Kiedy w niedzielę po południu wracałam do Wrocławia z mojego rodzinnego domu w czeskich Karkonoszach, gęsto padał śnieg i jechałam bardzo wolno w kolumnie polskich samochodów powracających z weekendu w górach. Mój mały syn spał na tylnym siedzeniu i w ciszy padającego śniegu rozlegał się głos Václava Havla sprzed pięciu lat, mówiący o miejscu teatru w jego życiu. Czeskie stacje radiowe zareagowały na wiadomość o śmierci byłego prezydenta emisjami rozmów z nim, tak jakby chciały w ten sposób przedłużyć jego obecność w naszym życiu. W momencie głębokiego smutku i wrażenia nagle zatrzymanego czasu, przypomniał mi się ważny moment z mojego dzieciństwa, kiedy mama nauczyła mnie na potrzeby szkolnego konkursu wiersza czeskiego noblisty Jaroslava Seiferta, upamiętniającego dzień śmierci pierwszego prezydenta Czechosłowacji - Tomáša Garyka Masaryka. Masaryk, podobnie jak Havel, zmarł nad ranem, i wiersz, który do dziś pamiętam, nosi tytuł To kalné ráno (Ten szary poranek). Mama czytała mi na głos, dopóki nie nauczyłam się na pamięć słów tego wiersza, podzielonego w czterech miejscach miękko brzmiącym refrenem: "Zapamiętaj sobie dziecko moje, ten szary poranek." Dzięki Havlowi wiem dziś, że wybór tego wiersza napisanego przez będącego w niełasce u władzy Seiferta na cześć pierwszego demokratycznego prezydenta przedwojennego kraju był przykładem owej siły bezsilnych, którą mi moja mama przekazała wraz z poczuciem sprawczości, gdy go publicznie wygłosiłam w czasach pozbawionych nadziei, że komunizm kiedykolwiek się skończy. Atmosfera niedzielnego popołudnia 18 grudnia 2011 roku, kiedy jechałam do Wrocławia, i ta odzwierciedlona w wierszu Seiferta z 14 września 1937 roku, połączyła Masaryka i Havla - dwóch przywódców czechosłowackiej demokracji w momencie ich zmierzchu i w moich wspomnieniach.
Havel jako niekwestionowany autorytet zaczął Masarykowi towarzyszyć w rodzinnym dyskursie i w mojej wyobraźni już przed przemianami w 1989 roku, kiedy wiedzieliśmy z zachodnich stacji radiowych, że jest w więzieniu. I jego symboliczne i później urzeczywistnione przywództwo w czasie aksamitnej rewolucji, gdy w ostatnim roku liceum z podekscytowaniem dystrybuowałam jego teksty w naszym małym karkonoskim miasteczku, było czymś absolutnie magicznym w swojej naturalności. Spotkałam go przypadkowo w Pradze, rok później, w restauracji na brzegu Wełtawy, zaproszona na obiad przez moją starszą siostrę po tym, jak z sukcesem zdałam egzaminy na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Karola. Václav Havel siedział przy piwie ze swoim bratem i ja byłam przez cały obiad obezwładniona poczuciem osobistej wdzięczności i przeznaczenia, że mogłam go spotkać w dniu, kiedy dostałam się na wymarzone przeze mnie studia humanistyczne - co byłoby z powodu braku politycznej poprawności moich rodziców jeszcze rok wcześniej niemożliwe. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to jemu zawdzięczam wolność i możliwość realizacji, nie daną mojej starszej siostrze, która nigdy nie została lekarzem.
Kiedy wyjechałam w 1992 roku do pracy i na studia do USA, Havel dalej odgrywał ważną rolę w moim życiu. Od współpracowników w firmie inżynierskiej w Idaho, przez rybaków na Alasce, aż po intelektualistów w Nowym Jorku, Havel i Praga byli zwykłe pierwszym skojarzeniem, które u ludzi, których spotkałam wywoływała moja „czeskość”. Havel powoli stawał się w ten sposób kimś, dzięki komu uświadamiałam sobie swą narodową tożsamość. Był to skomplikowany proces dla kogoś wychowanego w rodzinie, która pielęgnowała historycznie uzasadnioną ostrożność wobec zbiorowych emocji, wzmocnionej w moim przypadku jeszcze kulturowo-relatywistyczną postawą, wykształconą w trakcie studiów antropologicznych na amerykańskich uniwersytetach. A jednak, może nieświadomie, postanowiłam pozostać Czeszką nawet wówczas, gdy miałam inne, wydawałoby się bardziej atrakcyjne możliwości. Teraz zdaję sobie sprawę z kluczowej roli, którą Havel odegrał w tym procesie mojego narodowego utożsamiania - to on, oprócz mojej rodziny, przedstawiał jedyne możliwe odniesienie dla uczucia, które nazwałabym dumą narodową.
