1. Proszę podać pięć aktualnie najbardziej ulubionych przez Szanownego Kolegę kawałków z Mickiewicza i Słowackiego (pięć z Obu, a nie pięć z Jednego i pięć z Drugiego!). Chodzi o podanie pięciu tytułów utworów całych lub dokładne (od...do) wskazanie fragmentów.
2. Jakie jest Szanownego Kolegi największe-najważniejsze przeżycie związane z Mickiewiczem, a jakie ze Słowackim?
3. Która z książek o Mickiewiczu, a która o Słowackim, zainteresowała Szanownego Kolegę w ciągu ostatnich (dajmy na to pięciu-dziesięciu) lat na tyle, że przeczytał ją Szanowny Kolega w całości.
Za udzielenie odpowiedzi na temat z góry bardzo dziękuję.
Adresatami powyższego listu byli: Miłosz L. Biedrzycki, Wojciech Bonowicz, Mirosław Dzień, Darek Foks, Mariusz Grzebalski, Jacek Gutorow, Marcin Hamkało, Tomasz Majeran, Bartłomiej Majzel, Maciej Melecki, Andrzej Niewiadomski, Tomasz Różycki, Marcin Sendecki, Krzysztof Siwczyk, Dariusz Sośnicki, Dariusz Suska, Krzysztof Śliwka, Wojciech Wencel, Adam Wiedemann.
Odpowiedzi, za co serdecznie jeszcze raz dziękuję, nadesłali: Miłosz L. Biedrzycki, Wojciech Bonowicz, Mirosław Dzień, Marcin Hamkało, Mariusz Grzebalski, Jacek Gutorow, Bartłomiej Majzel, Maciej Melecki, Andrzej Niewiadomski, Tomasz Różycki, Krzysztof Siwczyk, Adam Wiedemann.
Miłosz L. Biedrzycki
1. Starszy z wieszczów: Popas w Upicie, [Śniła się zima...], [Gdy tu mój trup...]. Więcej nie pamiętam. To znaczy pamiętam jeszcze wers Lećmy! I więcej nie zniżajmy lotu!, ale nie wiem, co to za utwór. U młodszego z wieszczów aktualnie podoba mi się nie tyle jakiś konkretny utwór, co klasyczne poczucie humoru, które kojarzy mi się z wierszami Marcina Barana!
2. Wydawało mi się, że nawiedzał mnie kilkakrotnie duch Mickiewicza i groził mi, ale może to tylko moja jazda...
3. Joanny Salamon, Latarka Gombrowicza (polecam, choć to na krawędzi paranoi!), Jana Walca, Architekt Arki (klasyka, nie trzeba polecać).
Wojciech Bonowicz
1. Niezwykle trudne zadanie. To tak, jakby musieć wskazać pięć aktualnie ulubionych pierwiastków na tablicy Mendelejewa. Więc wskażę nieco więcej... Z Mickiewicza: Ballady i romanse oraz Zdania i uwagi w całości; do tego wszystkie części Dziadów. Z jego wierszy wspomnę przynajmniej: [Broń mnie przed sobą samym...] oraz [Snuć miłość...]. Ze Słowackiego: Beniowski w całości, fragmenty Kordiana (zwłaszcza akt III oraz z aktu I opowieść Grzegorza o Janku, co psom szył buty); z wierszy: Sowiński w okopach Woli oraz szereg znakomitych drobiazgów.
2. Najważniejszym przeżyciem była niewątpliwie wielokrotna lektura Ballad i romansów w dzieciństwie. Nauczyłem się czytać mając cztery lata. W domu były dwa tomy dzieł Mickiewicza, nie było natomiast Słowackiego. Bardzo wcześnie przeczytałem Ballady... i Konrada Wallenroda.
