W „Karcie” #69 znajdują sie między innymi również:
- Czesław Miłosz o Polsce
- II RP: żądamy kolonii
- Może Argentyna
- Wyjście z Andersem
- Kamienica w ogniu – 1944
- Historia „Karty” (lata 80.)
Czesław Miłosz o Polsce
Z Literacką Nagrodą Nobla Czesław Miłosz uznawany był w Polsce niemal za wieszcza. Przyglądał się Polakom jak obcemu, niepokojącemu żywiołowi. Nie był jednak krytykiem niechętnym czy bezlitosnym, potrafił stanąć po stronie tego społeczeństwa, gdy uznał, że Polska odzyskuje mniej karykaturalną twarz. Przedstawiamy wybór – z całej spuścizny poetyckiej i prozatorskiej Autora – z którego wyłania się nieoczywisty i zobowiązujący obraz polskości, nie traktowanej jak Bogini.
Czesław Miłosz w Rodzinnej Europie:
Partia nacjonalistyczna – partia dobrze myślących, czyli wstępującej na scenę drobnej burżuazji – wyłoniła się w ostatnich latach ubiegłego [XIX] stulecia i działała głównie w dorzeczu Wisły, prowadząc tam wojny z socjalistami. Za główny argument służyła jej nieokreślona, ale przychylna aura, jaka otacza słowo: Naród. Ten miał być jednością językową, kulturalną, religijną (katolicką), a wkrótce i rasową, choć wśród najbardziej czynnych propagandystów znalazłoby się niejednego potomka rabinów. Ta właśnie partia, nadal istniejąca, wcześnie znalazła się w moim polu widzenia przez swoją prasę i swoje hasła. Moje uczulenie na wszystko, co ma zapach „narodowy” i rodzaj fizycznego wstrętu do ludzi wydzielających ten zapach, zaważyło silnie na moich losach.
Czesław Miłosz w liście do Zbigniewa Herberta: Od Polski można zwariować. Mnie jest głupio i wstyd po prostu, ale nie mogę przecie tam mieszkać, bo bym się zadręczył i zniszczył.
Berkeley, 14 września 1967
II RP: żądamy kolonii
Władze II RP dokładały dyplomatycznych wysiłków, by pozyskać dostęp do zamorskich kolonii – imaginowanego źródła surowców, rynku zbytu i potwierdzenia silnej pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Założona w 1930 roku Liga Morska i Kolonialna szybko stała się organizacją masową – w 1939 roku zrzeszała prawie milion członków, którzy nie wahali się przed publicznym demonstrowaniem reprezentowanych przez Ligę aspiracji kolonialnych. Doroczne Dni Kolonialne były okazją do powszechnych manifestacji i defilad.
Polskie ambicje kolonialne skłaniały do wyjścia na ulicę tysiące obywateli. Jak zapisał we wspomnieniach Dyrektor Departamentu Konsularnego MSZ Wiktor Tomir Drymmer: „Cele romantyczne, przestarzałe i nierealne, pobudzały wyobraźnię”. Raczej – chorą wyobraźnię
Może Argentyna
Kilka lat po odzyskaniu niepodległości Polska rozpoczęła zabiegi dyplomatyczne, których efektem miało być uzyskanie kolonii. Sytuacja międzynarodowa – jak sądzili architekci polityki zagranicznej – sprzyjała nowemu podziałowi kolonialnej mapy świata. Beneficjentem takiego podziału chciała stać się również Polska. Gdy okazało się, co oczywiste, że żadne państwo kolonialne nie kwapi się do zrzeknięcia się swoich terenów, niemożność zdobycia i administrowania prawdziwą kolonią zmusiła polityków do szukania nowych rozwiązań.
Zamierzano za państwowe pieniądze stworzyć prężne pod względem gospodarczym i politycznym skupiska Polonii w Ameryce Południowej.
W 1937 roku rozpoczęła się właściwa część przedsięwzięcia – z Polski wypłynęli pierwsi emigranci. Zamieszkali w trzech koloniach: Polana, Wanda i Gobernador Lanusse. W sumie sprowadzono do Misiones 144 rodziny (stan z lutego 1939). Napływ osadników został przerwany w 1939 roku przez wybuch wojny.
Stefan Wiśniewski (osadnik z Misiones):
Cała rodzina karczowała dżunglę, a to nie laski w Polsce. To, co w dzień wykarczowaliśmy – odrastało nocą. Do tego zabójczy klimat, żar, wilgoć, moskity, gady, zwierzęta atakujące ludzi. Jeżeli istnieje piekło, to my go zaznaliśmy tutaj. Ludzie umierali, sporo rodzin wyjechało z Wandy. Ale ojciec, uparty polski chłop, postanowił wytrwać. Oto wreszcie miał własne dwadzieścia hektarów, o których w Polsce nawet nie marzył.
Wyjście z Andersem
Mija 70 lat od chwili, gdy – w wyniku ataku Hitlera na Stalina – na niespełna dwa lata Sowieci stali się, choćby deklaratywnie, sprzymierzeńcem Polski. Dzięki temu ponad 100 tysięcy polskich obywateli wyrwało się z sowieckich rąk. W kadrach pokazujemy ich historię, która nie została dotąd w pełni opisana.
Kamienica w ogniu – 1944 . Dziennik Danuty Nogajewskiej
11 sierpnia 1944
Mamy straszną noc za sobą. Położyłyśmy się spać późno, po ostatnim komunikacie radiowym, i ledwo zdążyłyśmy zasnąć, a już straszne detonacje przywróciły nas do rzeczywistości. Trudno opisać, co się przeżywa w ciemną noc w zamkniętym, zaciemnionym pokoju, słychać nieznane dotąd wybuchy, zdolne umarłego przywrócić do życia. Niebezpieczeństwo grozi i nie wiadomo, z której strony go się spodziewać. Jak się później okazało, strzelała ciężka artyleria niemiecka w kierunku Pragi – nie wiadomo tylko, czy w nasze pozycje, czy już nieprzyjacielskie. Raczej jednak na nasze; ostrzeliwują Warszawę ze wszystkich stron, z pociągów pancernych, z dział.
Danuta Nogajewska (1921–2009) urodziła się w Poznaniu. W drugiej połowie lat 20. XX wieku wraz z rodziną przeniosła się do Gdyni. Tam w czerwcu 1939 zdała maturę w szkole sióstr urszulanek. Po zajęciu Gdyni przez Niemców we wrześniu 1939 wysiedlona została wraz z rodziną do Generalnej Guberni. Wraz z matką, siostrą i bratem zamieszkała w kamienicy przy ulicy Koszykowej 28. Tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego zaczęła pisać dziennik.