Kiedy w 2003 roku przyjechałam do Wrocławia, Havel przestał być już prezydentem. Dla mnie i mojej rodziny, jego odejście od władzy jednoznacznie przedstawiało koniec ery slušné politiky (polityki porządnej) - i to, że nasze oczekiwania spełniły się, nie było dla nas, niestety, w niczym zaskakujące. W tym okresie, w którym doszlo do uwolnienia banalności prywatnych potyczek i interesów w imieniu publicznego dobra, wydawało się, że Havel jest bardziej szanowany poza granicami Czech, zwłaszcza w Polsce, gdzie zawssze był doceniany i podziwiany. Patrząc w tym czasie na Havla z Polski, zobaczyłam jego szerszy europejski i światowy wymiar w czasach kryzysu (post)nowoczesności. Jego słowa, którymi od czasu do czasu próbował przywrócić ludzi a szczególnie polityków na drogę przyzwoitości, nie wydawały już się skierowane tylko do Czechów i były głosem rozsądku w szalonym czasie beztroski. A jednak był to już głos coraz bardziej odosobniony w swojej nieugiętości, jak gdyby polityka Havla oparta na zasadach etycznych, uczciwości i moralności już nie przystawała do świata nowoczesnej polityki traktowanej wyłącznie w instrumentalnych kategoriach. On jednak nigdy nie zrezygnował ze swoich zasad i jeszcze w 2009 roku kiedy we Wrocławiu przemawiał z okazji otrzymania Nagrody Jana Nowaka Jeziorańskiego, potwierdził swoje przekonanie, że slušná politika jest nie tylko możliwa, ale i konieczna. Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że mogłam Havla spotkać przy tej okazji w trakcie jego wizyty w Hali Stulecia, kiedy to towarszyszył mu Adam Michnik - człowiek, którego kojarzę z podobną Havlovi moralną nieugiętością. Jestem też wdzięczna, że mogłam wspólnie z polskimi, czeskimi i slowackimi przyjaciólmi Havla spędzić we Wrocławiu w minionym tygodniu wyjątkowy czwartkowy wieczór połączony z promocją książki – zbioru jego esejów. Wielkie postaci Polaków odchodzą stopniowo - Miłosz, Kołakowski, Geremek, Kuroń. Dla nas Czechów, Havel był jedyny i tym bardziej bolesna jest to strata. Nie da się zastąpić Havla w moim życiu. Spoglądam na jego książki na półce, które nam zostawił i „trzymam się“ nadziei, że jego odejście ze świata nie przychodzi w momencie podobnie tragicznym, jakim był wrzesień 1937 roku, kiedy zmarł pierwszy prezydent Czechosłowacji, wielki humanista Masaryk. Może jednak warto przywołać jeszcze raz Seiferta, który kończy swój wiersz na cześć Masaryka słowami skierowanymi do Europy w przededniu drugiej wojny światowej: "Europo, Europo, kiedy dzwony zaczną bić, powinnaś być pierwsza, kto będzie płakał. Europo, straszna ponad mieczami i armatami, w świetle świec, które zapłoneły. Zapamiętaj sobie dziecko moje, ten szary poranek." Ja zapamiętam.
To kalné ráno
Jaroslav Seifert
Za sto let možná děti našich dětí
svým dětem budou teskně vyprávěti
o šedém ránu 14. září
navěky označeném v kalendáři.
To kalné ráno, to si pamatuj mé dítě.
Až ze všech nás budou už jen stíny,
či prach, jejž čas klást bude na hodiny
života příštích v ranním šeru
chvíle se ozve bez úderu.
To kalné ráno, to si pamatuj mé dítě.
Tu chvíli před půl čtvrtou ranní,
ten okamžik, a konec umírání,
když smrt se dotkla vrásek čela,
a ranní mlhou odcházela.
To kalné ráno, to si pamatuj mé dítě.
Evropo, Evropo, až zvony rozhoupají,
měla bys první být mezi těmi, ktoš lkají.
Evropo, hrozná nad meči a děly,
ve světle svící, jež se rozhořely.
To kalné ráno, to si pamatuj mé dítě.
14.09.1937
Hana Cervinkova, 23.12.2011, www.wroclaw.gazeta.pl