Mniej więcej w wieku 22 lat przeczytałem niemal całego Słowackiego. To było niezwykłe doświadczenie, przytłaczające. Później już nigdy nie czytałem w ten sposób, zawsze wybierałem konkretne utwory. Duże wrażenie zrobiły na mnie dramaty Słowackiego, pojedyncze sceny czy kwestie w nich.
Teraz w wolnych chwilach przeglądam Krasińskiego. Obok bardzo udanych dramatów, są u niego znakomite partie w poematach i szereg dobrych wierszy (jak choćby apokaliptyczny Mord elektrycznym prądem...). No i niezwykłe listy.
3. Lista ta przedstawia się nader skromnie. W ostatnich trzech latach przeczytałem: Mickiewicz, czyli wszystko - rozmowę Adama Poprawy z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, Słowo i milczenie bohatera Polaków Ryszarda Przybylskiego, Cześć i skandale. O emigracyjnym doświadczeniu Polaków Aliny Witkowskiej. Mnóstwo książek pozaczynałem, ale musiałem je porzucić dla innych. Niestety, posiadłem zgubną umiejętność "obwąchiwania" książek, co nie ma wiele wspólnego z ich czytaniem. Przymierzam się do Zwłok Mickiewicza Stanisława Rośka i do obszernych monografii Zbigniewa Sudolskiego.
Mirosław Dzień
1. Ponieważ nieubłaganie zbliżam się do magicznej liczby 34, która, z uwagi na zaprzestanie pisania wierszy przez Mickiewicza, stanowi poniekąd magiczną cezurę "bycia poetą" w tym sensie, w jakim jest on kreatorem nowych światów, z dreszczykiem emocji próbuję sobie zadać pytanie, jakie miejsce w mojej świadomości zostawiłem dla Wielkich Romantyków. Myślę również, że pytanie o ulubione utwory Mickiewicza i Słowackiego w swojej obcesowości graniczącej wręcz z bezczelnością, posiada jakieś rudymentarne uzasadnienie. Odwołuje się bowiem do tego, co w każdym poecie owinięte jest delikatnym celofanem intymności. Myśląc o Mickiewiczu mam jedno, nieodparte skojarzenie: Dziady. Może dodałbym do tego balladę Tukaj albo Proby przyjaźni napisaną przez poetę w wieku dwudziestu dwóch lat i wiersz Do Samotności, utwór powstały na wiosnę 1832 roku. Z Juliuszem Słowackim mam większy kłopot. Trudno mi przychodzi wskazać jakiś konkretny wiersz lub poemat, do którego szczególnie bym wracał. Aby jednak uczynić zadość pytaniu postawionemu w ankiecie, powiem tak: [Wielcyśmy byli i śmieszniśmy byli...] oraz mroczny poemat Król-Duch zdecydowanie wykraczający poza krytyczne instrumenty jakimi mogą posłużyć się jego interpretatorzy.
2. Dla mnie największym odkryciem związanym z twórczością Mickiewicza i Słowackiego było uświadomienie sobie uniwersalnego charakteru przesłania ich dzieł. Powiem jaśniej: chodzi mi o wymiar eschatologiczny ich pisarstwa, stawianie i próba odpowiedzi na najbardziej ważkie pytania egzystencjalne. Stąd też uważam za niedopuszczalne i głęboko wypaczające myśl romantycznych poetów eksponowanie strony politycznej i niepodległościowej, zarazem oddalając traumatyczne zmagania Wielkich Romantyków z problematyką metafizyczną. Wielkość Mickiewicza i Słowackiego, w moim głębokim przekonaniu, polega na podejmowaniu przez tych twórców problematyki eschatologicznej i próbie - och, jakże śmiały to zamysł! - udzielenia odpowiedzi w wymiarze uniwersalnym. To niestety obecnie wydaje się być drogą zupełnie zapoznaną... I jeszcze jedno dopowiedzenie, na które w tej ankiecie sobie pozwolę. Otóż, wbrew powszechnym mniemaniom - w pewnym stopniu znajdującym uzasadnienie - to nie poezja Czesława Miłosza wydaje mi się kontynuacją eschatologicznej orientacji naszych Wielkich Romantyków, ale intelektualny i artystyczny wysiłek Zbigniewa Herberta, w którym dostrzegam "kryptoromantyka" w takim samym stopniu, w jakim jest on nade wszystko poetą eschatologicznym. Myślę, że historycy literatury - do których na szczęście się nie zaliczam i fakt ten wydaje mi się wystarczającym powodem do formułowania hipotezy, której być może nigdy bym nie odważył się postawić będąc na ich miejscu - zapewne taki pomysł skwitują wzruszeniem ramion. Moja intuicja, nienasycona i drapieżna, podsuwa mi jednak pomysły, próbujące przełamywać utarte konwencje i interpretacyjne nawyki.
