Moment historyczny, w jakim znajduje się państwo Białoruś i świadomość narodowa jego mieszkańców, został przedstawiony jako stadium rozwoju między BSSR a Republiką Białoruś, między członkiem internacjonalistycznego związku a podmiotem w międzynarodowej wspólnocie. Stąd też wypływa szczególny rodzaj optymizmu zamieszczonych tu publikacji. Narodowe państwo białoruskie przez wielu jeszcze do dziś postrzegane jest w kategoriach politycznego incydentu, niechcianego i upośledzonego dziecka, które nie jest w stanie samodzielnie żyć. Mimo to każdy spis ludności wykazuje, iż mieszkańcy Białorusi, pozbawieni znajomości historii, języka, wolnego dostępu do współczesnej białoruskiej kultury i literatury, pozbawieni w końcu elity przywódczej, uparcie deklarują białoruską narodowość. Siarhiej Dubawiec pisze o "świadomości genetycznej" Białorusinów. Narodowości nie da się odmienić, białoruskość staje się sprawą genów, przodków, którzy zasadniczo różnili się od Rosjan i Polaków. Ów fenomen rodzenia się narodu z narodu (czy raczej narodów) przedstawia łączący białoruską starożytność i współczesność szkic Sokrata Janowicza.
Bogata, zajmująca niemal połowę objętości pisma, część literacka mówi wiele o miejscu sztuki w kręgu białoruskich spraw. Charakteryzując sytuację pisarzy reprezentujących mniejszość narodową Janowicz pisze: "Chcąc tego, czy nie, są oni wprost popychani przez adresatów swej twórczości do odgrywania roli liderów narodowości, bycia sumieniem narodu (...)". Stąd "luksus kapłaństwa słowa" łatwo zastąpić znacznie bezpieczniejszym (niezwiązanym z niebezpiecznym, wysokim i narowistym koniem sztuki) luksusem "kapłaństwa" narodowego. Czytając białoruskich pisarzy, dostrzega się to niebezpieczeństwo, jak też i próby uniknięcia go. Dość powiedzieć, że sam Sokrat Janowicz, obecny w kolumnach publicystyki i eseju, nie wzbogaca swą prozatorską twórczością nakreślonego przez Krasnogrudę pejzażu białoruskiej literatury. Znajdujemy w nim postaci inne: od klasyków (Arsieńniewa, Bykau), twórców średniego pokolenia (Razanau, Czobat), przez pisarzy i eseistów polsko-białoruskich obrzeży (Czykwin, Słobodzianek, Plutowicz, Seniuch, Pawluczuk), po białoruską awangardę (Astrawiec, Sidaruk, Mort, Wiszniou). Sprawia to wrażenie próby przedstawienia względnie pełnej panoramy współczesnej białoruskiej literatury, próby - należy dodać - na ile to możliwe udanej.
Wracając do charakterystycznego problemu "narodowego kapłaństwa" sztuki, trudno nie zauważyć, że ów wymiar "kapłański" udaje się tylko wówczas, gdy powstaje sztuka na odpowiednim poziomie artystycznym i intelektualnym. Wiele mówi kontrast, jaki zachodzi między przedstawionymi utworami Bykaua i Razanaua - różnica nie tylko pokoleniowa. Proza Byakaua momentami utrzymuje się na poziomie alegorii obraźliwym dla inteligencji czytelnika. (Dom na chutorze odwiedza natrętny diabeł, namawiając rodzinę do integracji z wsią. Daje spokój dopiero, gdy gospodarz ozdabia chałupę biało-czerwono-białą flagą...). Razanau dotyka spraw narodowych, wychodząc w obszary problemów uniwersalnych; podróż furmanką przez las staje się metamorfozą drogi mieszkańców tej ziemi na sąd ostateczny. Zestawienie Na chutorze Bykaua i Leśnej drogi Razanaua może więc dostarczyć materiału do refleksji nie tylko twórcom białoruskim.
Z kart pisma Krasnogruda "mówią" średniowieczne freski Cerkwi Zbawiciela w Połocku, obrazy Leona Tarasewicza, wysmakowane artystyczne projekty stron tytułowych, fotografie. (Tu, w imię jeszcze wyższego poziomu opracowania graficznego, wypadałoby zauważyć brak fotografii wschodniej Białostocczyzny. Esej Janowicza Pisarz białoruski w powojennej Polsce został nie wiedzieć dlaczego zilustrowany zdjęciami cmentarzy Grodna i Nowogródka).
Podsumowując, podróż za horyzont dzięki Krasnogrudzie odsłania pejzaż taki, jakiego podróżując szukamy: barwny i piękny, na początku obcy, który w końcu staje się bliski i w jakiś sposób nasz.
Radosław Romaniuk, "NOWE KSIĄŻKI", 24.04.2001
Krasnogruda nr 12, Sejny 2000, Pogranicze.