długich 
ucieczek przez horyzonty, pagórkowate bezdroża, nie przestawaj teraz, 
gdy rozpalone źrenice artylerzystów wbite są w wilgotne plamy fasad 
bibliotek i pałaców powtarzające pamięć okrutnego stulecia. 

Wylicz po prostu to, co jeszcze zostało: chmary jaskółek, świergoczących 
pod byłymi arkadami i wieżami kościelnymi, wieczna mądrość francuskiej powieści, 
którą czytamy w schronach, delikatny, jasny puszek na płatkach uszu 
niemowląt, który nagle znika, przytłumiony grzmot z równin Panonii. 

Zapach prochu drażni płuca. My nie przekroczyliśmy progu. 
Przemów teraz, woda spienionej głębi faluje, nigdy 
pobłogosławiona. Na dnie pobłyskują pierścionki. Radują się rzeczy minione. 

Uwierz, naprawdę: jestem przygotowana, po raz ostatni mi teraz zaśpiewaj 
o miłości czułej do burz, o tajemnicy kobiecych cieni i 
marmurowych schodów, śpiewaj, jak śpiewałeś, nim osiwiałeś.

Powrót do domu 

Tafle cienkiego lodu pękają na powierzchni jeziora. Pukanie 
zmarzniętych dzięciołów w nieprzejrzyste szyby budzi nas ze snu. 
Wcześnie rano. Letni śnieg spełza z grzbietów granicznych gór. 
Blade twarze książąt. Krew wnet znów uderzy im w lica. 

Ze szczelin ziemi kipi światło. Jak smutno pachną buty daremnie 
przedzierające się przez głębokie moczary! Bryza z południa nad dachami 
nieśmiało miesza się z wiatrem ze wschodu. Kończy się ślepota. Teraz 
w świętej godzinie zebraliśmy się wszyscy, którzy po narodzinach odeszliśmy z domu. 
Z plamek startej łupiny jajka 

powstaje mapa kraju walczącego z zapomnieniem. Na miejskich placach rosną sterty słodkiej ziemi. 
Staruszka z miłością podnosi ręce bez 
pragnienia i lęku. Minęła tajemnica dziesięciu dni. Spokojnie czeka na nich. 

Zna ich z oddechu rozpaczy pod hełmami. Czule ich pociesza. Upór 
materii. Myślą, że jest matką. Twarz żołnierza, piękna jak etruska waza, 
tonie w szemraniu studni, która być może wypełni się rajską wodą. 


Władca łez 

Niech będzie: niech twoje uszy na razie nie słyszą łopotu kawek 
oblepiających rynny wież strażniczych jak gnijący owoc nieba. 
Niech krok ci jeszcze mierzy niewyczerpane dno sal, gdzie oddech 
posłów z dalekich obcych dworów ożywia sny dawnych przodków, 

sny o krainach nieskończonych, gdzie to samo imię wymawiają z tym samym 
lękiem. Niech ślina stężeje ci w kryształ. Niech ręka twoja nikogo nie 
dotyka. Niech przyszłość przepowiadają ci bohaterowie, którzy przekroczyli 
ilirskie wzgórza i polegli w zwałach piasku ciepłego morza. Nieodwołalnie sami. 

Niech słony płyn na chwilę chluśnie przez mury ruin, które 
armie pozostawiły za sobą. Niech przywódcy śmiertelnie poważnie patrzą w 
czas pamięci, który nieuchronnie będzie gęstniał jak wosk. To nim 

przypieczętujesz spuściznę bólu, który powoli narasta w nerkach 
twych żyjących poetów. Ku wybrzeżom podzielonej wyspy będą 
uciekać wraz z tobą. Za późno będzie, gdy uklękniesz pod brutalną gwiazdą. 


Wędrówki 

Wszystko widzisz, wszystko: półmrok sali koncertowej, rzędy 
zakurzonych skrzypiec, w pośpiechu porzuconych na parkiecie, 
oddech much, gwiżdżący czajnik, pocisk wystrzelony w szary świt, 
myśliwski wzór tapety, napis w języku dwóch proroków, rzeczy, 

topiące się w niezmierzonym świetle, krzyk szybujący do nieba, 
blask metalu, bazylię pachnącą na grządce, mroczny wers 
sonetu, kolumnę młodych chłopców i chlipiących kobiet, w 
szerokich spódnicach niosących niemowlęta, cienkie strumienie soku 

śliwkowego wsiąkającego w popękaną glebę wydeptaną przez cofające się 
oddziały. Wszystko. Widzisz świeży spokój cmentarza, chore przerzuty 
lasu, w których ostatecznie wykończy się znajomy świat. Dawny porządek 

przemocy, który wraca ku ogniskom. Jak cichy jest teraz dom. 
Chór dziewcząt zamilkł. Lecz ślad na wschód na pewno pozostanie. 
Nikt go nie zetrze. I wiesz, że zegar z wieży bije wam i nam.

Przełożyła KATARINA ŠALAMUN-BIEDRZYCKA

Krasnogruda nr 6, Sejny 1997, Pogranicze.