3. Przyznać muszę, że nie śledzę ze zbytnią uwagą w ostatnim czasie pojawiających się publikacji dotyczących Mickiewicza i Słowackiego. Tym niemniej niezatarte piętno w przestrzeni mojej pamięci zostawiły znakomicie napisane książki Jarosława Marka Rymkiewicza. Mam tu na myśli: Żmut, Juliusz Słowacki pyta o godzinę, oraz niezwykle sugestywną rozmowę-wywiad, jaką z Rymkiewiczem na temat Mickiewicza przeprowadził Adam Poprawa: Mickiewicz czyli wszystko.
Marcin Hamkało
1. Najbardziej ulubione, a przy tym podskórnie istotne, pozostają dla mnie te rzeczy Mickiewicza i Słowackiego, których się niegdyś musiałem nauczyć na pamięć, kompletnie bez zrozumienia, co prawda, ale za to na zawsze. Są to chyba jedyne rymowanki, które mógłbym recytować po pijanemu, gdybym nie był zaprzysięgłym abstynentem. Do najważniejszych z nich zaliczam (mam nadzieję, że jestem oryginalny): Inwokację Pana Tadeusza, Redutę Ordona i [Polały się łzy...] Adama Mickiewicza oraz Testament mój i [Smutno mi, Boże] Juliusza Słowackiego.
2. Najistotniejszym moim przeżyciem związanym z lekturą dzieł Mickiewicza i Słowackiego była prawdopodobnie jakaś klasówka z romantyzmu. Drugim w hierarchii intensywności doświadczeniem była przypadkowa i dobrowolna lektura niektórych rzeczy jednego i drugiego, która dała mi sporo do myślenia, i której efektem są elementarne rytmy i melodie, co gdzieś w głowie zostały i plączą się po języku, kiedy się coś samemu próbuje napisać. Prawdę mówiąc, za największe nieszczęście, jakie spotkało twórczość tych dwóch, uważam kontekst edukacyjny, w którym większość z nas się z nią spotyka. Późniejsze alergie są już oczywiste i nie zawsze przezwycięża je wartość samych tekstów. Obu tym przyzwoitym przecież poetom należałoby się w końcu miejsce poważniejsze, niż rola mało lubianych, chociaż nieźle już wylansowanych, autorów literatury dla dzieci i młodzieży.
3. Kilka lat temu przyczytałem książkę Jeana-Charlesa Gille-Maisaniego Adam Mickiewicz. Studium psychologiczne, od dzieciństwa po Dziadów część trzecią, w której autor próbuje dowieść, jakoby nasz wieszcz narodowy miał nie całkiem równo pod sufitem.
Andrzej Niewiadomski
1. Oto moja aktualna "lista przebojów" (kolejność przypadkowa): Dziady cz. III (w całości), [Snuć miłość...], [Śniła się zima...], Uspokojenie, Horsztyński, akt IV, sc. I
Lista miała być ograniczona do pięciu pozycji, ale pozostawałbym w wielkiej niezgodzie z własnymi upodobaniami, gdybym nie wspomniał o fragmentach Pana Tadeusza, Snu srebrnego Salomei i Fantazego. Koniecznie!
2. Jedyne przeżycie poświadczone "na piśmie" to doznanie jakiegoś przedziwnego zmieszania się romantycznej "aury" ze współczesnością w rozłożonej na dwie raty obecności w pobliżu kolumny Zygmunta (patrz wiersz Uspokojenie. Późna wersja z tomu Niebylec). Przeżycia inne (prócz doznań lekturowych, o których długo by tu mówić) nie wyróżniają się niczym szczególnym, a związane są nieustannym kontemplowaniem we wczesnej młodości ilustracji Andriollego do Pana Tadeusza, tudzież podobizn wieszczów na lekcjach języka polskiego.
3. Jeśli idzie o książki "przy" Mickiewiczu, to było trochę interesujących pozycji, przez które nie trzeba brnąć z poirytowaniem i nudą do końca, mianowicie: cały cykl Jarosława Marka Rymkiewicza (Żmut, Baket, Kilka szczegółów, Do Snowia i dalej...) plus rozmowy Adama Poprawy z J. M. Rymkiewiczem Mickiewicz czyli wszystko; Krzysztofa Rutkowskiego Braterstwo albo śmierć: zabijanie Mickiewicza w Kole Bożym, no i Architekt arki Jana Walca. "Przy" Słowackim natomiast kilka rzeczy, które przeczytałem jednak z obowiązku, daruję sobie więc tytuły opracowań o "mistycznej" twórczości wieszcza.
Jacek Gutorow
Przyznam się od razu i bez bicia, że tzw. poeci romantyczni (zwani tudzież wieszczami) nie należą do poetów, których jakoś specjalnie lubię czy cenię. Powiedziałbym nawet, że polska poezja przeżywała w XIX wieku coś w rodzaju kryzysu (do chwalebnych wyjątków należą, moim zdaniem, Norwid i, w ograniczonym wyborze, Mickiewicz). Nie oznacza to jednak, że nie uważam (tzw.) poezji romantycznej za ważną. Wręcz przeciwnie.
1. Pięć ulubionych kawałków? W takim razie tylko Mickiewicz: Świtezianka (baśń poddana rygorowi formy, czyli po prostu ballada, ale jaki efekt), Stepy Akermańskie (dla mnie jeden z trzech, czterech najlepszych polskich sonetów), oraz trzy z liryków lozańskich: [Nad wodą wielką i czystą...], [Polały się łzy...] i [Snuć miłość...] (szczególnie wersy 1-7); te ostatnie to, jak sądzę, najdoskonalsze liryki polskiego romantyzmu.
2. Proszę wybaczyć, ale tym razem ograniczę się do Słowackiego. Sporym przeżyciem była dla mnie lektura jego listów. Chodzi mi tu zwłaszcza o listy pisane w tzw. okresie mistycznym. Moje przeżycie nie miało charakteru mistycznego; wręcz przeciwnie. Jakże charakterystyczny (i dobrze mi znany) ton przyjmuje w swych listach Słowacki! Jest to ton niewzruszonej pewności i wynikającej stąd wyższości. Chciałoby się wręcz życzyć poecie, aby wreszcie roztopił się w Boskim Absolucie - cóż bowiem takiej istocie po życiu tutaj, na ziemskim padole, pośród grzesznych ignorantów? Obawiam się, że fałszywy mistycyzm jest cechą charakterystyczną polskiego romantyzmu (wyjątkiem jest tu oczywiście Norwid), w tym też upatruję jego głównej słabości. Co do Słowackiego, to (chciałbym się mylić) był to po prostu rozpieszczony dzieciak (odsyłam do listów wieszcza, np. do pysznego passusu, w którym Juliusz S. pisze matce o własnej biedzie, po czym prosi o pieniądze na zakup rękawiczek na bal). Myślę też, że porządne lanie dobrze by zrobiło autorowi Króla-Ducha.
3. ?
Krzysztof Siwczyk
1. W pytaniu pierwszym jest takie słowo, które pozwala mi nie wskazywać tych pięciu ulubionych kawałków z Mickiewicza i Słowackiego. Słowo "aktualnie" wskazuje na pewną płynność sprawy, która może zmieniać swój bieg natury z minuty na minutę. Tak więc wskazuję po jednym ulubionym od dłuższego czasu utworze:
Mickiewicz - Pan Tadeusz, całość.
Słowacki - Ojciec zadżumionych, a w szczególności ta puenta:
"I nie zostało mi nic - oprócz Boga;
I tam mój cmentarz - a tamtędy droga.-"
2. Nie mam jakichś specjalnie ważnych przeżyć związanych z interesującymi nas postaciami. Ważne przeżycia jakoś w ogóle nie kojarzą mi się ze słowem pisanym. Natomiast pod pomnikiem Mickiewicza w Gliwicach naradzaliśmy się kiedyś z kolegą, w jaki sposób wstrzyknąć kwas mrówkowy w miękkie obicia ścian w gliwickim McDonaldzie i uniknąć zatrzymania. Cóż, każdy ma konspirację na miarę własnych potrzeb.
3. Dziesięć lat temu nie czytałem niczego, pięć lat temu zacząłem czytać cokolwiek. W moim przypadku (mam dwadzieścia lat) zawsze jest tak, że jeśli czytam książkę o jakimś pisarzu, to zwykle wpadam w zażenowanie, uświadamiając sobie, że albo moja percepcja jest ułomna, albo ktoś kto pisze o kimś, dostrzega tam rzeczy, których nie ma. Przeto, żeby nie tracić dobrego samopoczucia wolę czytać "intuicyjnie i bezpośrednio".
Bartłomiej Majzel
1. Lista moich ulubionych kawałków z Mickiewicza i Słowackiego wygląda następująco:
1. Dziady cz. II
2. Testament mój
3. Pan Tadeusz
4. Żeglarz
5. Król-Duch
2. Przeżycia związane z Mickiewiczem i Słowackim? Nie ma ich zbyt wiele. Owszem, romantyzm zawsze był mi bliski - wręcz zostałem przez niego w pewien sposób ukształtowany. Zawsze fascynowała mnie postawa romantyka-kaskadera, takie pójście na całość. W literaturze byłem jednak raczej pod wpływem romantyzmu francuskiego (Nerval, Chateaubriand) bądź niemieckiego (Novalis).
Muszę jednak oddać Bogu co boskie, a Słowackiemu co słowackie, no bo Słowacki to dla mnie taka poetycka inicjacja. Był taki czas, że czytałem go namiętnie. Myślę, że pociągała mnie w tej twórczości pewna gładkość. Dziś jest to akurat to, co mnie w niej irytuje. Bo ja lubię obecnie takie chropowate pisanie. Słowacki otworzył mnie jednak na swoisty tragizm.
I nawet jeżeli jest on u niego nieco "papierowy", to i tak zawdzięczam mu wtajemniczenie w kwestię nieuchronności owego tragizmu. A poza tym, za Testament mój gotów jestem postawić mu w swoim ogródku pomnik... Ale żeby zaraz nazywać go wieszczem?
Natomiast Mickiewicz jest według mnie jako poeta bardziej wiarygodny. Nie wiem dlaczego. Tak po prostu podpowiada mi intuicja. Jest w nim wiele autentycznych mistycznych wybuchów, zadymionych komnat, słowiańskich borów, lasów i mokradeł. Ale nade wszystko jest to poezja unerwiona i w wielu miejscach niesamowicie pulsująca, co powoduje, iż, w przeciwieństwie do poezji Juliusza Słowackiego, jest wciąż żywa niezależnie od upływającego czasu. Jednak Mickiewicz w skali całej historii literatury światowej nie zajmuje zbyt eksponowanego miejsca, nigdy nie przekroczył tej najdalszej granicy literatury, za którą jest już tylko olśnienie. Stał się raczej mityczną postacią niż mitycznym pisarzem. Wczuł się idealnie w rolę, na którą było akurat duże zapotrzebowanie. Inna sprawa, że predyspozycje do jej mistrzowskiego odegrania miał wyjątkowe. Ale żeby zaraz nazywać go wieszczem?
3. Książek o wieszczach nie czytałem. Ja jestem takim typem koczownika w życiu i w literaturze. Wolę pisać niż czytać. Wolę dzicz niż oswojenie. A poza tym nie wierzę w biografie. Dobry poeta swoją biografię zapisuje przez całe swoje życie. Po co więc czytać na ten temat wypociny jakichś amatorów, którym się wydaje, że dotarli do sedna? Sedno jest zawsze o wiele piękniejsze niż ktokolwiek mógłby to uchwycić.
Tomasz Różycki
1. A. Mickiewicza: [Gdy tu mój trup...], Epilog Pana Tadeusza, [Śniła się zima...]. J. Słowacki: [Śmierć, co trzynaście lat stała koło mnie...], [Dajcie mi tylko jedną ziemi milę...] i jeszcze wiele innych.
2. Nie bardzo rozumiem pytanie, chociaż spróbuję odpowiedzieć, najwyżej będzie źle. Wydaje mi się, że było kilka przeżyć, związanych z Mickiewiczem i ze Słowackim w moim życiu, ale trudno je opisywać na użytek ankiety. Najpierw to ojciec opowiadał mi czasem jakieś dziwne rymowane bajki na dobranoc, jedną trochę straszną, a jedną bardzo ciekawą. Potem się okazało, że to była Pani Twardowska, Ucieczka i Trzech Budrysów Mickiewicza. Drugi raz to było w Krakowie, na Wawelu, w krypcie Mickiewicza i Słowackiego, kiedy napisałem do nich parę słów od siebie w szesnastokartkowym zeszycie w linie, który był tam wyłożony dla wycieczek zaraz przy grobowcach. Zastanawiałem się później, czy w nocy, kiedy już zamknięto Katedrę, oni wtedy czytają to wszystko, "Bożena i Arek byliśmy 16.09.91", "8c z Trzebini". Czy kłócą się tam jeszcze, czy Mickiewicz krzyczy i macha rękami, a Słowacki obserwuje go ironicznie i zapala fajkę, a potem widać tylko dużo żółtego i błękitnego dymu? Mickiewicz raczej pali cygaro, jest taki jego portret z cygarem w dłoni, już w Paryżu, a może lulkę? Bo Słowacki to raczej lulkę. I co oni w tym Krakowie robią, bo przecież za życia tam nie byli. Właśnie w Paryżu dużo o nich myślałem. Tam jest Muzeum Mickiewicza na Wyspie Świętego Ludwika i można zobaczyć na przykład jego biurko. Potem, kiedy stamtąd wyszedłem, czytałem Żmut i ocknąłem się dopiero w wagonie metra, dokoła pełno czarnych ze słuchawkami na uszach, podrygujących w rytmie jakiegoś rapu, Paryż, jedziemy pod Sekwaną, a ja tu czytam, ile Mickiewicz płaci za stancję w Kownie, ile za obiady, ile za pranie i że bieda, nie ma nawet na kołnierzyk do surduta, nawet o majtki prosi brata, i żeby przysłał przy okazji parę funtów "tytuniu". Tu lato, murzyński rap i ja jedyny biały, i chyba trochę jednak nietutejszy, skoro tam w Kownie śnieg, zima i Mickiewicz zapala świece w pokoju, pisze To lubię.
Jeszcze w Paryżu przyśnił mi się wiersz o Słowackim, zupełnie gotowy wiersz, obudziłem się w środku nocy, niewiele wiedząc z tego, co się dzieje, ale zapisałem ten wiersz i teraz jest, może słaby, ale przyśniony i nie mogę tam nic zmieniać, bo w końcu nie wiadomo, skąd się ten wiersz wziął, kto mi go podyktował (bo we śnie ktoś mi dyktował) i czy w związku z tym wypada coś zmieniać, nawet jakby był słaby?
3. J. M. Rymkiewicz: Żmut, Baket, Kilka szczegółów, Do Snowia i dalej... , K. Rutkowski: Braterstwo albo śmierć, Stos dla Adama, a prawdę mówiąc, staram się czytać wszystko, co ostatnio się na ten temat ukazało, łącznie z Kroniką życia i twórczości A. Mickiewicza Marii Dernałowicz, książkami A. Witkowskiej, przedwojenymi pismami Boya oraz Latarką Gombrowicza A. Salamon. To samo ze Słowackim. Moja ulubiona książka o nim to Juliusz Słowacki pyta o godzinę J. M. Rymkiewicza. Mam duże zaległości, ale biografiami ich obu interesuję się szczególnie. Do nich też i do książek Rymkiewicza wracam najczęściej i najchętniej.
Mariusz Grzebalski
1. Mickiewicz, Słowacki... Niestety, nigdy nie doszło między nami do prawdziwego romansu. Jakoś się nie złożyło. Mało tego - wstyd się przyznać, ale w sumie nie dość dobrze znam twórczość obu panów, a już na pewno nie na tyle, aby formułować na jej temat sądy wartościujące. Jednak do Mickiewicza wracam chętnie - zwłaszcza do Pana Tadeusza, Dziadów, Zdań. Podobnie jest z balladą Powrót taty - szczególnym sentymentem darzę ten jej fragment, w którym dzieci modlące się o szczęśliwy powrót ojca, podglądane są przez opryszków mających zamiar pozbawić go życia.
W ogóle do ballad Mickiewicza mam sporo serca. Mogę powiedzieć "lubię" i nie skłamię.
Z kolei moja wiedza na temat twórczości Słowackiego jest stosunkowo skromna. Wprawdzie kiedyś, przygotowując się do egzaminu, przeczytałem kilkanaście jego książek - ale, niestety, hurtem. Efekt tego był taki, że wszystko zaczęło mi się mylić. Do dziś na przykład nie potrafię przyporządkować płonącego jeźdźca konkretnemu tytułowi.
2. Najważniejsze przeżycie... W przypadku Mickiewicza na pewno praca maturalna z języka polskiego. Ale też nieustające zdziwienie spowodowane uwielbieniem, jakim rodacy darzą tego poetę. Co rusz słyszę, że my wszyscy z Mickiewicza! Że on NASZ, NASZ! A my jego! I, nie wiedzieć dlaczego, wszyscy nagle znajdujemy się na kolanach. Kiedyś na przykład pracowałem jako nauczyciel w pewnej prowincjonalnej szkole - nawet tam wszyscy wiedzieli, że Mickiewicz wielkim poetą był, każda pani Kasia, każda pani Jola, każdy pan Mirek! I wiedzieli dlaczego!
Większych przeżyć związanych z osobą Słowackiego nie pamiętam.
3. Książki poświęconej w całości któremuś z wieszczów nie przeczytałem od bardzo dawna. Natomiast cenię sobie uwagi, jakie Gombrowicz poświęcił Mickiewiczowi w dzienniku 1953-1956. Te, w których obok nietuzinkowego pisarza widzi w nim również strażnika pokonanej państwowości i moralizującego pocieszyciela sponiewieranego narodu. Kogoś, kto chce, aby to, co słabe, niewydarzone, klęczące zyskało powszechną akceptację. Kto przekonuje: bezsilne jest piękne.
Maciej Melecki
1. Ballady i romanse, Oda do młodości, liryki lozańskie, Dziady, Kordian.
2. Nie przypominam sobie żadnego konkretnego przeżycia towarzyszącego lekturze dzieł Mickiewicza lub Słowackiego. Natomiast niewątpliwie z lekturami Dziadów czy Kordiana wiążą się przeżycia duchowe czy intelektualne. Pamiętam jedynie, że podczas lektury wiersza Mickiewicza Do xxx. Na Alpach w Splügen 1829 uległem sporemu odurzeniu. Wiersz ten zahipnotyzował mnie do tego stopnia, że od razu chciałem pojechać w Alpy i wejść na Mount Blanc, aby doświadczyć jednocześnie czegoś podobnego do tego, co musiał doznać z osobna Mickiewicz i Słowacki. Oczywiście nie zrealizowałem tego zamiaru, co widocznie spowodowało, że już nigdy nie sięgnąłem z powrotem po wiersz Mickiewicza ani dramat Słowackiego, chcąc najwyraźniej zachować swoje dziewicze wrażenia i w żaden sposób ich nie naruszać.
3. Jeśli chodzi o książki poświęcone wieszczom, to niestety lub stety, nie przeczytałem żadnej, gdyż nie miałem nigdy na to ochoty. Sięgnąłem natomiast do książek poświęconych polskiemu romantyzmowi, co wywołane było potrzebą wiedzy na temat m.in. życia i twórczości Mickiewicza i Słowackiego, aby móc zdać egzamin z "oświecenia i romantyzmu". No cóż, otrzymałem pytanie dotyczące twórczości Aleksandra Fredry.
Adam Wiedemann
1.
a) Słowacki: Sen srebrny Salomei
b) Słowacki: [Czyż dla ziemskiego tutaj wojownika...] (albo: Na jednej górze podczas zawieruchy...)
c) Mickiewicz: Ucieczka (albo Rybka)
d) Słowacki: Horsztyński (albo Beniowski)
e) Mickiewicz: [Uciec z duszą na listek...] (albo Widzenie)
2.
a) W liceum musieliśmy się wszyscy nauczyć na pamięć Ody do młodości, po czym byliśmy z tego nauczenia się odpytywani. Wyglądało to tak, że pani Wawrzycka, nasza polonistka (która nienawidziła tego utworu jak psa, bo sama też kiedyś musiała się go nauczyć, i w ten właśnie sposób przekazywała tę nienawiść dalej, kolejnym pokoleniom, o czym powiedziała mi dopiero parę lat po maturze, tzn. po tym, jak chyba już byłem magistrem filologii polskiej) omdlewającym i znudzonym ruchem ręki wskazywała kolejnych delikwentów, którzy wstawali i recytowali (bądź nie) kolejne "zwrotki" tak, że nikt nie wiedział, która "zwrotka" na niego padnie. W pewnym momencie pokazała tak mniej więcej na siedzącą w ostatniej ławce Jolę Wargę, a było to zaraz po tym, jak ktoś wyrecytował samą końcówkę, więc Jola, uradowana, że na nią przypadł akurat początek (bo początek to przecież wszyscyśmy umieli), a jednocześnie niepewna, czy to ona właśnie została pokazana, wstała i powiedziała cichutko: "Bez serc, bez ducha... czy mogę mówić?"
b) Nie przypominam sobie żadnej anegdotki, więc chyba pisanie (na drugim roku studiów) pracy rocznej, zatytułowanej Anti-Hausner, a będącej polemiką z poglądami niejakiego B. Hausnera, nauczyciela gimnazjalnego ze Lwowa, który z okazji setnych urodzin poety opublikował był rozprawkę pt. Słowacki a Biblia. To, co wedle Hausnera stanowiło przekład, moim zdaniem było co najwyżej swobodną trawestacją; tego rodzaju rozróżnienia wydawały się podówczas ogromnie ważne i aż smutno się robi na myśl, że dziś to już wszystko jedno.
3. O Mickiewiczu Rymkiewicza Żmut, o Słowackim Słowacki i nowa sztuka Matuszewskiego.
Krasnogruda nr 11, Sejny 2000, Pogranicze.